[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie mam rodziny! Pozbyłem się już tego wampira! Zerwałem wszystkie pęta. Nic mnie
już nie łączy z życiem! W tych dniach opuszczam Europę na zawsze! Jestem wolny, nie po-
trzeba mi ojczyzny ni rodziny, ni przyjaciół. Obmyję ciało w świętych wodach Gangesu, a
duszę utopię w kontemplacji! Już tam plugawy kwik trzody ludzkiej mnie nie dojdzie! Tak
strasznie tutaj cierpiałem! Przezwyciężyłem podły instynkt życia i przezwyciężę samo życie!
Cierpiałem za wasze grzechy, modliłem się, biczowałem! Ale teraz już wiem, że nic was już
nie zbawi! Jesteście przeklęci! Bogobójcy, czciciele zła! Przeklęci! Przeklęci! Przeklęci! 
krzyczał w obłędnej ekstazie bólu, zgrozy i nienawiści.
 Przyszedłeś mnie trwożyć?  zwrócił się do Zenona.  Przyszedłeś mnie kusić?  Precz,
wysłanniku lucyfera! Precz!  wołał następując na niego z piorunami w oczach, że Zenon,
zrozpaczony jego stanem, cofał się bezwiednie, nie wiedząc, co począć, ale naraz Joe zatrzy-
mał się i pobladły śmiertelnie jakby skamieniał na miejscu.
Zenon rzucił się do niego, lecz mimo nadludzkich wysiłków nawet nim nie poruszył, stężał
zupełnie i jakby przyrósł do posadzki. Stał przygięty niby drzewo zabite w skurczu walki,
głuchy i ślepy na wszystko, rozgorzałe nadmiernie oczy jęły z wolna przygasać świecąc
próchnicowym, martwym blaskiem, a twarz powłóczyła się nieopowiedzianym wyrazem
ekstatycznej błogości.
 Nie wolno mu przerywać!  powiedział przywołany Malajczyk, spiesznie zamykając
okna i przysłaniając je ciężkimi kotarami.
Zenon tak był przerażony, że nie rozumiał jego słów.
 Sam się ocknie, może dopiero za parę godzin, a może jutro! On teraz mówi z bogami! A
gdyby mu się przerwało, mógłby zabić spojrzeniem... Czasem unosi się w powietrzu i słychać
wtedy muzykę i śpiewy!...  szeptał pobożnie, postawił przed nim kadzielnicę i zapalił, bia-
ławy słup dymu podniósł się w górę i z wolna napełnił pokój wonnym obłokiem. Malajczyk
wyprowadził Zenona do żółtego pokoju i rzekł wskazując na stosy sprzętów porozrzucanych i
kufry otwarte:
 Pan kazał odesłać ojcu wszystkie rzeczy i pieniądze.
 Więc wyjeżdżacie?  odezwał się wreszcie, odzyskując nieco równowagi.
 Mamy już kupione miejsca międzypokładowe do Bombaju, a stamtąd Budda zaprowadzi
nas na WielkÄ… DrogÄ™!
104
 Gdzie jedziecie? Gdzie!  nie mógł się jeszcze połapać ni uwierzyć.
 Ja jestem tylko jego cieniem, idę, gdzie on idzie!  mówił tak poważnie, że musiał uwie-
rzyć w jego słowa i tym większy niepokój nim owładnął.
 Trzeba go ratować!  postanowił dzwoniąc energicznie na lokaja.
Wysłał długą depeszę do Bartelet Court i kazał poprosić mr Smitha, który na szczęście był
jeszcze w domu i natychmiast się zjawił. Wysłuchał opowiadania z najgłębszym współczu-
ciem, nie mogąc się jednak powstrzymać od sekciarskiego triumfu.
 Opuścił nas, a to smutne rezultaty!  Po owocach ich poznacie je . Oto dokąd prowadzi
swoich wielbicieli ta diablica!...
 Kogóż ma pan na myśli!
 Miss Daisy! Byłem u niej z Bławatską, otwarcie się przyznała do służenia Jemu! 
strzepnÄ…Å‚ zabobonnie palcami.
 Ważniejszy dla mnie oto stan chorego!  odezwał się wielce znękany.
 Chciałbym go zobaczyć, może się już przebudził...
Poszli do niego, stał na dawnym miejscu nieporuszenie, ledwie dojrzany w kadzielnych
dymach i cały pokryty świetlistą rosą.
Mr Smith zadygotał z trwogi.
 ,,Ale nas zbaw ode Złego  zaszeptał cofając się śpiesznie do żółtego pokoju.
 Jest w zupełnej katalepsji! Trzeba czekać, aż się sam przebudzi. Myślę, że nie można go
pózniej zostawić samego.
 Czekam właśnie na jego rodzinę. A może odwiezć go do lecznicy?
 To coÅ› gorszego nizli choroba!
Zenon padł na krzesło, miotany coraz boleśniejszymi przewidywaniami, a mr Smith zamy-
ślił się głęboko i spacerując, mimowolnie latał po rzeczach taksującymi oczami. Jego wy-
schłe, kościane palce z lubością przesuwały się po jedwabiach obić i dotykały brązów.
 Na wszystkich drogach życia czyha szaleństwo!  odezwał się półgłosem Zenon jakby
odpowiadając własnym rozmyślaniom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl