[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogę. Betty Boop z tatuażu kalkomanii na jej kostce puszczała
do mnie oko. - Nigdy nie czyń żadnych założeń.
- Ale w słuchawce słyszałam męski głos.
- Tere - fere. Spójrz na Wesa. Może zmieniać głos na
zawołanie. I to nie tylko na męskie głosy. Pod względem
naśladownictwa wyznaje zasadę równości płci.
- Wciąż uważasz, że to Wes?
- Mówię tylko, że nie możemy nikogo wykluczać.
Słyszałaś kiedyś o modulatorach głosu? Sprawiają, że kobieta
może brzmieć jak facet, i odwrotnie.
- Ale powiedział mi, że jestem ładna.
- No bo jesteÅ›. I w czym rzecz?
Wzruszyłam ramionami i zerknęłam w okno. Miałam
ochotę zaciągnąć zasłony.
- Nie możemy też wykluczać teorii spiskowych - ciągnęła
Kimmie.
- Myślisz, że to może być więcej niż jedna osoba?
- Zasada numer dwa: wszystko jest możliwe. Co prowadzi
nas do kolejnego pytania: co Ben ci dzisiaj powiedział?
- %7Å‚e widzi mnie martwÄ….
- No, czyli norma.
- Wyjaśnię ci to.
- Zasada numer trzy - mówiła już lekko poirytowana. -
Przestań wymyślać wymówki dla Bena.
- Nic nie wymyślam - odparłam. - On jest psychometrą.
- Wiem, kompletny świr.
- Nie psycholem. Psychometrą. Wyczuwa różne rzeczy
przez dotyk.
- SÅ‚ucham?
Nabrałam powietrza i wyjaśniłam jej wszystko to, co
wyznał mi Ben i co przeczytałam w internecie.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? - dopytywała, biorąc łyk
mojej herbaty. - Chłopak dotyka czegoś i potrafi wyczuć
przyszłość?
- Czasem przyszłość, czasem przeszłość. Czasami widzi
jakiÅ› obraz, innym razem jest to przeczucie.
- Jak w kryształowej kuli? - upewniała się.
- Tylko bez kuli.
- Dobra, kule na bok. Co mam zrobić, żeby mnie dotknął?
Muszę wiedzieć, czy John Kenneally zaprosi mnie na randkę.
- On nie lubi nikogo dotykać - wyjaśniłam.
- Z wyjątkiem ciebie. - Na twarzy Kimmie wykwitł
ironiczny uśmieszek.
- Z wyjątkiem mnie - potwierdziłam szeptem i głośno
przełknęłam ślinę.
- O rany. Masz pojęcie, jakie to podniecające? -
Wachlowała się notesikiem. - Chociaż to kompletna bzdura.
- Nie wierzysz w to?
- Oj, proszę. - Wciąż machała sobie przed twarzą
notesem. - Chłopak szuka wymówki, żeby cię dotykać. Ale
trzeba przyznać mu punkty za kreatywność. Wymyślił
naprawdÄ™ oryginalnÄ… bajeczkÄ™.
Pokręciłam głową. Czułam się zawiedziona, że Kimmie
nie wierzy w historię Bena, ale w sumie jej za to nie winiłam.
- Kiedy się z nim ponownie spotkasz? - spytała.
- Powiedział, że chce pózniej pogadać. - Pózniej, to
znaczy dziÅ› wieczorem?
Przytaknęłam. Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy to
Ben dobijał się do drzwi.
- Nie mów nikomu o jego zdolnościach
psychometrycznych, dobrze? Nie chce, by inni wiedzieli -
poprosiłam.
- Skarbie, masz ważniejsze rzeczy na głowie niż
dotrzymywanie obietnic. - Znów popatrzyła na zdjęcie. -
Zostało zrobione w parku, w dniu waszej randki.
Miała rację.
- Tak, ale już po randce - sprecyzowałam, wskazując
swoją pozycję. - Schodziłam ze wzgórza i szłam w stronę
auta.
- Więc Ben wciąż był za tobą - stwierdziła Kimmie.
- Nie - przypomniałam jej. - Pierwszy stamtąd odszedł,
pamiętasz?
- Może po prostu chciał, żebyś tak myślała? Może ruszył,
a gdy zobaczył, że i ty się zbierasz, zrobił ci ukradkiem
zdjęcie.
- W parku wpadłam też na Johna Kenneally'ego. -
Przypomniałam sobie nagle.
- I dopiero teraz o tym słyszę?
- Tak na marginesie, jego drużyna ćwiczy tam w każdą
sobotę po południu.
- To nie może być on - powiedziała, przebiegając palcami
po śladach długopisu na zdjęciu. Nietrudno było dostrzec,
gdzie wkład zatopił się w papier. Ktokolwiek zagryzmolił
zdjęcie, musiał być wściekły. - To nie w stylu Johna.
- A skÄ…d to wiesz?
- Po prostu wiem, dobra? Koniec gadania.
- Co prowadzi nas do zasady numer jeden: nie czyń
żadnych założeń. Pamiętasz?
- Nie - poprawiła mnie. - To nas prowadzi do zasady
numer cztery: nie ufaj nikomu.
- Nawet tobie?
- No dobrze. Z wyjątkiem mnie i twoich rodziców. I
zasada numer pięć: nigdzie nie chodz sama. Dzwoń do mnie,
to przyjdÄ™.
- Nawet dzisiaj?
Opuściła okulary i oparła je o koniuszek nosa.
- A co jest dzisiaj?
- Chcę porozmawiać z Benem.
- No dobra. JesteÅ› takÄ… samÄ… psycholkÄ… jak on.
- On nie jest psycholem, tylko psychometrÄ….
- Nieważne - rzuciła. - To kiepski pomysł.
- Jedyny, jaki w tej chwili przychodzi mi do głowy.
Pomyśl. Przydarzają mi się dziwne rzeczy. Ben twierdzi, że
wyczuwa wokół mnie niebezpieczeństwo. Nawet jeśli kłamie,
to może przyłapię go na tym podczas rozmowy.
- A jeśli nie... I naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie?
- To go wysłucham - powiedziałam. Byłam zaskoczona,
że Kimmie dopuszcza możliwość, że chłopak nie kłamie. -
Chyba tyle jestem sobie winna, nie sÄ…dzisz?
- Uważam, że powinnaś przetestować te jego moce
dotykowe - stwierdziła, pokazując zdjęcie. - Niech dotknie
czegoś. Przekonaj się, co ma do powiedzenia. Założę się, że z
kilometra wyczujesz, że kręci.
Chwilę potem aż podskoczyłam na odgłos pukania do
drzwi. Kolanem uderzyłam o stolik, który się przechylił, a
stojąca na nim filiżanka z herbatą się przewróciła. Napar
rozlał się po blacie z drzewa wiśniowego cienką stróżką, która
dla mnie wyglądała jak krew.
Schowałam zdjęcie z powrotem do koperty i wsunęłam
pod bluzę. W tym czasie Kimmie chwyciła z brzegu stolika
ceramicznÄ… miskÄ™.
Klamka zaczęła się poruszać energicznie. Ktoś próbował
dostać się do środka.
Kimmie podeszła do drzwi z naczyniem uniesionym nad
głową.
Sekundę pózniej to usłyszałam - klucz przekręcany w
zamku. Drzwi otwierające się na oścież.
- Cześć, skarbeńku! - zawołała mama, rzucając matę do
jogi na podłogę. Tata wszedł tuż za nią. Narzekał, że przez
ostatnie dwie godziny telefon był zajęty.
- Przepraszam - powiedziałam. - yle odłożyłam
słuchawkę. Gdzie byliście?
- Na kolacji - wyjaśniła mama i pocałowała mnie w
policzek. Zobaczyła Kimmie z miską wciąż w pozycji
bojowej. - Wszystko w porzÄ…dku?
- Jasne - stwierdziła moja przyjaciółka, odkładając
niedoszłą broń na stolik. - Myślałyśmy po prostu, że są
państwo psychotycznym mordercą z tasakiem, który chce się
tu włamać.
- Ale już wszystko okej - wtrąciłam. %7łałowałam, że nie
mam dla niej kagańca.
Mama cmoknęła w policzek także Kimmie.
- Jesteście głodne, dziewczęta? Mam w lodówce resztki
warzyw w liściach sałaty.
- Uciekajcie, póki czas! - zażartował tata.
- Właściwie to powinnam już iść - stwierdziła Kimmie. -
Mam kilka projektów, które chcę dokończyć. Staram się
dostać na warsztaty w Instytucie Mody. %7łeby w ogóle
rozważyli kandydaturę, trzeba do podania załączyć portfolio.
- To wspaniale - świergotała mama, zerkając na swój strój
do jogi w lustrze w przedpokoju.
- Czekaj. A co z dzisiejszą nauką? - Spojrzałam na
Kimmie wymownie.
Jej twarz zamarła na ułamek sekundy, nim zrozumiała, o
co mi chodzi.
- Jeśli koniecznie musisz.
- Owszem.
- Już prawie dziewiąta - zauważył tata. - Jak długo chcesz
jeszcze pracować?
- Może zadzwonię do ciebie za jakiś czas? - zasugerowała
Kimmie. - Sądzę, że powinnyśmy jeszcze raz omówić listę
zasad.
Przytaknęłam, a tata odprowadził ją do drzwi. Poczułam w
dołku ucisk, bo dobrze wiedziałam, że nie przekonam Kimmie
- w każdym razie nie dzisiaj. Jeśli chcę porozmawiać z
Benem, jestem zdana wyłącznie na siebie.
Rozdział 33
Poszłam do pokoju, po drodze zdając sobie sprawę, że
Kimmie pozostawiła mi zaszczyt poinformowania rodziców o
zbitej szybie. Gdy więc oni tulili się na kanapie w pokoju, ja
udałam się do łazienki oszacować straty.
Było gorzej, niż podejrzewałam. Nie chodziło o zwykłe
pęknięcie czy niewielką dziurę. Szyba była roztrzaskana.
Wzięłam zmiotkę, śmietniczkę i zaczęłam sprzątać, ale
dość szybko dostrzegłam na podłodze błoto. Zlady prowadziły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl