[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wstał, podszedł do niej, ukucnął.
- Strasznie nabałaganiłaś - mruknął. - Jeśli dalej tak będzie, muszę się rozejrzeć za
nowÄ… asystentkÄ….
Ni to ze śmiechem, ni z. westchnieniem oparła czoło o jego głowę.
- Musisz być wyrozumiały, to mój pierwszy dzień.
Betsy uchyliła drzwi, uniosła brwi i wydęła wargi. No proszę, zawsze twierdziła, że
nie ma dymu bez ognia, a ona wyczuła dym, gdy tylko tych dwoje spojrzało sobie w oczy.
Odchrząknęła głośno. Jessica podskoczyła jak oparzona.
- Pan Adams przy telefonie - oznajmiła Betsy dostojnie i zamknęła za sobą drzwi.
Slade dotknął ręki Jessiki.
- Zawołaj ją i powiedz, że leżysz i nie chcesz, żeby ci przeszkadzano.
- Nic. - Wstała szybko. - Nie namawiaj mnie, żebym uciekała, Slade, bo mogłabym cię
posłuchać, a wtedy znienawidziłabym samą siebie. - Podniosła słuchawkę. - Witaj, Michael.
Slade wyprostował się powoli. Nie spuszczał z niej oczu.
- Nic, to nic poważnego, naprawdę, tylko grypa. - Spokojnemu tonowi przeczyły
bardzo nerwowe ruchy palców, zwijających przewód telefoniczny. - David przesadza, bo ma
poczucie winy, wydaje mu się, że to on mnie zaraził. - Zacisnęła mocno powieki, lecz jej głos
się nic zmienił. - Nie, nie przyjdą jutro. - Kabel boleśnie wpijał się w skórą. Ostrożnie
rozplątała węzeł. - Nie trzeba, Michael... Nie, naprawdę. Obiecuję.. . Nie martw się. Za kilka
dni... za kilka dni stanÄ™ na nogi. Tak, dobrze... na razie.
Odłożywszy słuchawką, jeszcze długo wpatrywała się w przestrzeń.
- Zmartwił się - szepnęła. - Nigdy nic choruję. Chciał tu przyjechać i się ze mną
zobaczyć, ale wybiłam mu to z głowy.
- Zwietnie. - Współczucie nic tu nie pomoże, zdecydował. - Na dzisiaj zrobiliśmy już
dosyć. Chodzmy na górę. - Podszedł do drzwi, jakby był pewien, że go posłucha. Otworzył je
i czekał. Kiedy nadal tkwiła w miejscu, ponaglił ją:
- No chodz, Jess.
Podeszła, ale zatrzymała się w progu.
- Michael nic zrobiłby niczego, co mogłoby mi zaszkodzić - powiedziała unikając jego
wzroku. - Chcę. żebyś to zrozumiał.
- Dobrze, o ile ty zrozumiesz, że w moich oczach wszyscy stanowią potencjalne
zagrożenie - odparł spokojnie. - Nie wolno ci się spotykać sam na sam ani z nim, ani z
Davidem. - Widząc błysk w jej oczach, mówił dalej: - Jeśli obaj są niewinni, nic im się nie
stanie przez najbliższe dni. Jeśli naprawdę w to wierzysz - dodał ignorując jej wściekły wzrok
- dasz sobie radÄ™.
Nie ustąpi ani o cal, stwierdziła, walcząc jednocześnie ze łzami i z gniewem, i może
tak właśnie jest najlepiej. Głęboko zaczerpnęła tchu.
- Masz rację. Dam sobie radę. Czy teraz pójdziesz pisać?
Nie dał po sobie poznać, że nagła zmiana tematu lekko go zdziwiła.
- Chyba tak.
Za wszelką cenę chciała być równie rozsądna i praktyczna jak on, a przynajmniej
sprawiać takie wrażenie.
Zwietnie. Idz na górę. Zaraz przyniosę ci kawę. Możesz mi zaufać - uprzedziła jego
sprzeciw. - Postąpię zgodnie z twoimi zaleceniami i udowodnię ci, że się myliłeś.
- Doskonale, pod warunkiem że będziesz przestrzegała reguł gry. Teraz, kiedy miała
przed sobą jakiś cel, czuła się o wiele lepiej.
Uśmiechnęła się.
- Zaraz przyniosę kawę. Ja będę czytała początek twojej książki, a ty będziesz pisał jej
koniec. To najpewniejszy sposób zajęcia mnie na resztę dnia.
UszczypnÄ…Å‚ jÄ… w ucho.
- Czy to łapówka?
- Kiepski z ciebie glina, jeśli zadajesz takie pytanie - prychnęła pogardliwie.
8
I znowu jej kawa zupełnie wystygła. Siedziała na łóżku Slade'a wsparta o zagłówek,
ze stertą poduszek za plecami i maszynopisem na kolanach. Stos stron do przeczytania malał
w zastraszającym tempie. Do tego stopnia pochłonęła ją lektura, że puściła mimo uszu
utyskiwania Betsy, gdy ta przyniosła jej do pokoju kanapki i zupę. Jessica zbyła ją niejasną
obietnicą, która natychmiast wyleciała jej z głowy. Zapomniała także, że czyta niedokończoną
powieść Slade'a, choć na marginesie były jego notatki i uwagi. Książka wciągnęła ją bez
reszty.
Razem ze zwykłą rodziną walczyła o przetrwanie w trudnych latach powojennych,
mocowała się z nową rzeczywistością lat pięćdziesiątych, z szaleństwem następnej dekady.
Dzieci dorastały, zmieniały się wartości. Ludzie rodzili się i umierali, marzenia się spełniały
lub obracały w ruinę. Kiedy następne pokolenie zmagało się z presją lat siedemdziesiątych,
Jessica uznała ich za swoich znajomych. Byli to ludzie, których polubiłaby od razu, gdyby ich
kiedykolwiek poznała.
Słowa płynęły chwilami łagodnie, chwilami szorstko i brutalnie. To nie jest lekka
powieść, postacie są na to zbyt prawdziwe. Slade pokazywał rzeczy, których czasami
wolałaby nie widzieć, ale ani na chwilą nie miała zamiaru przerwać lektury. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl