[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Reba jest jak detektor kłamstw. Wie pan, jak to działa? Mierzy się zmiany przewodnictwa
elektrycznego skóry, puls...
 Wiem.
 Reba umie to robić ciałem. Pozwoli pan?
 ProszÄ™.
Kobieta niezauważalnym ruchem zrzuciła z siebie szatę, ruszyła w moim kierunku. Była naga i
bosa. Nie traciłem z oczu Traina i leżącej u jego stóp kupki fioletowego materiału. Podeszła do
mnie z prawej strony, uklękła obok betonowego bloku. Jej piersi dotknęły mojego przedramienia,
przygwozdziły go do podłoża. Prawą rękę wsunęła mi za pazuchę, rozpięła koszulę, pogłaskała
dłonią okolicę serca, delikatnie zatrzymała tuż pod nim. Dwa palce lewej dłoni poczułem na karku.
Kątem oka zobaczyłem warkocz, znikający za plecami. Jej plecy wyginały się wdzięcznie aż do
pośladków, skóra na podeszwach stóp była zgrubiała.
 Wie pan, na czym to polega  powiedział Train.  Proszę odpowiadać jedynie tak lub nie.
Zaciągnąłem się, strząsnąłem popiół z papierosa.
 Był pan kiedyś w więzieniu?
 Tak.
 Czy zabił pan kogoś?
Popatrzyłem na niego bez słowa, twarz miałem nieruchomą jak maska. Pytał dalej, jakbym
odpowiedział.
 Czy złamał pan kiedyś prawo?
 Tak.
 Czy jest pan zawodowym mordercÄ…?
 Nie.
 PÅ‚aci pan podatki?
 Tak.
 Czy matka Elwiry pana wynajęła?
 Tak.
 Czy przed rozmową z nią słyszał pan o mnie?
 Nie.
 Chce mi pan zaszkodzić?
 Nie.
 Czy widział pan kiedyś Elwirę?
 Nie.
 Czy pracuje pan dla kogoś poza kobietą, która twierdzi, że jest matką Elwiry?
 Nie.
Wrzuciłem niedopałek do metalowej misy. Patrzyłem na unoszącą się strużkę dymu, znów
popatrzyłem Trainowi w oczy, potem przesunąłem wzrok dalej w prawo. Po kręgosłupie Reby
spływała Icropla potu. Podniosła głowę, przytknęła mi usta do ucha.
 Mówi pan prawdę  szepnęła. Zabrała dłoń spod mojego serca, kiedy wstawała, dłoń
delikatnie musnęła mnie w kroku. Podeszła do Traina  całe plecy miała spocone. Kiedy go mijała,
spojrzał jej w oczy. Wyszła z pokoju, nie schylając się po swą szatę.
Dłonie Traina znów powędrowały do skroni.
 Co sÄ…dzi pan o moich zabezpieczeniach?
 Których?
 Nie rozumiem.
 Przed włamaniem? Przed podsłuchem? Przed bombami zapalającymi? Przed czym?
 No tak, rozumiem. Mam na myśli ochronę osobistą... czy uważa pan, że jestem odpowiednio
zabezpieczony przed atakiem na mojÄ… osobÄ™?
 Zaatakowanie pana wydaje mi się dość łatwe.
 Proszę uzasadnić.
 Wszedłem tu z moim bratem. Gdybyśmy chcieli, nie żyłby pan w momencie wejścia do tego
pomieszczenia.
Machnął ręką.
 Nie mówmy o tym. Co by było, gdyby chciał mnie pan zabić bez wchodzenia do tego
budynku?
 Wychodzi pan czasami?
 Czasami.
 Trzeba by to zrobić wtedy.
 Jak?
 Jest masa sposobów. Zastrzelić, zatłuc, zasztyletować...
 A gdybym miał goryli? Prawdziwych goryli?
 Kulołapów?
 Powiedzmy.
 Wtedy może pana załatwić ktoś z dachu. Albo wysadzić samochód ze wszystkimi, którzy są
w środku.
 A gdybym nie wychodził z domu?
 Podpalenie, wtedy sam pan by wybiegł.
Train przez chwilę krążył głową, próbował rozluznić napięcie w karku. W jego oczach pojawiła
się lekka mgiełka. Może było to odbicie tęczy. W końcu skinął głową.
 Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, co pan tu robi?  spytał.
 Nie.
 Interesuje to pana?
 Nie.
 Kiedy rozmawialiśmy przed paroma minutami... o zamachach... czy zrozumiałem pana
dobrze, że nie wierzy pan w możliwość obrony, jeśli chce się kogoś zabić? %7łe nie ma szansy się
obronić? O to panu chodziło?
 Nie.
 Co można przedsięwziąć?
 Załatwić wrogów, nim oni załatwią pana.
Dotknął czołem złożonych dłoni, jakby się modlił. Uniósł głowę.
 Należy pan do tych, co dotrzymują słowa, i ja też dotrzymam umowy. Proszę przyjść jutro,
po siódmej wieczorem. Do tego czasu dziewczyna, na którą mówi pan Elwira, będzie gotowa, by z
panem odejść.
Znów strzelił palcami. Otworzyły się drzwi za jego plecami, wszedł jeden z wartowników.
Wstałem. Ukłoniłem się Trainowi i wyszedłem. Strażnik był tuż za moimi plecami.
Kiedy opuszczałem budynek, było ciemno. Nie odwróciłem się ani razu.
Wsiadłem do plymoutha, włączyłem silnik, czekałem.
Po chwili otworzyły się prawe drzwi, do środka cicho jak cień wsunął się Max. Pokręcił głową
 nikt za mną nie szedł.
Po powrocie do restauracji opowiedziałem Maxowi, co działo się po jego wyjściu. Nie drgnął mu
ani jeden mięsień na twarzy, ale czułem jego współczucie. Chciałby, żeby rrain oszczędził mi
badania przez Rebę. Zrobiłem gest oznaczający snajpera, obserwującego Traina z dachu. Max
pokazał na mnie palcem  pytał. Pokręciłem głową. Lewa ręka znów była snajperem, prawa dłoń
zaszła go od tyłu. Wyprostowałem prawą dłoń i zacząłem uderzać w snajpera, aż leżał
rozpłaszczony na stole. Max znów wyciągnął ku mnie palec.  Czy Train chce nas zaangażować"?
 Nie".
Nie miałem pojęcia, czego od nas chce. Jutro zabierzemy dziewczynę i na tym sprawa się
zakończy.
Znalazłem Prora przy pracy w Salonie  tak mieszkający w kanałach bezdomni mówią na
wielką jak namiot cyrkowy halę Grand Central Station. Siedział oparty o ścianę niedaleko cukierni.
Między nogami miał zwinięty brudny koc, kulę oparł obok o ścianę, stojący przed nim papierowy
talerzyk był do połowy wypełniony monetami. Kupiłem mu wielki kubek kawy. Kucnąłem obok,
oparłem się plecami o ścianę. Ludzie stawali przy stanowisku Prora  gadali, co mieli do
powiedzenia, załatwiali, co mieli do załatwienia. W tłumie przechadzali się gliniarze, obserwowali
okolicę, zaczynając od metra nad podłogą. Narkotyki krążyły prędzej od pociągów. Znów czułem
się jak na dziedzińcu więziennym.
 Znasz faceta, którego nazywają Train?  spytałem.  Mieszka w Brooklynie.
Pror, zawinięty w płaszcz jak w płachtę namiotową, popijał kawę, przepuścił nazwisko przez
swój wewnętrzny komputer.
 Nic mi to nie mówi.
 Prowadzi coś jakby sektę, ale... nie wiem... Pewna kobieta poprosiła mnie, żebym zabrał
stamtąd jej córkę.
 Zwiała z domu?
 Wątpię. Umowa była taka, że tylko zapytam, czy ją puści.
 Mocno?
 Nie. Do tego tylko raz.
 Jak nie ma żadnej gry, po co ty?
 W efekcie zaczął mi zadawać pytania.
 Na temat?
 Głównie systemu zabezpieczeń... czy uważam, że jest wystar-zający.
 Do czego?
 Chyba do tego, by go ochronić. Najpierw myślałem, że chce :atrudnić ochroniarza, ale nie
zapytał wprost.
 Oczekuje darmowej przysługi? Nie wie, że aby mieć twą jłówkę, trzeba dać gotówkę?
Zapaliłem papierosa. Opowiedziałem o detektorze kłamstw Traina, karatece przy drzwiach,
wystroju budynku. Nie zwracałem łwagi na jego minę, czułem jednak, że kiwa głową. Kątem ust
powiedział:
 Nie licz na przesadę, ale może coś dam radę.
Zostawiłem Prora tam, gdzie siedział.
Zadzwoniłem do Candy z telefonu na a dworcu. MmJ  Mówi, że się zgadza.
 Masz mojÄ… dziewczynkÄ™?
 Jutro wieczorem. PrzywiozÄ™ jÄ… do ciebie.
 Widzisz? Mówiłam... Odwiesiłem słuchawkę.
Wyjście z metra na Czterdziestą Drugą obrabiała małolata o buzi jak po-i rcelanowa lalka. Twarz
miała otoczoną miękkimi ciemnymi włosami, ubrana była w pikowaną kurtkę w kolorze
niemowlęcego błękitu.
 Proszę pana... mógłby mi pan pomóc? Zbieram na powrót do domu...
 A gdzie mieszkasz?
 W Syossett... na Long Island.
 To się świetnie składa  właśnie tam jadę. Chodz, podwiozę cię.
Zagryzła dolną wargę.
 Dwie dychy.
 Dwie dychy i może mnie pan zabrać, dokąd tylko pan zechce. Przed utratą Belle wziąłbym ją
ze sobą. I zadzwoniłbym do McGowana.
Teraz wyszedłem bez słowa na ulicę.
 Co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl