[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na swoje życie.
Gaute zacisnął usta, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Szybko dotarli nad rzekę. Zatrzymali się za zakolem i oświetlając sobie drogę
pochodniami, zaczęli poszukiwania.
Inga leżała nieruchomo, zasypana do połowy śniegiem. Signhild wybuchnęła płaczem
i próbowała ogrzać dłonie przyjaciółki.
- To nic nie pomoże - powstrzymał ją wysłannik. - Przybyliśmy za pózno, nie widzisz,
że ona nie oddycha?
- Spójrzcie, ściska w dłoniach pas, który podarował jej Ormund!
W słabym świetle pochodni trzymanej przez Haralda nie mogli zobaczyć, że pas jest
tak mocno zamarznięty, iż musiał znajdować się tu od dawna. Próbowali wyjąć pas z dłoni
dziewczyny, ale bez powodzenia, dali więc temu spokój. Signhild okryła przyjaciółkę
peleryną Ormunda, tak jak jej nakazał.
Gaute już chciał zaprotestować. Uważał, że peleryny nie może dotykać ktoś, kto nie
przynależy do zakonu, do tego jeszcze kobieta. Wysłannik z Lund go jednak powstrzymał.
- Zostaw, wprawdzie nic to nie pomoże, jednak to piękny gest.
Sam podniósł z ziemi dziewczynę, ułożył w saniach i otulił peleryną. Harald cmoknął
na konia i pomknęli w stronę dworu tak szybko, że sanie niemal unosiły się nad ziemią.
- Nie miałem pojęcia, że tak się sprawy potoczą - z żalem odezwał się gość z Lund. -
Musiała to być wielka miłość, skoro dziewczyna nie zawahała się poświęcić swego życia dla
ukochanego.
- Za to Kościół nie stracił swego sługi - z nieskrywanym triumfem oznajmił Gaute
Frostesson.
- Nie - zaprzeczył wysłannik. - Dla Kościoła jest to wielka porażka. Chyba
niewłaściwie pojmujesz naukę Chrystusa, jeśli sądzisz, że jego wyznawców można
pozyskiwać, poświęcając czyjeś życie.
Zamilkli i nasłuchiwali, bo w mroku rozległ się stłumiony tętent końskich kopyt. To
Ormund Strażnik pędził im na spotkanie. Przed jego gniewem zadrżał nawet potężny
przełożony zakonu Strażników Krzyża.
ROZDZIAA XXXV
Ormund zeskoczył z konia i rzucił się wprost do sań.
- Wsiadaj na mojego konia! - polecił Gautemu, a sam, chwyciwszy w ramiona
dziewczynÄ™, zajÄ…Å‚ jego miejsce w saniach.
Gaute już otworzył usta, by zaprotestować, ale Ormund mu na to nie pozwolił.
- Zabroniłeś jej zostać moją żoną - rzekł z głęboką rozpaczą w głosie. - Ale teraz mi
już niczego nie zabronisz Jedz, Haraldzie, najszybciej jak zdołasz!
- Byłem głupcem - powiedział do Ormunda wysłannik arcybiskupa. - Gdybym mógł
cofnąć czas...
Ormund tylko skinął głową. Przecież to zupełnie do niej niepodobne, myślał, patrząc
na Ingę. Ona nigdy nie targnęłaby się na swoje życie. A mimo to...
Leżała zimna i nieruchoma w jego ramionach.
Ormund nie chciał jednak uwierzyć w to, co widział. Wsunął dłoń pod suknię
dziewczyny i wyczuł, choć z największym trudem, bicie jej serca. Nie był co prawda pewien,
czy nie ulega złudzeniu.
- Szybciej, Haraldzie, szybciej! - krzyknÄ…Å‚.
Nikomu nie powiedział o swej nadziei, zresztą na nikogo innego nie zwracał uwagi.
Sanie wjechały na dziedziniec dworu. Ormund, trzymając Ingę w ramionach,
pośpiesznie wniósł ją do sali wprost przed tron króla, który czekał na nich wraz z
mieszkańcami dworu.
- Znalezliśmy ją martwą, królu - oznajmił wysłannik arcybiskupa. - Nic już nie
mogliśmy poradzie. Obawiam się, że zabiły ją nasze słowa. Powiedzieliśmy dziewczynie, że
Bóg nie pobłogosławi jej związku z Ormundem, i to właśnie popchnęło ją do tej dramatycznej
decyzji. Wyznaję, że czuję się po trosze winny tego, co się stało.
- Nie czyń z niej męczennicy - przerwał mu Gaute. - Ten, kto odbiera sobie życie,
popełnia śmiertelny grzech.
Ormund nie odzywał się, z napięciem wpatrywał się w bladą twarz Ingi. Ostrożnie
położył dziewczynę na ławie. Sigurd Krzyżowiec podszedł bliżej.
- Tak, rzeczywiście popełniony został grzech - rzekł bezbarwnym głosem i ostrożnie
odsunął pelerynę. - Pytanie tylko, kto go popełnił: ten, co odebrał sobie życie, czy ten, co go
popchnął do tego czynu. Ale nie nam osądzać.
Nagle król zastygł i pochylił się nad Ingą.
- Mógłbym przysiąc... - zaczął.
- Co takiego? - spytał Ormund.
- %7łe się poruszyła... Nie, to niemożliwe.
Ormund położył rękę na piersi dziewczyny. Stał tak przez dłuższą chwilę, podczas gdy
wszyscy obecni na sali wstrzymali oddech.
- Wraca do życia. Czuję pod palcami coraz silniejsze uderzenia serca - odezwał się w
końcu.
- Niemożliwe! - zawołał wysłannik arcybiskupa. - Była martwa.
Jak niewiele wiesz, dostojny biskupie, pomyślał Ormund niemal ze współczuciem.
Siedzisz bezpieczny w ciepłej komnacie, nigdy nie byłeś na dworze w mrozie i podczas
zawiei. Czy ty możesz wiedzieć, ile człowiek jest w stanie znieść?
Nie odezwał się jednak. Wszyscy zgromadzeni tu ludzie byli mu całkiem obojętni.
Przytulił mocno swą ukochaną, jakby pragnął oddać jej własne ciepło. %7łona zarządcy, która
jako jedyna nie straciła głowy, zdjęła dziewczynie trzewiki i zaczęła masować jej stopy.
- To niemożliwe! - wybuchnął Gaute Frostesson.
- Była zupełnie zimna i sztywna, gdy ją znalezliśmy - mówiła Signhild. - Nie
mogliśmy jej zgiąć ani rąk, ani nóg.
- Mógłbym przysiąc, że nie żyła - dodał wysłannik z Lund, a Harald i Gaute tylko
pokiwali głowami.
Zapadła cisza. Ormund kazał przynieść wina i wlał dziewczynie do ust parę kropli.
Zachłysnęła się i otworzyła oczy, a gdy napotkała spojrzenie Ormunda, uśmiechnęła się
ledwo dostrzegalnie.
Rycerz wtulił twarz w jej włosy i nie przejmując się tym, że ktoś usłyszy jego słowa,
szepnÄ…Å‚:
- Ukochana, wróciłaś.
- Jak to się stało? - zawołał Gaute. - Przecież nie żyła, mógłbym przysiąc.
Nikt się nie odezwał. Nagle w dzwoniącej w uszach ciszy rozległ się cichy niczym
oddech szept kapelana:
- Peleryna! To ta peleryna, która dotykała Chrystusowego grobu!
- Ale przecież jest taka cienka - zdumiała się jakaś kobieta. - Zbyt cienka, by ogrzać
człowieka w taki ziąb.
- A co innego mogłoby rozpalić gasnącą iskrę życia? - zapytał król, podnosząc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl