[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Szkoda, że nie znalezliśmy dowodów na samym początku - mruknął z żalem Klaus. -
Może uratowalibyśmy życie Wujciowi Monty'emu.
- Tego się nigdy nie dowiemy - szepnęła Wioletka i rozejrzała się po sali, w której
Wujcio Monty pracował całe swoje życic. - Ale jeżeli uda nam się posiać Stefana za kratki za
morderstwo, uniemożliwimy mu przynajmniej krzywdzenie innych ludzi.
- Na przykład nas - dodał Klaus.
- Na przykład nas - przytaknęła Wioletka. - Więc do roboty, Klaus: wyszukaj
wszystkie książki Wujcia Monty'ego, które mogą zawierać informacje o Mambie Złej. Daj mi
znać, jak tylko coś znajdziesz.
- Przecież to robota na kilka dni - stropił się Klaus, ogarniając wzrokiem solidną
bibliotekÄ™ Monty'ego.
- Nie mamy kilku dni - rzekła twardo Wioletka. - Nie mamy nawet kilku godzin. O
piątej po południu  Prospera odpływa z Mglistej Zatoki, a Stefano zrobi wszystko, żebyśmy
się znalezli na pokładzie, a potem w Peru, sam na sam z nim, i wtedy...
- Dosyć, dosyć - przerwał jej Klaus. - Bierzmy się do roboty. Szukaj w tej książce.
- Nie będę szukać w żadnej książce - powiedziała Wioletka. - Ty szukaj, a ja
tymczasem pójdę na górę do pokoju Stefana, może znajdę tam jakiś ślad.
- Sama? Do jego pokoju? - przeraził się Klaus.
- Nic mi się nie stanie - oświadczyła Wioletka, chociaż wcale nie była tego pewna. -
Aap się za książki, Klaus. A ty, Słoneczko, pilnuj drzwi i gryz każdego, kto spróbuje wejść.
- Akkroid! - powiedziało Słoneczko, mając zapewne na myśli:  Tak jest! .
Wioletka wyszła z Gabinetu Gadów, a Słoneczko, wierne swojej obietnicy, zaczaiło
się przy drzwiach z wyszczerzonymi zębami. Klaus udał się na sam koniec sali, do części
bibliotecznej, skwapliwie omijając przejście między klatkami mieszczącymi jadowite żmije.
Nie chciał patrzeć na Mambę Złą ani żadnego innego śmiercionośnego gada. Chociaż
wiedział, że winę za śmierć Wujcia Monty'ego ponosi Stefano, a nie sama żmija, nie mógłby
znieść widoku gada, który położył kres szczęśliwym czasom rodzeństwa Baudelaire. Klaus
westchnął, otworzył książkę i jak zwykle, gdy nie chciał myśleć o przykrych okolicznościach,
zaczął czytać.
Muszę w tym miejscu użyć dość wyświechtanej frazy  tymczasem na ranczo . Słowo
 wyświechtanej znaczy tu:  używanej tak często i przez tylu innych pisarzy, zanim użył jej
Lemony Snicket, że zmieniła się w nudny slogan . Fraza  tymczasem na ranczo łączy to, co
zdarzyło się we wcześniejszej części opowieści, z tym, co zdarzy się w dalszej części
opowieści, która oczywiście nie musi mieć nic wspólnego z krowami, końmi i ludzmi
pracującymi na wsi, ani nawet z wiejskim sosem, który jest gęsty jak śmietana i służy do
polewania sałatek. W naszej historii fraza  tymczasem na ranczo odnosi się do tego, co
robiła Wioletka w czasie, gdy Klaus i Słoneczko siedzieli w Gabinecie Gadów. Bo kiedy
Klaus szperał w bibliotece Wujcia Monty'ego, a Słoneczko z wyszczerzonymi zębami
pilnowało drzwi, Wioletka robiła coś, co was na pewno zainteresuje.
Tymczasem na ranczo... Wioletka podkradła się pod kuchenne drzwi, chcąc
podsłuchać, o czym rozmawiają dorośli. Jak pewnie wiecie, sukces podsłuchiwania polega na
tym, aby nie dać się przyłapać, więc Wioletka poruszała się najciszej, jak mogła, i bardzo
uważała, żeby przypadkiem nie nastąpić na skrzypiącą klepkę. Stanąwszy pod drzwiami
kuchni, wyjęła z kieszeni wstążkę do włosów i upuściła ją na podłogę: gdyby ktoś nagle
otworzył drzwi, zamierzała mu powiedzieć, że przyklękła właśnie, aby podnieść wstążkę, a
wcale nie po to, żeby podsłuchiwać. Sztuczkę tę opanowała, gdy była jeszcze malutka i
podsłuchiwała pod drzwiami rodziców, żeby dowiedzieć się, jaki prezent szykują jej na
urodziny. Takie dobre sztuczki nigdy siÄ™ nie starzejÄ….
- Ależ panie Poe - perswadował doktor Lucafont - jeśli Stefano pojedzie ze mną moim
samochodem, a pan poprowadzi dżipa Doktora Monty'ego, to skąd pan będzie wiedział,
którędy jechać?
- Ma pan rację - przyznał pan Poe. - A jednak nie sądzę, aby Słoneczko chciało jechać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl