[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w zwolnionym tempie. Dopiero po dłuższej chwili głowa
wróciła na swoje miejsce na karku.
Preston miał ochotę rzucić się na Cybil tam gdzie stał,
okryć pocałunkami każdy centymetr jej skóry, wchłonąć jej
naturalnÄ… radość, która promieniowaÅ‚a z niej jak Å›wiatÅ‚o sÅ‚o­
neczne. Chciał okiełznać tę żywiołową energię, mieć ją tylko
dla siebie.
WiedziaÅ‚ jednak, że jeÅ›li to zrobi, oboje gorzko siÄ™ póz­
niej rozczarujÄ….
Tajemniczy sÄ…siad
69
Rozluznił uścisk i Cybil mogła znów postawić stopy na
chodniku. PomógÅ‚ jej utrzymać równowagÄ™, kiedy siÄ™ za­
chwiała, ale w końcu cofnął dłonie.
- Myślę, że to powinno zadziałać.
- ZadziaÅ‚ać? - powtórzyÅ‚a, patrzÄ…c na niego w oszoÅ‚o­
mieniu.
- Pani Wolinsky chyba została przekonana.
- Pani Wolinsky? - NadaÅ‚ nie rozumiaÅ‚a, co do niej mó­
wi. Potrząsnęła głową. - A, tak... - Odetchnęła głęboko.
Miała wrażenie, że po tym przeżyciu jej organizm dojdzie
do siebie dopiero za jakieś sto lat. - Jeśli ten sposób nie
poskutkuje, to znaczy, że nic mi już nie pomoże. Potrafisz
się całować, McQuinn.
Mimo woli uśmiechnął się lekko. Tej kobiecie naprawdę
trudno siÄ™ oprzeć, pomyÅ›laÅ‚. WziÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™ i popro­
wadził do domu.
- Tobie też niezle to wychodzi, mała.
ROZDZIAA CZWARTY
Cybil podśpiewywała przy pracy, tworząc udany duet
z Arethą Franklin. Przez otwarte okno swobodnie wpadał
do pracowni chÅ‚odny kwietniowy wietrzyk i cudowne od­
głosy miejskich ulic, zalanych jasnym wiosennym słońcem.
Nastrój Cybil był co najmniej tak radosny, jak słoneczny
blask.
Spojrzała w wiszące obok lustro i postarała się zrobić
zszokowaną minę, żeby pomóc sobie w narysowaniu twarzy
jednej z postaci komiksu. ByÅ‚a jednak w stanie tylko uÅ›mie­
chać się szeroko.
Nie raz już się całowała. Nie raz obejmował ją i przytulał
jakiÅ› mężczyzna. A jednak nie miaÅ‚a wÄ…tpliwoÅ›ci, że wszy­
stkie jej wcześniejsze doświadczenia w porównaniu z tym
oszałamiającym pocałunkiem na środku ulicy miały się jak
noworoczna petarda do wybuchu nuklearnego.
Petarda jakiś czas syczy, potem rozlega się huk i cała
zabawa kończy się w mgnieniu oka. Po wybuchu jądrowym
zaÅ› wszystko zmienia siÄ™ nieodwracalnie i na zawsze.
Jeszcze przez kilka godzin po tym wiekopomnym zda­
rzeniu cudownie kręciło jej się w głowie. Z przyjemnością
wspominaÅ‚a te chwile oszoÅ‚omienia, czysto kobiecej ekscy­
tacji. Czy może być coś cudowniejszego niż poczucie jed-
Tajemniczy sÄ…siad
71
noczesnej sÅ‚aboÅ›ci i siÅ‚y, zagubienia i jasnoÅ›ci umysÅ‚u, caÅ‚­
kowitego zatracenia siÄ™ i skupienia?
Teraz wystarczyÅ‚o, że zamykaÅ‚a oczy i zaczynaÅ‚a wspo­
minać, a to wspaniałe uczucie znów ją ogarniało.
Zastanawiała się, co on myślał i czuł. Przecież nikt nie
może pozostać obojętny na doświadczenie o takiej... mocy.
A on braÅ‚ w nim udziaÅ‚. %7Å‚aden mężczyzna nie może tak ca­
łować kobiety, samemu pozostając chłodnym i obojętnym.
Nigdy siÄ™ nie spodziewaÅ‚am, że coÅ› takiego mi siÄ™ przy­
trafi, myślała, czując miłe dreszcze na całym ciele.
RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ sama do siebie, a potem westchnęła gÅ‚Ä™­
boko. PochyliÅ‚a siÄ™ nad deskÄ… i znów do wtóru Arecie Fran­
klin zaczęła śpiewać o radościach, jakie niesie ze sobą bycie
. zwyczajnÄ… kobietÄ….
- Cybil, tu można zamarznąć!
Uniosła głowę znad rysunku i uśmiechnęła się promiennie.
- Cześć, Jody. Jak się masz, mój słodki Charlie.
Chłopczyk uśmiechnął się do niej sennie. Jody trzymała
go na biodrze.
- Siedzisz tuż przy otwartym oknie - zganiÅ‚a przyja­
ciółkÄ™. - Na dworze jest najwyżej szesnaÅ›cie stopni. - Ci­
cho sapnęła z oburzenia i zamknęła okno.
- ByÅ‚o mi raczej gorÄ…co. - Cybil odÅ‚ożyÅ‚a ołówek i po­
głaskała Charłiego po pucołowatym policzku. - Czy to nie
zadziwiające, że każdy mężczyzna kiedyś mniej więcej tak
wyglądał? Był ślicznym, małym bobaskiem. A potem... wy-
rasta na całkiem odmienne stworzenie.
- Taaak... - odparła Jody z zastanowieniem. Uważnie
spojrzaÅ‚a w lekko nieprzytomne oczy Cybil. - Dziwnie dzi­
siaj wyglądasz. Dobrze się czujesz? - Macierzyńskim ge-
72 NORA ROBERTS
stem położyła dłoń na jej czole. - Nie masz gorączki. Pokaż
język.
Cybil posłusznie wysunęła język i jednocześnie zrobiła
zeza. Na ten widok Charlie roześmiał się rozbawiony.
- Nie jestem chora. CzujÄ™ siÄ™ cudownie jak nigdy w ży­
ciu, jak milion dolarów po opłaceniu podatku.
- Hm... - Nadal pełna wątpliwości Jody ściągnęła usta.
- Położę Charliego na poobiednią drzemkę. Widzę, że oczy
mu siÄ™ klejÄ…. Potem zrobiÄ™ dla nas kawy, a ty mi opowiesz,
co siÄ™ dzieje.
- Dobrze. Jasne. - Cybil znów pogrążyÅ‚a siÄ™ w marze­
niach. Bezwiednie siÄ™gnęła po czerwonÄ… kredkÄ™ i na kawaÅ‚­
ku papieru zaczęła rysować zgrabne małe serduszka.
Bardzo jej siÄ™ spodobaÅ‚y, wiÄ™c narysowaÅ‚a kilka wiÄ™­
kszych. W jednym z nich naszkicowała twarz Prestona.
StwierdziÅ‚a, że bardzo jej siÄ™ ta twarz podoba. Zdecy­
dowany zarys ust, chłodne spojrzenie, bardzo mocne rysy,
no i gęste ciemnoblond włosy. Jednak kiedy się uśmiechał,
linia ust łagodniała, a oczy spoglądały ciepło.
Lubiła go rozśmieszać. Miała wrażenie, że rzadko zdarza
mu się wybuchać szczerym śmiechem. Postanowiła, że
w przyszÅ‚oÅ›ci da mu wiÄ™cej do tego okazji. Jeszcze raz na­
szkicowaÅ‚a jego twarz, tym razem pogodnÄ… i wesoÅ‚Ä…. Prze­
cież ma talencik do rozśmieszania ludzi.
A kiedy już pomoże mu znalezć stałą pracę, nie będzie
musiał chodzić taki zatroskany.
Znajdzie mu pracę, dopilnuje, żeby odżywiał się dobrze
i regularnie - i tak zawsze gotowała za dużo jak na jedną
osobę - no i na pewno ktoś z jej przyjaciół ma używaną
kanapę, którą zechce odsprzedać po umiarkowanej cenie.
Tajemniczy sÄ…siad 73
Znała tylu ludzi, że na pewno uda jej. się mu pomóc
w wielu sprawach. A kiedy finansowa i zawodowa sytuacja
McQuinna siÄ™ poprawi, on sam na pewno odzyska pogodÄ™
ducha. Czy nie wtrÄ…ca siÄ™ w ten sposób w nie swoje spra­
wy? Ależ skąd! Wtrącanie się w cudze życie to specjalność
dziadka. Ona po prostu pomoże sąsiadowi.
Niesamowicie przystojnemu, seksownemu sąsiadowi, który
potrafi jednym pocałunkiem przenieść kobietę prosto do raju.
Oczywiście nie dlatego zamierza mu pomagać, że jest
taki przystojny. Cybil otrząsnęła się z zamyślenia i z lekkim
poczuciem winy odwróciła kartkę papieru na drugą stronę.
Czyż nie pomogÅ‚a panu Peeblesowi znalezć dobrego spe­
cjalisty od pielęgnacji stóp? A pan Peebles na pewno nie
jest przystojniakiem, któremu trudno się oprzeć.
Tak, tak, postępuje całkowicie bezinteresownie.
Tak samo postąpiłaby każda dobra sąsiadka. A jeśli w grę
wchodzą jeszcze inne... korzyści, co z tego?
Usatysfakcjonowana takim wyjaśnieniem, zadowolona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl