[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grzebał za życia, pogrążając w nicości tych, którzy mu się sprzeciwili, natomiast uniesiony w górę namaszczał posłusznych i tak samo
myślących oraz dawał prawo przynależności do elitarnego klubu ojców niepodległego narodu.
Wyszedł z zadymionej tawerny w rozgwieżdżoną noc i podmuch wiatru znad morza owionął go ciepłym strumieniem. Zapalił papierosa
i ruszył wąską, opadającą łagodnymi zakolami ścieżką aż do brzegu, gdzie stała jego chatka.
Jeszcze raz zaczął rozważać, czy pomysł sięgnięcia po zapomnianą, póznośredniowieczną formę moralitetu był najlepszy. Dobro i Zło,
Miłość i Nienawiść, Pycha i Pokora, Arogancja i Subtelność, Cnota i Zepsucie, Wiara i Nieufność  wszystkie te pojęcia miały stać się
alegorycznymi postaciami w przypowieści o walce toczonej o duszę człowieka, zagubionego i szukającego swojej drogi w chaosie życia.
Ale to, co chciał stworzyć, nie miało być religijnym misterium, opiewającym wedle chrześcijańskiej moralności zwycięstwo trwania w
cnocie nad pokusami. Ta przypowieść miała pokazać Polskę taką, o jaką walczył. Jego człowiek, zagubiony w politycznym labiryncie, miał
dostać jasne wskazówki, a twórcą kierującego go ku zbawieniu drogowskazu będzie tylko On  Redaktor&
Ocknął się w ciemnym pomieszczeniu z niejasnym wrażeniem, że wydarzyło się coś złego. Dobiegające z kąta blade światło małej
naftowej lampki pozwoliło mu stwierdzić, że chyba jest w swojej chacie. Usiłował wstać i z przerażeniem stwierdził, że siedzi nagi,
przywiązany do prostego, topornego krzesła, skleconego byle jak i wyjątkowo niewygodnego.
 Myślał pan, że w kraju Herkulesa ukryje się przed Hydrą?  spokojny męski głos zadał to pytanie wytworną angielszczyzną, z
akcentem charakterystycznym dla wychowanków Oksfordu.
Redaktor z trudem wydobył głos ze ściśniętego strachem gardła.
 Kim pan jest, czego pan chce?
Mężczyzna pozostawał poza małym kręgiem światła rzucanym przez lampkę i mimo wysiłku Redaktor nie mógł dojrzeć jego twarzy.
 Niewiele. Tylko odpowiedzi na dwa pytania  gdzie jest nagranie i kto o nim wie.
 Nie rozumiem, o czym pan mówi.
 Wie pan doskonale. Proszę się nie obawiać o swoje życie  tym razem zlecenie nie przewiduje ostatecznego rozwiązania. I proszę nie
kreować się na bohatera. Pan nic nie wie o bólu, a ja wiem wszystko i jestem mistrzem w jego zadawaniu. Nie stosuję prymitywnych
metod, jakie doskonale pan zna  zastraszania, zamykania, psychicznego terroru, ordynarnego kaleczenia ciała. To można wytrzymać.
Zgodzi się pan ze mną? Oczywiście to retoryczne pytanie. Ból można znosić do pewnego momentu, można się do niego przyzwyczaić,
ignorować, włączyć psychiczne blokady, pozwalające o nim nie myśleć. Ale ból, który ja potrafię wywołać, jest nie do opisania i złamie
każdego. Wielokrotnie się o tym przekonałem. A więc chce pan doświadczyć koszmaru, jakiego nie można sobie nawet wyobrazić, czy się
dogadamy?
Redaktor daremnie szukał w mroku twarzy swojego prześladowcy. Chciał, patrząc mu prosto w oczy, rzucić stanowcze  nie , ale nie
mogąc przebić wzrokiem panującego mroku, zacisnął z uporem wargi i milczał.
 No cóż, trudno. Ponieważ ma pan przeżyć, nie powinien pan widzieć mojej twarzy.
Rozległy się kroki i Redaktor zobaczył wyłaniającą się z ciemności postać wysokiego mężczyzny w kominiarce na głowie&
& Zwiatło wschodzącego słońca z wysiłkiem przebijało się przez małe, oprawione w grube ramki szybki okien nadmorskiej chaty.
Gdyby nawet ktoś zajrzał w to odludne miejsce, z trudem dojrzałby skuloną w rogu pokoju postać: nagą, trzęsącą się i zawodzącą głosem
przypominającym skowyt rannego zwierzęcia.
Scor nie pozostawił na jego ciele żadnych śladów, ale wspomnienie tych budzących grozę godzin sprawiało, że Redaktor chciał umrzeć.
Bernard de la Viterliers spoglądał z łagodnym uśmiechem na siedzącą naprzeciwko dziewczynę. Klasyczne dżinsy, bawełniana koszulka
bez napisów i brak najmniejszego choćby śladu makijażu na twarzy sprawiały, że Kasia wyglądała bardzo dziewczęco i niewinnie.
 Mogę ci mówić po imieniu?
 Ależ oczywiście!
 Wasz język jest taki miękki, szeleszczący& Catherine.
 Proszę mówić Kasia.
 O la la! To wymaga ćwiczeń. Kaszia, Kasja& sama widzisz  zaśmiał się cicho, ale natychmiast spoważniał.  Jeszcze raz chciałbym
cię bardzo przeprosić. To moja wina, że tak pózno i nieskutecznie zareagowałem na grubiaństwo Georges a. Zbytnio popuszczałem mu
cugli. Jest moim jedynym krewnym, pokładałem w nim wielkie nadzieje, chciałem, żeby nie tylko godnie nosił nasz tytuł i nazwisko, ale
w przyszłości przejął także rodzinny interes. Niestety, odziedziczył wszystkie najgorsze cechy przodków  jest butny, arogancki, leniwy, a
do tego odporny na wszelkÄ… wiedzÄ™.
Kasia popatrzyła na staruszka ze współczuciem.
 Proszę się już nie przejmować tym incydentem. Zimny prysznic, jaki mu sprawiłam, przyniósł mi całkowitą satysfakcję.
Oboje uśmiechnęli się na wspomnienie tej sceny.
 Powiedz mi, Catherine, skąd tak świetnie znasz nasz język?
Smutek pojawił się w oczach dziewczyny.
 Mój tata rozmawiał ze mną po francusku od moich najmłodszych lat. Okazało się, że mam talent do języków, i wkrótce czytałam i
mówiłam po francusku prawie tak dobrze jak on. Czytaliśmy razem Balzaka, Dumasa, Zolę. To nieprawdopodobne, ale jako dziewczynka
znałam większość najważniejszych dzieł francuskich klasyków w oryginale. Moje siostry mówią już po francusku prawie tak dobrze jak ja,
a to zaledwie dziesięciolatki.
 A więc tata musi być świetnym nauczycielem.
 Zmarł, gdy miałam trzynaście lat. Blizniaczki skończyły wtedy trzy& Ja je uczyłam. To była świetna zabawa. Uznały, że będzie to nasz
tajny język. Czasami muszę je strofować, gdy w obecności naszych znajomych robią bezczelne uwagi na ich temat, wiedząc, że poza mną
nikt tego nie zrozumie.
Bernard de la Viterliers spojrzał na dziewczynę ze współczuciem.
 Wiem, jaki to ciężar stracić osobę, którą kochało się nad życie.
Kasia zesztywniała, nerwowo zacisnęła dłonie i uciekła wzrokiem przed przenikliwym spojrzeniem starszego pana. Udał, że tego nie
zauważył, i zaczął opowiadać cichym, spokojnym głosem:
 Daliśmy jej na imię Aurora, bo była jak jutrzenka po długiej, ciemnej nocy, smutnej i pełnej wzajemnej niechęci. Tak bardzo
chcieliśmy mieć dziecko! To, że go nie było, zaczęło nas dzielić. Każde z nas w głębi ducha miało pretensję do drugiego, obwinialiśmy się
wzajemnie, nasze małżeństwo rozpadało się jak zle zbudowany dom, dom bez fundamentów. I wtedy zdarzył się cud! Wraz z Aurorą
wróciła nasza miłość, w domu zagościło szczęście i spokój. Aurora od dziecka była niezależna i uparta. Nie chcieliśmy jej w niczym
ograniczać, tym bardziej że zawsze miała wiele zdrowego rozsądku i ostatecznie za każdym razem potrafiła nas przekonać, że postępuje
słusznie i wie, co robi. Oczywiście jak każda nastolatka przeżywała fascynacje i upadki, ale umiała wyciągać wnioski z własnych błędów i
zwykle kończyło się to w miarę bezboleśnie. Byłem taki dumny, gdy oznajmiła nam, że będzie studiować medycynę& Po pierwszym roku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl