[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dalej, siadł na zimnym dniu tunelu i na dość długi czas pogrążył się w desperacji.
Wspominał, jak to w swoim domu, we własnej kuchni osobiście smażył jajka na
boczku  żołądek mówił mu, że najwyższy czas na śniadanie czy inną przekąskę
 ale to wspomnienie wprawiło go w jeszcze gorszą rozpacz.
Nie miał pojęcia, co robić, nie miał pojęcia, co się właściwie stało, dlaczego
kompani zostawili go samego, dlaczego, skoro został sam, gobliny go nie porwa-
ły, nie wiedział nawet, dlaczego głowa tak strasznie go boli. A naprawdę przele-
żał czas dość długi bez poruszenia w bardzo ciemnym kącie i wszyscy go straci-
li na razie z oczu i z pamięci.
Po pewnej chwili wymacał w kieszeni fajkę. Była cała, a to już stanowiło jakąś
pociechę. Poszukał woreczka: została w nim resztka tytoniu  a to była jeszcze
lepsza pociecha. Zaczął więc szukać po kieszeniach zapałek, ale nie znalazł ani
52
jednej więc wszystkie nadzieje runęły znowu. Pózniej, gdy zastanowił się nad tym
przytomniej, zrozumiał, że miał szczęście. Kto wie, kogo i co wywabiłby z ciem-
nych czeluści tego okropnego podziemia błysk zapałki i zapach tytoniu? W pierw-
szym momencie Bilbo załamał się zupełnie. Lecz przetrząsając kieszenie i obma-
cując się pilnie w poszukiwaniu zapałek, natrafił ręką na swój mieczyk  ów scy-
zoryk odebrany trollom, o którym jakoś dotychczas nie pomyślał. Gobliny nie za-
uważyły tej broni u więznia, bo nosił ją wsuniętą za spodnie.
Teraz dobył mieczyka z pochwy. Ostrze zabłysło mu przed oczyma nikłym
światełkiem.  A więc to także robota elfów  stwierdził w duchu Bilbo  a gobli-
nów nie ma zbyt blisko, chociaż wolałbym, żeby były jeszcze dalej . Bądz co bądz
mieczyk dodał mu nieco otuchy. Niemały to zaszczyt nosić u boku ostrze wyku-
te w Gondolinie na wojnę z goblinami, opiewaną w tylu pieśniach. A przy tym Bil-
bo już wiedział, jakie wrażenie robi taka broń na goblinach, gdy im błyśnie znie-
nacka nad głowami.
 Wracać?  myślał.  To na nic! Skręcić w bok? Niemożliwe! Iść naprzód! Je-
dyna rada! A więc naprzód, marsz! Wstał i podreptał naprzód, w jednej ręce
wznosząc przed sobą lśniący mieczyk, a drugą trzymając się ściany. Serce mu pu-
kało i pikało głośno w piersi.
Bilbo rzeczywiście był, jak się to mówi, przyparty do muru. Pamiętajcie, jed-
nak, że dla Bilba to położenie nie było tak okropne, jakby się wydawało mnie albo
tobie na jego miejscu. Hobbici różnią się bardzo od zwykłych ludzi, a chociaż ich
norki są ładne, wesołe, czyste i przewietrzane należycie, niepodobne do lochów
goblinów, hobbici są bądz co bądz bardziej przyzwyczajeni do podziemi i nie tra-
cÄ… tak Å‚atwo orientacji w podziemnych korytarzach  pod warunkiem, oczywi-
ście, że przestanie im się kręcić w rozbitej głowie. Hobbici mają też ruchy nad-
zwyczaj zwinne, umieją się kryć doskonale, wracają bardzo szybko do siebie po
upadkach i rozbiciu, posiadają w dodatku ogromny zasób wiedzy i mądrych przy-
słów, o których większość ludzi nigdy nie słyszała albo od dawna zapomniała.
Mimo wszystko nie chciałbym być w skórze pana Bagginsa w owej chwili. Tu-
nel ciągnął się bez końca. Bilbo widział tylko tyle, że posuwa się wciąż dość stro-
mo w dół i że trzyma się na ogół stale jednego kierunku, chociaż droga tu i ów-
dzie wiła się albo zakręcała. Od czasu do czasu od głównego tunelu odbiegały
węższe chodniki. Bilbo dostrzegał je przy lśnieniu mieczyka lub wyczuwał ręką na
ścianie. Nie zwracał jednak na nie uwagi, mijał je tylko szybko, bojąc się goblinów
i różnych przeczuwanych jedynie stworów, które mogłyby wychynąć z ciemnych
czeluści. Szedł wciąż naprzód i wciąż w dół, ale w dalszym ciągu nic nie słyszał
prócz łopotu nietoperza przelatującego mu niekiedy koło ucha; z początku wzdry-
gał się na te spotkanie, ale potem zdarzały się tak często, że się z nimi oswoił.
53
Nie wiem, jak długo wędrował w ten sposób; marsz mu obrzydł do cna, ale za-
trzymać się nie śmiał i szedł, szedł przed siebie, aż wreszcie ogarnęło go zmęcze-
nie gorsze od najgorszego zmęczenia. Zdawało mu się, że będzie musiał iść tak
do jutra i do pojutrza, i do popojutrza nawet.
Nagle zupełnie niespodziewanie chlupnął nogą w wodę. Uff! Zimna była jak
lód. To go wreszcie zatrzymało w miejscu. Nie wiedział, czy napotkał po prostu
kałużę na dnie chodnika, czy znalazł się na brzegu podziemnego strumienia prze-
cinającego drogę, czy też stanął nad głębokim, czarnym, podziemnym jeziorem.
Mieczyk ledwie że lśnił. Bilbo stał i nadsłuchiwał, ale chociaż dobrze wytężał uszy,
nie słyszał nic prócz kap, kap  kapania kropel z niewidocznego stropu do wody
na dnie.
 A więc kałuża albo jezioro, nie rzeka podziemna  pomyślał. Nie ważył się
jednak zapuścić w bród po ciemku. Pływać nie umiał, a przy tym pamiętał tak-
że o szkaradnych, oślizłych stworach z wielkimi, wyłupiastymi oczami, rojących
się w takich wodach. Bo we wnętrzu gór, w stawach i jeziorach, żyją przedziw-
ne istoty: ryby, których przodkowie nie wiedzieć przed ilu wiekami tu zapłynęli,
by nigdy się już nie wydostać; od natężania wzroku w ciemnościach oczy im ro-
sły i rosły, aż urosły ogromne. Są też stworzenia bardziej jeszcz obrzydłe od śli-
skich ryb. Nawet w tunelach i lochach, które gobliny same dla siebie pobudowa-
ły, żyją bez wiedzy gospodarzy różne stwory, co się tu z zewnątrz zakradły i przy-
czaiły w ciemnościach. Niektóre zaś z tych lochów pochodzą z wcześniejszej jesz-
cze epoki, gobliny je pózniej tylko poszerzyły i połączyły chodnikami, ale pierwot-
ni właściciele zostali w tajemnych zakamarkach, czyhając i węsząc po kątach.
W głębi podziemi nad czarną wodą mieszkał stary Golum. Nie wiem, skąd się
tutaj wziął ani też kim czy może czym był naprawdę. Nazywał się Gollum i był
cały czarny jak noc, z wyjątkiem oczu, wielkich, okrągłych i wypełzłych. Miał łódz
i pływał nią bezszelestnie po jeziorze  bo to było jezioro, rozległe i głębokie,
i lodowato zimne. Wiosłował wielkimi stopami, zwieszając je po obu stronach ło-
dzi, ale woda nigdy przy tym nawet nie plusnęła. Taką sztukę znał Gollum. Blady-
mi, wielkimi jak latarnie oczyma wypatrywał ślepych ryb i wyławiał je błyskawicz-
nym ruchem długich palców. Mięso także lubił. Gobliny, jeśli udało mu się które-
go schwycić, bardzo mu smakowały, ale musiał uważać, by nie dowiedziały się
o jego istnieniu. Mógł więc tylko czasem, zaszedłszy od tyłu, zdusić śmiałka, któ-
ry samotnie zapuścił się nad jezioro, gdy Gollum polował przy brzegu. Ale gobli-
ny rzadko tu się pokazywały wyczuwając, że jakaś szkarada czai się w dole, u ko-
rzeni góry. Natrafiły na jezioro przy budowie tunelu, dawno, dawno temu, musia- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl