[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kim, złowieszczym śmiechem.
Chłopiec nie pojmował, co to. Pojęcia nie miał, że Tomas de Torquemada znał
runy równie dobrze jak on sam. To przecież sam wielki inkwizytor przyczynił
siÄ™ do powstania obu ksiÄ…g zwanych  Rödskinna . JednÄ… z nich otrzymaÅ‚ wiel-
ki mistrz Zakonu Zwiętego Słońca, drugą spisał biskup Gottskalk wykorzystując
wiedzę zdobytą na Sorbonie. Osobisty udział Torquemady w powstaniu ksiąg po-
legał na przekazywaniu wiedzy, a następnie na korespondencji z mnichem, jego
uczniem i następcą, który to fakt przez całe życie utrzymywał w najściślejszej
tajemnicy. Jako fanatyczny katolik odżegnywał się od tego rodzaju wiedzy, a jed-
nocześnie pociągała go ona z przemożną siłą.
Gdy Dolg stał z runą wyciągniętą w stronę upiora, Cień jednym gwałtow-
nym szarpnięciem wydostał go z rozpadliny. Dolg wrzasnął jeszcze głośniej i, nie
bardzo zdając sobie sprawę z tego, co robi, skierował magiczny amulet w stronę
Cienia.
Ten syknÄ…Å‚ gniewnie, oburzony.
 Głupcze, nie machaj mi tym przed oczyma! Ja ci przecież pomagam!
 Nie  jęknął Dolg na pół z płaczem i opuścił rękę trzymającą runę.  Ty
jesteś jednym z nich. Widziałem znak Słońca na twojej piersi.
53
Cień milczał przez chwilę, a potem rzekł spokojnie:
 Nie jestem jednym z nich. Nie jestem członkiem żadnego śmiesznego, na-
puszonego zakonu. To taka nowa moda, z którą ja nie mam nic wspólnego.
Usłyszeli grozne pomruki od strony pięciu wielkich mistrzów, których uraziły
słowa Cienia na temat śmiesznego zakonu. Dolg udał jednak, że nic do niego nie
dotarło. Odwrócił się w stronę, gdzie, jak sądził, znajduje się Cień.
 Więc ty należysz do starszych wielkich mistrzów? Z dawnych czasów?
Nieoczekiwanie w głosie Cienia dało się wyczuć śmiertelne zmęczenie.
 Tak. Z naprawdę bardzo, bardzo dawnych czasów. Ale wielki mistrz. . .
Nie. Ten tytuł został wymyślony znacznie pózniej. W epoce rycerskiej, może na-
wet w czasach krzyżowców.
Dolg zastanawiał się chwilę, potem odetchnął.
 W takim razie ufam ci. Muszę ci ufać. Przykro mi, jeśli cię uraziłem, nie
miałem takiego zamiaru, ale byłem przestraszony. Poczułem się zdradzony przez
jedynego przyjaciela.
 Rozumiem cię  odparł Cień krótko. Kolejna błyskawica rozdarła niebo
i wtedy zobaczyli, że pięciu wielkich mistrzów otacza ich kręgiem. Teraz jednak
Dolg nie zwracał na nich uwagi. Nie mogli mu nic zrobić, dopóki ma do wykona-
nia swoje obecne zadanie. Tak zapewniał Cień.
Dolg wiedział o tym bardzo dobrze. Wiedział, że pozwolą mu wykonać zada-
nie, ponieważ oni sami zrobić tego nie mogą. Ale pózniej rzucą się na niego.
Poczuł się bardzo mały, samotny i bezradny.
Tylko myśl o umierającym ojcu skłaniała go do działania. Ojciec nie miał teraz
nikogo prócz niego.
 Cicho  nakazał Cień.
Dolg nasłuchiwał.
Z daleka dochodziły do nich odgłosy kroków, jakby ktoś wspinał się na wzgó-
rza.
Dolg powiedział udręczonym głosem:
 Idą za nami żywi rycerze Słońca. Zpiący wielcy mistrzowie nas nie opusz-
czają, a wraz z tobą towarzyszą nam też najstarsi.
 Poza tym. . . punkt wyjścia  rzekł Cień sucho.
Dolg próbował odnalezć jego spojrzenie, by zrozumieć, co tamten ma na my-
śli, ale było zbyt ciemno.
 Czy możemy iść dalej?  zapytał cicho.
 Owszem. I nie przejmuj się tymi czarnymi braćmi, którzy się za nami wlo-
ką. Oni nie mogą zrobić ci nic złego.
 Teraz jeszcze nie  dodał Dolg cierpko.
 Jeszcze nie  powtórzył Cień.  Daj mi rękę. Tutaj jest okropnie ciemno.
Tego nie musiał Dolgowi dwa razy powtarzać. Chłopiec ujął lodowatą dłoń,
która się do niego wyciągnęła. O tyle spraw chciał zapytać, i dotyczących pięciu
54
mistrzów, i swojego zadania, ale to nie było miejsce ani czas na takie rozmowy.
Jedno pytanie zdołał jednak wyszeptać:
 Więc ty nie jesteś ich przyjacielem? Nie stoisz po tej samej stronie co oni?
 Trzymam się od nich tak daleko, jak to tylko możliwe! Ja stoję po twojej
stronie i po stronie duchów Móriego, nie zapominaj o tym! Naszym obecnym
zadaniem, twoim i moim, jest uratować Móriego od śmierci. Wszystko inne nie
ma znaczenia.
 Nawet twoje osobiste pragnienia?
 Nawet one  odpad Cień bardzo smutnym głosem.
Dolg uścisnął jego rękę ze współczuciem. Zdumiało go, jaka silna i żywa zda-
wała się ta dłoń mimo chłodu, który przenikał chłopca do szpiku kości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl