[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cza, gdy macha rękami na pożegnanie.
Jeszcze raz zmierzyła mnie wzrokiem, ale już poniechała ostrożności.
 Może pan mnie narysować  powiedziała  ale nie pozwalam panu roz-
mawiać ze mną.
 Kiedy rysuję, nigdy nie rozmawiam. Jeżeli pani taka łaskawa, proszę cier-
pliwie poczekać. Przyniosę z kabiny mój warsztat pracy.
 Poczekam  powiedziała  ale niezbyt cierpliwie.
Nie było jej na pokładzie, kiedy wróciłem ze sztalugami i ołówkami. Cze-
kałem dziesięć minut. Przyszła. Zmieniła makijaż, niestety, bo lepiej wyglądała
przedtem. Pozostawiłem to jednak bez komentarza.
 Mogłaby pani jakoś przypomnieć sobie tamten moment, wie pani. . . poże-
gnanie i te dwie ręce?
Spojrzała zdumiona.
 No, oczywiście. Czemuż by nie?
I doprawdy przybrała pozę dokładnie taką samą. Twarz miała cudownie wyra-
zistą: okazywała wspaniale radość z powodu wyjazdu i jednocześnie żal z powodu
rozstania. Pracowałem ciężko, żeby odtworzyć należycie moją modelkę, a ona po-
zowała wytrwale, dopóki jej nie zwolniłem.
 Dziękuję  powiedziałem w końcu.  Z pewnością zostawiła pani w Ne-
apolu kogoś rzeczywiście bliskiego.
 Czemu?
 To było wypisane na pani twarzy. Parsknęła śmiechem.
 Nie znałam w tym porcie absolutnie nikogo. Moi przyjaciele odlecieli do
kraju już na początku tygodnia. Nie chciało im się płynąć przez ocean w pazdzier-
niku.
 Pani się chciało?
 Nie wiem. Ja nigdy nie wiem. Proszę mi pokazać, co pan narysował.
Pokazałem jej i to był dobry szkic. Uchwyciłem linie jej ciała, wysunięcie
głowy do przodu, obie ręce podniesione. Przyjrzała się temu i aż westchnęła.
 Nie przypuszczałam! To jest świetne  powiedziała.  Kupuję. Ile?
 Prezent ode mnie. Ja nie handlujÄ™.
87
 Och!  popatrzyła na mnie przeciągle.  Popełniłam nietakt, prawda?
 Włosi mówią  goffo .
Nie odrywała ode mnie wzroku.
 Podoba mi siÄ™ to.
 Co na przykład?
 Sposób, w jaki pan mnie załatwił. Nie potwierdził pan, że jestem nietaktow-
na, ani pan nie zaprzeczył. No, i ten obrazek bardzo mi się podoba. Chciałabym
go zatrzymać.
 Jest własnością pani. Miałem swoją przyjemność rysując.
Odeszła i po kilku krokach zawróciła. Poruszała się pięknie, harmonijnie,
wprost doskonale.
 Przy którym stoliku pan siedzi?  zapytała.
 Numer piętnaście. Jeszcze nie znam moich współbiesiadników.
 Jest pan sam? To znaczy bez pary?
 Sam. Nieparzysty.
 Usiądzmy tam na leżakach.
 Są nie nasze. Trzeba je wynająć.
Usiadła jednak i ruchem ręki wskazała mi drugi leżak.
 Nikt nas za to nie zaaresztuje  powiedziała.
Usiadłem obok niej. Było trochę wiatru i niewielu pasażerów zostało na po-
kładzie.
 Ja mam stolik numer pięć  powiedziała.  Stolik na dwie osoby i już
odmówiłam dwóm włoskim oficerom. Więc to nadal jest stolik wyłącznie mój.
I właśnie ja  wskazała palcem siebie  chcę mieć przy nim pana.
Dałem się zaskoczyć.
 Pani mnie nie zna  powiedziałem.  Mógłbym panią zanudzić na śmierć.
 Nie  potrząsnęła głową.  Po cóż mi przez całą drogę do Nowego Jorku
staczanie bojów z jakimś Włochem. Przynajmniej z panem mogę sobie poradzić.
 Nie wiadomo.
Uśmiechnęła się i było w jej uśmiechu dużo wdzięku. Zęby miała nieskazitel-
ne.
 Założy się pan?  zapytała.
Cała Alicja Weylin objawiła się w tym pierwszym spotkaniu, zanim poznałem
choćby jej imię i nazwisko. Nie wiedziałem tego, ale zarysy już zostały dla mnie
nakreślone. Ona po prostu musiała być taka. Zawsze odsłaniała siebie: w swojej
próżności graniczącej z zarozumialstwem, w swoich sztuczkach z rękami, z ocza-
mi i z głosem, w swoim bezpośrednim czarująco zuchwałym sposobie bycia i ab-
solutnym egotyzmie i chęci błyszczenia. Ale ja widziałem tylko to, że jest piękną
dziewczyną, nic więcej.
 Kirk Donner  przedstawiłem się.
88
 Och! racja! Bo jeszcze nie wiedziałam, prawda? Aadnie pan się nazywa,
Kirk Donner. Jestem Alicja Weylin  dobitnie wymówiła swoje imię i nazwisko
i czekała, żeby to zrobiło na mnie wrażenie.
Coś mi słabo zakołatało w pamięci.
 Teatr?  zapytałem.  Pani występowała w jakiejś sztuce. Nie mogę sobie
przypomnieć, w jakiej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl