[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obcego, stojącego na podeście, dostrzegł tylko błysk światła na lufie pistoletu i złotą rękojeść
laski w jego dłoni. Starszy pan z przerażeniem zauważył, że Obcy podnosi pistolet i starannie
w niego celuje. - Nie - szepnął i cofnął się o krok. Dlaczego nie wziąłem broni, pomyślał. - Nie
potrzebuję już żadnej pomocy, żeby dotrzeć do twoich tajemnic. Sam otworzyłeś mi drzwi.
Bardzo to uprzejme z twojej strony. Eaton uskoczył do tyłu, gdy dostrzegł, że Obcy naciska
spust. Nagły ruch, chociaż wywołał silny ból w nodze, stwarzał szansę ocalenia. Starszy pan
zobaczył błysk światła. Ogłuszający huk wystrzału odbił się echem od kamiennych ścian.
Poczuł uderzenie pocisku. Zachwiał się, ale nie upadł. Nie jestem JU%7ł tak szybki jak dawniej,
pomyślał. Płomień leżącej na podłodze świecy zamigotał jeszcze raz i zgasł. Zapanowała
nieprzenikniona ciemność. - Do wszystkich diabłów! - mruknął Obcy, wyraznie zirytowany.
Eaton zdumiony był tym, że jeszcze żyje. Pocisk trafił go w ramię, nie w serce. Zapewne Obcy
zle wycelował w migocącym świetle gasnącej świecy. Starszy pan zdawał sobie sprawę, że
zyskał parę sekund, by się uratować. Słyszał, jak intruz, klnąc cicho, usiłuje zapalić następną
świecę. Przycisnął dłoń do zranionego ramienia, by nawet kropla krwi nie spadła na podłogę.
Drugą dłonią poszukał najbliższej ściany. Jej powierzchnia była gładka, szklista. Poruszając
się po omacku, dotarł do pierwszego załomu muru i skręcił za róg, kierując się wyłącznie 
zmysłem dotyku. Dostrzegł za sobą przyćmione światło, ale się nie obejrzał. Przed sobą nic
nie widział, lecz pod palcami czuł gładką ścianę. Tylko to było mu potrzebne. Sam
zaprojektował ten labirynt. Znał na pamięć jego tajemnice, - Co, u diabła?! - dobiegł go spoza
kamiennej ścianyj stłumiony głos Obcego. - Wyjdz, Pitney. Daruję ci życie, jeślij zaraz
wyjdziesz. Słyszysz mnie? Daruję ci życie. Potrzebny mij tylko ten cholerny klucz. Eaton
zignorował te pełne furii słowa. Mocniej przycisnął rękę do rany. Liczył na to, że krew wsiąknie
w surdut. Gdyby kapała na podłogę, zostawiłaby ślad umożliwiający Obcemu pościg. Musiał
dotrzeć do gabinetu, gdzie w biurku spoczywał pistolet. - Wracaj, stary durniu! Nie masz
żadnej szansy! Eaton jeszcze mocniej zacisnął ranę i zagłębił się w ciemnym labiryncie.
Artemis i Zachary stali w niewielkim ponurym pokoju i wyglÄ…dali przez okno na wÄ…skÄ… uliczkÄ™.
- Tutaj się ukrył. - Artemis powiódł dłonią po obdrapanym parapecie. - Zostały ślady po
kotwicy, do której przywiązał linę. Zachary pokręcił głową. - Dobrze, że zauważył pan, że ta
dziwka zgasiła świecę. - Wiesz już, jak się nazywa ta kobieta?
- Lucy Denton. Przed rokiem wynajęła pokój na parterze i pracowała tu aż do dzisiaj. - Wiesz
coś więcej o niej?
- Jeszcze nie. Zniknęła gdzieś w podejrzanych dzielnicach. Mały John mówi, że jeden z jego
kumpli coś tam na jej temat słyszał, ale na razie nikt jej nie widział. Artemis zauważył, że
Zachary jest dziwnie zatroskany. Typowa dla niego zadziomość zniknęła gdzieś bez śladu.
Zachary był dzieckiem ulicy. Miał jakieś nazwisko, ale zwyczajem młodych włóczęgów rzadko
go używał. Pracował dla Artemisa od ponad trzech lat. Znajomość zawarli, kiedy chłopiec z
kierowanej przez Zachary ego bandy młodocianych złodziejaszków usiłował pozbawić
Artemisa złotego zegarka. Zmiała próba nie powiodła się; Artemis złapał łobuza za AMANDA
QU!CK kołnierz. Zachary, który stał na uboczu i obserwował całą akcję, nie opuścił swojego
wspólnika, tylko podjął desperacką próbę uwolnienia dzieciaka. Wyskoczył z bocznej uliczki,
grożąc Artemisowi nożem. Ten jednym ruchem pozbawił go broni, ale młodzieniec nie
65
zrezygnował i rzucił się na niego z pięściami. Postawa Zachary ego, jego zapał w obronie
młodszego kolegi, spodobała się Artemisowi. Kiedy już uporał się z napastnikiem, wziął go na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl