[ Pobierz całość w formacie PDF ]

portret, o którym wspomniał mi Pip... Powiedział, że kobieta na obrazie była do
mnie podobna, więc przypomniałam sobie, że ty również powiedziałeś, że... -
plątała się bezradnie.
- ...że przypominasz mi twoją piękną babkę - dokończył za nią. - I co
zamierzasz teraz robić, skoro już znalazłaś obraz?
- Och, mam mnóstwo nauki. Czas tak szybko mija i we wrześniu może się
okazać, że nie jestem gotowa.
- Nie zatrzymuję cię - powiedział nieoczekiwanie ostrym tonem.
- Ale Pip... - zaczęła, nie wiedząc, co począć.
- Nie jesteś jego niańką - rzekł opryskliwie. - Philip często tu zagląda i
potrafi bawić się sam.
Odwrócił się i podszedł do syna, a Sophie patrzyła rozgoryczona na jego
plecy. Czuła się całkiem odtrącona, zepchnięta na boczny tor.
- 83 -
S
R
Powoli zeszła na dół i na resztę dnia zamknęła się w swoim pokoju.
Oczywiście, że miał prawo spędzić trochę czasu sam na sam z synem,
rozmyślała. Dobrze, że się zdecydował. Lepiej pózno, niż wcale.
Przy kolacji Matthew zachowywał się uprzedzająco grzecznie, ale to tylko
pogarszało ciężką atmosferę. Ucieszyła się więc, gdy zaraz po posiłku zamknął
się w swoim gabinecie i więcej już nie wyszedł.
Gdy Pip położył się spać, Sophie została jeszcze czas jakiś przed
telewizorem, ale burza uszkodziła antenę i obraz bardzo się pogorszył.
Zrezygnowana, poszła na górę.
W chwili gdy stanęła na progu swego pokoju, już wiedziała, że zaszła tu
jakaś zmiana. Rozejrzała się niepewnie, ale dopiero gdy weszła do środka i
spojrzała na ścianę przy drzwiach, zamarła z wrażenia. Naprzeciw łóżka wisiał
portret jej babki i tylko Matthew mógł go tutaj powiesić! Na widok starannie
oczyszczonego i pieczołowicie umieszczonego na ścianie obrazu serce
podskoczyło jej z radości.
- Czy lady Sophrina jest zadowolona? - Matthew z półuśmiechem na
twarzy pojawił się w drzwiach i teraz stał oparty o ich framugę.
- Och, tak! - Popatrzyła nań oczami iskrzącymi się ze szczęścia. - Czy
mogę go zatrzymać aż do wyjazdu?
- Możesz go zatrzymać na zawsze, Sophie - powiedział miękko.
- Ale... ale to jest portret rodzinny...
- Portrety rodzinne, jak zapewne zauważyłaś, nie mają dla mnie
specjalnego znaczenia - oznajmił, wchodząc do pokoju. - Poza tym Margaret tak
naprawdę nie należała do mojej rodziny, choć bardzo chciałem, aby tak było...
Należała do Quentina, a teraz należy do ciebie.
- Przykro mi... - bąknęła. - Przykro mi, że tak się stało...
- Nic już tego nie zmieni - rzekł ze smutkiem. Nagle odwrócił się i
spojrzał jej prosto w twarz. - Wniosłaś iskierkę życia do Trembath, Sophie, ale
- 84 -
S
R
niedługo stąd wyjedziesz... Tak jak łódz, która wpływa do portu, a potem
odpływa w nieznanym kierunku.
I nic się już nie zmieni.
- Rozumiem, co czujesz... - podjęła, ale Matthew uśmiechnął się szeroko i
delikatnie uniósł jej podbródek.
- Bardzo wątpię - powiedział. - Cokolwiek chodzi ci po tej ślicznej
główce, jest z pewnością tylko wytworem twej bujnej wyobrazni. Nie...
- ...wtrącaj się? - przerwała mu, a on roześmiał się głośno.
- Chciałem tylko powiedzieć, byś nie zawracała sobie tej ślicznej główki
Trevelyanami. Należymy do twardzieli.
- Pip także?
Matthew na moment zmrużył swe bursztynowe oczy.
- Czas pokaże - rzekł cicho. - A teraz idz do łóżka, Sophie. I patrząc na
swą babkę, pamiętaj, że jej życie potoczyłoby się całkiem inaczej, gdyby nie
przyjechała do Kornwalii.
Gdy wyszedł, Sophie jeszcze długą chwilę przyglądała się portretowi.
Obraz ten wskrzeszał przeszłość, której brakowało w jej życiu. Matthew
również należał do tej przeszłości i takim chciał dla niej pozostać... Wyjaśnił
przecież, że oczekuje jej wyjazdu w stosownym czasie i dał do zrozumienia, że
więcej nie zechce jej widzieć... Pocałunek był tylko przypieczętowaniem
rozkazu. Nie mogła jednak o nim zapomnieć, ponieważ w jakiś przedziwny
tajemniczy sposób ją odmienił.
- 85 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
W środę cała trojka opuściła Trembath. Pip z pozoru był w dobrym
humorze. Gdy podjechali pod szkołę, wysiadł z samochodu i podszedł do
Sophie, by się z nią pożegnać, podczas gdy Matthew wypakowywał bagaże.
- Przygotujesz jakiś plan, Sophie? - szepnął, wkładając głowę w otwarte
okno samochodu.
- Plan? - Była naprawdę zaskoczona.
- Co do szkoły! - syknął. - Byłem pewien, że namówisz tatę, by mnie stąd
zabrał. - Miał bardzo zawiedzioną minę.
- Naprawdę chcesz opuścić to miejsce? - spytała. - Wygląda całkiem
przyjemnie - skłamała. Och, jakie oszustwo zdolna będzie jeszcze popełnić, byle
tylko uczynić zadość życzeniu Matthew!
- Wytrzymam, jeśli będę musiał - powiedział głuchym głosem.
To stwierdzenie położyło kres jej wahaniom. Wychyliła się, aby
pocałować go w policzek.
- Pozostaw to mnie - szepnęła mu do ucha. - Plan już kiełkuje.
- To cudownie, Sophie!
Gdy Matthew podszedł, by odprowadzić Philipa, obrzucił ich oboje
podejrzliwym wzrokiem.
- O co chodziło? - zapytał, gdy byli już w drodze powrotnej. - Co znowu
uknuliście?
- Nic takiego - skłamała. - Philip pytał, czy zastanie mnie w Trembath,
gdy przyjedzie tam na Wielkanoc. Odpowiedziałam, że chyba tak i on się z tego
ucieszył...
- Naturalnie. - Matthew obrzucił ją pełnym wątpliwości spojrzeniem i
wyjechał na główną drogę. - Jako osoba, którą w życiu prześladuje pech, nie
powinnaś prowokować losu, lady Sophrino - mruknął pod nosem.
- 86 -
S
R
- Dlaczego tak mnie nazywasz, przecież obiecałeś... Chyba w tej sprawie
doszliśmy już do porozumienia? - spytała ostro.
- Wybacz mi. - Wzruszył ramionami. - Tak przyszło mi do głowy... Nie
zapominaj, że jestem pisarzem obdarzonym romantyczną wyobraznią. Często
cię widzę jako heroinę dawnego romansu. Jaskrawe włosy, fiołkowe oczy i
powiewne suknie. Tak, musi powstać o tobie książka...
Ten pomysł jej się nawet podobał. Lady Sophrina w powiewnych
sukniach na tle wzburzonego morza... Nawet znienawidzone imiÄ™ w tym
kontekście brzmiało odpowiednio. A w tle oczywiście był dom. Nie mogła sobie
wyobrazić lady Sophriny bez domu... Z dala od niego była tylko zwykłą Sophie.
Z dala od niego była osobą bez przeszłości i bez przyszłości...
Czy w takim razie powinna błagać Matthew, by pozwolił jej pozostać w
tym domu na zawsze? To byłoby całkiem do niej niepodobne! Spojrzała nań
ukradkiem i usiłowała zgłębić jego myśli. Z pewnością nie szukał natchnienia
do nowej książki... Jego książki nie były romansami, podobnie jak on sam nie
należał do mężczyzn romantycznych... Odznaczał się chłodną, bezlitosną
inteligencją, z którą będzie musiała stoczyć zaciętą walkę, jeśli rzeczywiście
chciała pomóc Pipowi.
Sophie westchnęła. Same problemy! Ale najpierw powinna zająć się
najważniejszym: miała przed sobą publiczny występ na ślubie przyjaciółki oraz
zmartwienie, gdzie się zatrzymać na nocleg.
Gdy wjechali do Londynu, nie wiedziała, co powiedzieć, więc nie
odezwała się ani słowem. W każdej chwili Matthew mógł spytać, gdzie ją
wysadzić, a prócz szpitala, gdzie pracowała Esther, żadne miejsce nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl