[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechnąć. Ciotka Augusta była jedyna w swoim rodzaju, nic nie po-
zostawiała przypadkowi.
Pauline zakręciła się tanecznym krokiem po pokoju. Była razem z
Liamem! A jutro miała się spotkać ze znanym malarzem Eugenem
Cołbl0rnsenem. Ufała, że artysta jest życzliwy i wierzy w kobiety zaj-
mujące się malowaniem. Większość mężczyzn wyrażała pogląd, że ko-
biety, owszem, mogą dla rozrywki parać się sztukami pięknymi, ale
nigdy, przenigdy nie można ich traktować poważnie. Niezależnie od
tego, jaki jest ów nowy nauczyciel, Pauline zamierzała chłonąć wiedzę
i inspiracje. To jej życiowa szansa, by do czegoś dojść.
Usłyszała kroki na schodach. Znowu schodzi na dół!
Podbiegła do dużego lustra na ścianie i uśmiechnęła się do siebie,
by sprawdzić, jak wypadnie. Jej policzki zarumieniły się, a oczy roz-
błysły. To naprawdę jej życiowa szansa! On zgodził się tu przyjechać.
Podróż statkiem upłynęła jak w bajce, pełna bliskości i radosnego
oczekiwania na to, co ich czeka. Liam sprawiał wrażenie bez-
pośredniego i szczęśliwego, a ona... -Pauline?
Wyszła mu na spotkanie, ale ku swemu rozczarowaniu spostrzegła,
że Olga ją uprzedziła. Gosposia stanęła z rękami założonymi na białym
fartuchu i wyglądało na to, że myśli swoje na temat rozwiedzionej bra-
tanicy pani Augusty z mężczyzną na dokładkę. Wprawdzie przedstawił
się jako ksiądz, ale każdy mógł tak powiedzieć.
R
L
- Wybieram się do szpitala, w którym pracuje siostra Therese -
oznajmił tak, jakby cieszył się, że wychodzi z domu.
- Zwykle jemy obiad o siódmej - rzekła Olga i skinęła głową na
podkreślenie swych słów.
- Obiecuję, że wrócę na czas - uśmiechnął się Liam i zwrócił się do
Pauline. - Potem wyjdę jeszcze raz, by zdążyć na wieczorną mszę w
kościele.
Nie odpowiedziała. Kiedy on wreszcie zapomni o Kościele i swym
powołaniu? Może nie zapomni, lecz potraktuje nieco swobodniej, jak
to jest wśród norweskich pastorów. Miała nadzieję, że Olga kładła się
wcześnie spać i mocno zasypiała. Co prawda dla przyzwoitości dostali
pokoje na różnych piętrach, ale dzieliły ich zaledwie jedne schody i
kilkoro drzwi.
Widziała, jak wyszedł z salonu, i słyszała zamykające się drzwi.
Olga wycofała się do strefy kuchennej, a Pauline przemknęła na górę
po schodach. Ostrożnie, jak tylko umiała, otworzyła jeden z gościnnych
pokoi. To nie ten. Udało jej się trafić do tego właściwego o dwa pokoje
dalej w głębi korytarza. Na oparciu krzesła zauważyła przewieszoną
kurtkę, na łóżku, przykrytym narzutą, leżał szlafrok. Pauline wzięła
kurtkę i przyłożyła do policzka. Materiał był szorstki i pachniał nim.
Zamknęła oczy i nabrała przeświadczenia, że nie będzie musiała
długo czekać, by znalezć się w objęciach Liama. To obce, duże miasto
popchnie ich ku sobie w ramiona. Nie wątpiła w to. Musi tylko dać
księdzu jeszcze trochę czasu i postarać się, by dłużej został w Bergen.
Oczy ojca Liama lśniły ku niej w świetle świec. Pochylił się do
przodu i uśmiechnął.
Bergen dobrze na mnie wpływa, Pauline. Myślę, że by mi się tu
spodobało, czuję to.
- Ja też - odpowiedziała uśmiechem i pozwoliła sobie zabawić się
myślą, że ksiądz zostanie tu cały rok.
- Nie śpieszy mi się do Jomfruland i samotności - mówił dalej. -
Czy mogę zostać tu kilka tygodni?
R
L
- Oczywiście! - odparła, starając się ukryć nieopisane szczęście,
które ją ogarnęło.
- Od jutra będziesz bardzo zajęta, a ja wreszcie się spotkam z ludz-
mi, którzy wyznają tę samą wiarę. Dowiedziałem się, że w mieście jest
paru moich rodaków: kilka sióstr zakonnych i ksiądz, który... - urwał,
bawiąc się łyżeczką. - Ale musisz mi pozwolić zapłacić za wyżywienie.
Potrząsnęła głową.
- Nie ma mowy. Ciotka Augusta myśli chyba, że jem dwa razy
więcej, bo zostawiła o wiele za dużo pieniędzy na życie. Wiem, że ją
na to stać. Jesteś moim gościem, Liam. A ja powinnam ci być
wdzięczna, że zgodziłeś się ze mną tu przyjechać. Mam nadzieję, że
odprowadzisz mnie jutro do szkoły?
- Naturalnie.
- Widzisz, wykorzystuję cię. Pomożesz mi nieść przybory do ma-
lowania i będziesz mnie chronił przed wszystkimi niebezpieczeństwa-
mi w tym obcym mieście.
Uniósł kieliszek z winem.
- A więc umowa stoi.
Upiła łyk wina i pomyślała, że właściwie nie ma pojęcia, z czego
Liam się utrzymuje. O ile wiedziała, nie zarabiał. Opłacił swoją podróż
statkiem, a więc musiał posiadać jakieś pieniądze, ale nie odważyła się
spytać skąd. Może dostał spadek?
Robert stanowił tak zwaną dobrą partię, był zamożny i pochodził z
dobrego domu. Jednak małżeństwo z nim sprowadziło na nią same [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl