[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stalingradem miał bardzo złe przeczucia i jego uczucie osaczenia znowu zaczęło mu
dokuczać, i to jeszcze bardziej niż poprzednio.
Postanowił pojechać jeszcze raz do kliniki i porozmawiać z Rolfem von Dornhoff.
 Może to mnie trochę uspokoi - pomyślał i zadzwonił po samochód. Jechali wolno, bo
zaczął padać śnieg i kierowca kilkukrotnie musiał wycofywać i omijać większe zaspy, które
się tworzyły w niektórych miejscach, ale po godzinie był znowu w swoim gabinecie.
Kapitan von Dornhoff chyba na niego czekał, bo gdy doktor otworzył drzwi i wszedł
do jego pokoju, ten uśmiechnął się szeroko na powitanie, odkładając słuchawkę telefonu.
- Pańskie papiery przed chwilą zostały podpisane, będą u nas jutro przed dziesiątą
rano. GratulujÄ™, doktorze Brink.
- Widzę, że jest pan informowany na bieżąco - Doktor się uśmiechnął.
- Tak, to prawda, najważniejsze są dobre znajomości i oddani ludzie, obawiam się, że
bez tego nigdzie byśmy nie pojechali.
- Na pewno, kapitanie von Dornhoff. Jeśli idzie o mnie, jestem gotowy, mogę jechać
w każdej chwili. będę tylko musiał zawiadomić Roberta o naszym wyjezdzie i podać mu
przybliżony termin naszego przybycia na granicę. Odbierze nas stamtąd ambulansem, bo pan
oczywiście całą podróż musi odbyć na wózku inwalidzkim.
- Chyba inaczej nie dałbym rady, doktorze. - Rolf von Dornhoff zaśmiał się. -
Wszystko zostało już załatwione przez mojego nieocenionego asystenta, może pan jeszcze
dzisiaj zadzwonić do Zurychu. Wyjeżdżamy jutro póznym popołudniem pociągiem
specjalnym do Monachium. będziemy mieli cały przedział sypialny w wagonie oficerskim dla
siebie, Johan pojedzie z nami do Monachium, stamtąd pomoże nam dostać się na granicę do
Dornbirn i dalej pojedziemy już sami... Wszystkie papiery, pozwolenia i przepustki są
gotowe, proszę nie zapomnieć o swoich cywilnych dokumentach.
- Doskonale pan zaplanował tę operację, kapitanie - powiedział z podziwem w głosie
doktor Brink. - Proszę się nie obawiać, niczego nie zapomnę, też jestem zazwyczaj dobrze
zorganizowany. Kiedy zatem przewiduje pan, że pojawimy się w Dornbirn?
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze i śnieżyca nie narobi nam jakichś nieprzewidzianych
kłopotów, to w Monachium powinniśmy być pojutrze, około dwudziestej, zgodnie z
rozkładem. Tam zanocujemy i rano o ósmej następnego dnia wyruszymy ambulansem do
Dornbirn. To około dwustu kilometrów i znowu, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie,
powinniśmy być na miejscu najpózniej około czternastej. Proszę przekazać panu Duffrie,
żeby o tej porze już tam na nas czekał ambulans. - W takim razie wszystko ustalone, jutro z
samego rana, po odebraniu rozkazu wyjazdu zadzwonię do Roberta i przekażę mu tę
wiadomość.
- Widzę, że szybko pan się uczy, doktorze... - Tak, mam dobrego nauczyciela. - Otton
Brink zaśmiał się. - Do jutra, kapitanie.
* * *
Tego wieczoru doktor Brink zadzwonił jeszcze do Grety Mueller. była bardzo
zaskoczona wiadomością, że doktor niedługo znowu gdzieś wyjeżdża, ale nie zadawała
żadnych pytań przez telefon. Powiedziała tylko:
- Będzie nam pana bardzo brakowało, doktorze, proszę wracać jak najszybciej.
- ObowiÄ…zki wzywajÄ…, panno Mueller, odezwÄ™ siÄ™ do pani po powrocie. ProszÄ™ na
siebie uważać i cały czas stosować te ćwiczenia rehabilitacyjne, które pani zaleciłem. Gdyby
pojawiły się jakieś problemy, proszę skontaktować się z doktorem Voightem z naszej kliniki.
będzie mnie zastępował pod moją nieobecność.
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko, co pan dla mnie zrobił, będę o wszystkim
pamiętać. Też proszę na siebie uważać.
- Zrobię, co będę mógł, ale obowiązki przede wszystkim. Do widzenia, panno Greto.
- Do widzenia, doktorze.
Otton Brink ułożył się wygodnie na swojej skórzanej, klubowej kanapie, postawił na
stoliku obok szklaneczkę brandy i przykrył się pledem. Obserwował duże, wolno spadające
płatki śniegu za oknem, słuchał radia, które bez przerwy nadawało jakieś przemówienia
Führera, i myÅ›laÅ‚ o tym, co go czeka w ciÄ…gu najbliższych dwóch dni. byÅ‚ dobrej myÅ›li,
kolejna szklaneczka brandy jeszcze poprawiła ten nastrój i doktor Brink nawet nie zauważył,
gdy spokojnie zasnÄ…Å‚.
Rozdział 9
Obudził się wypoczęty i w dobrym nastroju, wziął prysznic, ogolił się i, czekając na
kierowcę, robił sobie śniadanie. Ktoś zapukał do drzwi, Otton Brink otworzył i ze
zdziwieniem zobaczył, że na progu stał zarządca domu, pan Stedke.
- Mam dla pana list, panie doktorze, przepraszam, że nie przyniosłem go wczoraj, ale
dosyć pózno pan wrócił i nie chciałem przeszkadzać. Doręczył go posłaniec, proszę bardzo.
Doktor sięgnął po list, zerknął na znajome, zamaszyste pismo i uśmiechnął się.
- Od mojego ojca, dziękuję panu, Stedtke.
Zamknął drzwi i obejrzał dokładnie kopertę. Oczywiście była otwierana i zaklejona
ponownie, dosyć nieudolnie.  Ty kanalio - pomyślał o zarządcy domu, panu Stedtke, i
otworzył kopertę.
Ojciec jak zwykle narzekał na zdrowie, na samotność, na brak rodziny, a zwłaszcza
wnuków, których on, Otton Brink, jego jedyny syn, ciągle nie potrafł mu zapewnić. Wieczne
narzekanie starego człowieka, który siedząc w swojej małej posiadłości na zachodzie
Niemiec, gdzieś pod granicą z belgią w okolicach Aachen, odizolowany od świata i ludzi,
ciągle myślał, że wszystko jest takie samo jak za czasów jego młodości. Posługaczka, która z
nim mieszkała, stary i równie niedołężny jak on sam ogrodnik oraz dochodząca gosposia i
kucharka w jednej osobie stanowili jego jedyną łączność ze światem. Otton pokiwał z
uśmiechem głową i odłożył list.  Wybacz, ale nie mam teraz do tego głowy, ojcze -
powiedział do siebie. - Napiszę, jak już będę w Szwajcarii .
Przed dziesiątą był już na miejscu w klinice i gdy przeglądał karty chorych przed
porannym obchodem, zadzwonił telefon.
- Tu pułkownik Weizlog, proszę do mnie na chwilę, kapitanie. Mam dla pana rozkaz
wyjazdu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl