[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjazni w znacznie bardziej niebezpieczny związek. Była zarazem
zdezorientowana i podniecona.
 A co ty o tym myślisz?  zapytał.
 Moim zdaniem takie są nieuchronne konsekwencje zbytniego zbliżenia się do
nicponia.
Zaśmiał się ze smutkiem.
 Nie da się zaprzeczyć  odparł.  Chociaż moim zdaniem ten pocałunek
świadczył o czymś głębszym. Czy masz mi go za złe, Rae?
Wyczuwał, że jest przy nim onieśmielona, co się dotąd nigdy nie zdarzało.
 Nie  powiedziała powoli.  Choć chyba powinnam. Wziął ją za rękę. Wyczuł
palcami jej przyspieszone tętno.
Zadrżała lekko. Zapragnął natychmiast rzucić ją na stół i posiąść, teraz, zaraz. Z
najwyższym trudem zapanował nad sobą.
 Zatem nie masz mi tego za złe  ciągnął łagodnie.  Czy mogłabyś posunąć się
do przyznania, że pocałunek sprawił ci rozkosz?
Zacisnęła usta.
 Był bardzo przyjemny  przyznała, lecz cofnęła rękę.  Tak czy owak, oboje
popełniliśmy błąd.  Nieświadomie znowu dotknęła warg palcami.  Cory, jeśli
mamy pozostać przyjaciółmi, nie powinniśmy się już całować.
Wsunął ręce do kieszeni, aby nad nimi zapanować.
 Rae, czy właśnie tego chcesz? Byśmy pozostali przyjaciółmi?
Energicznie pokiwała głową.
 Spróbujmy udawać, że nic między nami nie zaszło. Uniósł brwi.
 Twoim zdaniem przyjdzie to nam bez trudu? Zawahała się. Sprawiała wrażenie
zagubionej.
 To nie jest takie proste?  spytała zdziwiona.
 Może i jest.
Cory wiedział jednak, że rzeczywistość wygląda inaczej. Coś się między nimi
zmieniło, a czasu nie da się zawrócić. Zresztą wcale nie miał na to ochoty;
wiedział tylko, że nie powinien postępować zbyt gwałtownie. Pomimo próby
utrwalenia przyjazni z nim, Rachel przyznała, że pocałunek był bardzo
przyjemny. Co więcej, zareagowała ze słodyczą, która wzburzyła mu krew.
Nadal patrzyła na niego tak, jakby oczekiwała, że powie coś jeszcze, tymczasem
Cory stłumił chęć, by wyznać wszystko, co czuł, i nic nie mówił.
Po dłuższej chwili Rachel przerwała milczenie.
 Zatem zobaczymy się jutro, jak sądzę  oznajmiła.  Dobranoc.
Zaczekał, aż na korytarzu ucichnie stukot jej kroków, a następnie wyciągnął z
kieszeni bilę, umieścił ją na stole, wycelował i mocno uderzył kijem, posyłając ją
precyzyjnie do narożnej łuzy. Ulżyło mu po tym snajperskim strzale, lecz nie
całkiem. Frustracje mogła rozładować wyłącznie Rachel. Podejrzewał, że gdyby
jej dotknął, już nigdy nie chciałby jej wypuścić z ramion. Potem pomyślał o
trudnościach, na jakie by
natrafił, przekonując ją do małżeństwa, i niemal jęknął głośno. Jeszcze nigdy nie
postawił sobie tak ambitnego zadania i nigdy nie pragnął tak bardzo, by zostało
ono zrealizowane z sukcesem.
Rozdział dziesiąty
 Lady Sally to wybitna organizatorka, prawda?  mruknęła Deborah do Rachel,
kiedy tydzień pózniej stały obok siebie na długiej galerii w Saltires. 
Zapowiedziała bal i rzeczywiście, urządziła zabawę, jakiej nie powstydziłby się
nikt. W Midwinter nie widziano tylu godnych uwagi dżentelmenów od czasu
Henryka VIII, który bywał tu na polowaniach.
 Dzisiejszy wieczór również stoi pod znakiem łowów  skomentowała Rachel
zgryzliwie.  Spora grupa dam najwyrazniej za wszelką cenę pragnie oczarować
panów, a oni nie stawiają zbytniego oporu.
Oparła się o kamienną balustradę i rozejrzała po sali w dole. Saltires było zbyt
małe i nie dysponowało salą balową, dlatego lady Sally opróżniła wielki hol i
pod ogromnym oknem z witrażem ustawiła podium dla orkiestry. Zwiece w
żelaznych kandelabrach oświetlały pomieszczenie i podkreślały urodę
wielobarwnych gobelinów. Napuszony, niewysoki, kolorowo ubrany jegomość
przechadzał się wśród gości, wypinając pierś dumnie jak paw.
 To zatrudniony przez lady Sally artysta, pan Daubenay  wyjaśniła Deborah,
podążywszy za spojrzeniem Rachel.  Właśnie on ma namalować akwarele. Jego
ubiór jest co najmniej osobliwy, nieprawdaż? Mam wrażenie, że lada moment
dobędzie lutni i zaintonuje serenadę!
Tymczasem artysta wziął do rąk szkicownik i zaczął rysować jednego z gości
lady Sally. W pewnym momencie tłum się przerzedził i zobaczyła, że do portretu
pozuje Helena Lang, która nie kryła zachwytu, potrząsała lokami i chichotała. U
jej boku stał wysoki mężczyzna o bardzo ciemnych, kasztanowych włosach i
klasycznej urodzie, typowej dla rodziny Kestrelów. Rachel złapała Deborah za
rękaw.
 Deborah, koniecznie musisz mi powiedzieć, kim są goście łady Sally, gdyż nie
zostałam im wszystkim przedstawiona. Zacznijmy od dżentelmena przy pannie
Lang. To z pewnością jeden z braci księcia.
Deborah nie kryła rozbawienia.
 Ten człowiek to lord Lucas Kestrel, trzeci z trójki. Powiada się, że jest jeszcze
bardziej niebezpieczny dla kobiet niż jego bracia, bo wygląda o wiele niewinnej.
 Jest żołnierzem, prawda?  dopytywała się Rachel. Jej zdaniem Lucas
prezentował się niesłychanie atrakcyjnie.  Podobno niedawno powrócił z Indii.
Deborah prychnęła lekceważąco.
 Gadanina! Lucas Kestrel jest tak samo żołnierzem jak Richard Kestrel
żeglarzem. Słyszałam, jak kiedyś opowiadał ci głupstwa o tym, jakoby z powodu
odniesionych ran musiał zrezygnować ze służby w marynarce wojennej. Moim
zdaniem straszliwie się poranił, kiedy ręka uwięzła mu w szufladzie biurka.
 Och, Deb  zganiła ją Rachel. Lubiła Richarda Kestrela i uważała, że jej
przyjaciółka jest dlań zbyt surowa.  Nie bądz niemiła.
 Już dobrze  mruknęła Deb, wzięła Rachel za rękę i stanowczym ruchem
obróciła ją w inną stronę.  Oto książę we własnej osobie. Gawędzi z lady Sally.
Jeszcze go nie widziałaś, prawda? Wpadł do Midwinter Bere jak po ogień, bo
zaraz musi wracać w interesach do Londynu. Szkoda, że nie może zabrać lorda
Richarda!
Rachel westchnęła. Tego wieczoru lady Sally zgromadziła u siebie tłum bardzo
modnie ubranych gości, lecz spojrzenie Rachel machinalnie powędrowało do
Coryego Newlyna.
Gdy go ujrzała, ubranego w wytworne, wieczorowe czernie i biele, jej serce
przyspieszyło tak jak za każdym razem, odkąd się pocałowali w sali bilardowej.
Jej emocje były bezsensowne, irytujące, lecz nieuniknione. Bezskutecznie
usiłowała wyzbyć się tej dziwnej przypadłości, a zważywszy na to, że szczyciła
się zdrowym rozsądkiem, ta słaba strona była dla niej szczególnie irytująca.
Spróbujmy udawać, że nic między nami nie zaszło.
Aatwo powiedzieć. Teraz nie była taka pewna siebie. Już następnego ranka czuła
zakłopotanie na myśl o Corym. Jak najdłużej odwlekała moment wyjścia na teren
wykopalisk, a potem wymyśliła, że spyta lady Odell o to, jaką rybę podać na
kolację. Rzecz jasna indagowana nie miała zdania i była zdumiona tym
pytaniem, lecz Rachel przynajmniej miała okazję powiedzieć dzień dobry
Coryemu. Uśmiechnął się do niej przelotnie i kontynuował pracę, więc po chwili
obróciła się na pięcie i wróciła do domu. W następnym tygodniu widywała
Coryego codziennie, a on najwyrazniej miał ochotę spędzać czas w jej
towarzystwie. Zazwyczaj cieszyłaby się z tego, lecz była zakłopotana. Wolałaby
zachowywać się jak gdyby nigdy nic, ale nie potrafiła.
 Jest lord Newlyn  wymamrotała Deborah nieoczekiwanie.  Na litość boską,
Rachel, co z nim...
Rachel spojrzała i ponownie przeszył ją lekki dreszcz.
 Wygląda bardzo elegancko  mruknęła.
 Niby tak...  Deborah przechyliła głowę.  Ale zarazem wyjątkowo
nieprzyzwoicie!
Rachel zaśmiała się z przymusem. Cory rzeczywiście wyglądał bardzo
elegancko, ale jakby dopiero co wstał ze swojego  lub cudzego  łóżka. Płowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl