[ Pobierz całość w formacie PDF ]

można by dokonać wyboru? Tu istotnie jest Prawo  pozbawione sprawiedliwo-
ści.
Szli przed siebie, nadal wyczuwając w powietrzu obecność czegoś nieuchwyt-
nego, co niegdyś było jak najbardziej uchwytne. Wędrowali przez opustoszałą
krainÄ™ Absolutnego Prawa.
W końcu jednak Rackhir coś wypatrzył. Coś migotało, zanikało i pojawiało
się znowu, aż w końcu, zbliżywszy się do tego czegoś, stwierdzili, że to czło-
wiek. Mężczyzna miał szlachetny kształt głowy, potężnie zbudowane ciało, lecz
twarz wykrzywiał mu pełen bólu grymas. Nie dostrzegł wędrowców, nawet gdy
ci podeszli do niego bardzo blisko.
Podróżni zatrzymali się przed obcym i Lamsar odkaszlnął, by zwrócić na sie-
bie uwagę. Mężczyzna obrócił głowę i zerknął na nich nieuważnie. Grymas na
jego twarzy wygładził się i zastąpiło go łagodniejsze, zamyślone spojrzenie.
 Kim jesteś?  spytał Rackhir.
Mężczyzna westchnął.
 Jeszcze nie  powiedział.  I tym razem jeszcze nie. Znowu widziadła.
 My mamy być widziadłami?  uśmiechnął się Rackhir.  Wydawało nam
się, że to ty nim jesteś.  Czerwony Aucznik przyjrzał się rozmywającej się, zani-
kającej powoli postaci obcego. Mężczyzna wygiął kark, niczym łosoś szykujący
się do skoku przez zaporę, po czym jego ciało znowu powróciło do pierwotnej
formy.
 Myślałem, że pozbyłem się już wszystkiego, co zbędne, poza własną, upar-
tą postacią  powiedział obcy ze zmęczeniem,  Ale oto znowu coś się pojawia.
Czyżby moje rozumowanie było błędne, czy nie myślę już tak sprawnie jak daw-
niej?
 Nie obawiaj się  powiedział Rackhir.  Jesteśmy istotami z krwi i kości.
 Tego się właśnie obawiałem. Przez całą wieczność zdzierałem powłoki ułu-
dy, które zaciemniają prawdę. Już miałem zdobyć się na ostateczny wysiłek, gdy
nagle na powrót przeniknęliście do tego świata. Niestety, mój umysł nie jest już
tak sprawny jak przed laty.
121
 Zapewne sądzisz, że nie istniejemy naprawdę?  zapytał Lamsar powoli,
z przebiegłym uśmiechem na ustach.
 Wiesz przecież dobrze, że tak właśnie jest. Nie istniejecie, podobnie jak
ja nie istnieję.  Na twarzy mężczyzny ponownie pojawił się grymas. Jego rysy
wykrzywiły się, a cała postać poczęła zanikać, po to tylko, by na powrót przybrać
swą wcześniejszą formę. Mężczyzna westchnął.  Nawet rozmawiając z wami
zdradzam to, w co wierzę. Przypuszczam jednak, że gdy odpocznę trochę, znowu
uda mi się zebrać siły i przygotować się do końcowego wysiłku, dzięki któremu
zdołam osiągnąć ostateczną prawdę: nie-istnienie.
 Ależ nie-istnienie oznacza nie-myślenie, nie-pragnienie i nie-działanie 
powiedział Lamsar.  Chyba nie chcesz samego siebie skazać na taki los?
 Nie ma czegoś takiego jak  ja . Jestem jedyną rozumującą istotą w całym
stworzeniu, jestem niemalże czystym rozumem. Jeszcze trochę wysiłku i stanę
się tym, do czego dążę: jednością z nie-istniejącym wszechświatem. Aby to osią-
gnąć, muszę pozbyć się wszelkich drugorzędnych przeszkód  takich jak wy 
a potem pogrążyć się w autentycznej rzeczywistości.
 A co niÄ… jest?
 Stan całkowitej nicości, kiedy nie ma nic, co mogłoby przeszkadzać po-
rządkowi rzeczy, ponieważ nie istnieje coś takiego, jak porządek rzeczy.
 Trudno to nazwać konstruktywną ambicją  odezwał się Rackhir.
 Konstruktywność to pozbawione znaczenia słowo, jak zresztą wszystkie
słowa, jak tak zwana egzystencja. Wszystko znaczy nic, oto jedyna prawda.
 Ale ten świat przecież istnieje. Chociaż tak pusty, zawiera jednak światło
i twarde skały. Nie udało ci się czystym rozumowaniem wykluczyć ich egzystencji
 powiedział Lamsar.
 Znikną, kiedy i ja zniknę  powiedział mężczyzna powoli.  Wy zresztą
też znikniecie w tej samej chwili. Wówczas Prawo będzie panować nie zagrożone.
 Ależ Prawo nie będzie mogło wówczas panować. Zgodnie z twoim rozu-
mowaniem nie będzie przecież istnieć.
 Mylicie się. Nicość jest Prawem. Nicość jest celem Prawa. Prawo to tylko
droga, dzięki której wszystko może dążyć do ostatecznego stanu, stanu nie-istnie-
nia.
 No cóż  powiedział Lamsar w zamyśleniu.  W takim razie lepiej po-
wiedz nam, gdzie znajduje się następna Brama.
 Nie ma żadnej Bramy.
 A gdyby była, gdzie moglibyśmy ją znalezć?  zapytał Rackhir.
 Gdyby Brama istniała, a nie istnieje, znajdowałaby się w środku góry, bli-
sko miejsca, które niegdyś nazywano Morzem Spokoju.
 A gdzie to jest?  zapytał znowu Rackhir, zdając sobie nagle sprawę z bez-
nadziejności swego położenia. W krainie tej nie było ani punktów orientacyjnych,
ani słońca, ani gwiazd  nic, względem czego mogliby określić kierunek.
122
 Niedaleko Góry Surowości.
 A dokąd ty się udajesz?  chciał wiedzieć Lamsar.
 Na zewnątrz, donikąd, w nicość.
 A jeżeli uda ci się osiągnąć cel, gdzie my się znajdziemy?
 W jakiejś innej nicości. Nie umiem na to odpowiedzieć. Ale skoro nigdy nie
istnieliście w rzeczywistości, nie możecie się też znalezć w nie-rzeczywistości.
Tylko ja jestem rzeczywisty, a ja nie istniejÄ™.
 W ten sposób do niczego nie dojdziemy  powiedział Rackhir z wymu-
szonym uśmiechem, który wkrótce zastąpił pełen zamyślenia wyraz twarzy.
 Jedynie mój umysł sprawia, że nie-rzeczywistość nie oddala się od nas 
dodał mężczyzna.  Muszę się bezustannie koncentrować, gdyż w przeciwnym
razie zalałaby nas powódz przedmiotów, które przeminęły, i musiałbym znowu
zaczynać od początku. Na początku było wszystko: Chaos. Ja stworzyłem nicość.
Z malującą się na twarzy rezygnacją Rackhir naciągnął cięciwę na łuk i, zało-
żywszy strzałę, wycelował w stronę zamyślonego człowieka.
 A wiec pragniesz nie-istnieć?  zapytał.
 Już wam mówiłem.
Strzała Rackhira przebiła serce mężczyzny. Ciało nagle zmaterializowało się
całkowicie i ciężko upadło na trawę. Równocześnie dokoła pojawiły się góry, la-
sy i rzeki. Mimo to kraina nie przestała być pełnym spokoju, uporządkowanym
światem. Rackhir i Lamsar, wędrując w poszukiwaniu Góry Surowości, rozko-
szowali się jego pięknem. Wydawało się, że w okolicy nie ma żywego stworze-
nia. Wędrowcy, nadal zaszokowani, rozmawiali jeszcze przez chwilę o człowieku,
którego zmuszeni byli zabić, aż w końcu dotarli do olbrzymiej, gładkiej piramidy.
Chociaż najwyrazniej naturalnego pochodzenia, z całą pewnością do ostatecznej
formy doprowadziła ją praca rąk ludzkich. Rackhir i Lamsar obeszli podstawę
bryły, aż w końcu dotarli do otworu.
Bez wątpienia to właśnie była Góra Surowości. W pobliżu łagodnie falował
ocean. Wędrowcy przeszli przez otwór i ujrzeli dokoła filigranową krainę. Prze-
byli ostatnią Bramę. Znajdowali się w Domenie Szarych Władców.
Drzewa wyglądały niczym zastygłe pajęczyny.
Tu i ówdzie błękitniały płytkie sadzawki. W świetlistej wodzie odbijały się
wznoszące się wokół brzegów smukłe skały. Wszędzie dookoła niewysokie wzgó- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl