[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pojedyncze kamienie, znalazł się pod pasmem mgły. Właściwie trudno było mówić o
równinie, teren bowiem się nachylał, choć był rzeczywiście otwarty, i Ian, gdyby miał czas,
mógłby przyjrzeć się Dolinie Ludzi Lodu. Całkowicie pochłonęły go jednak uciekające przed
nim kobiety.
Posuwał się naprzód chwiejnym krokiem. Dręczony nieludzkim bólem, parł mimo
wszystko naprzód, upadał i znów stawał na nogi...
Kobiety oddalały się coraz bardziej.
Nie sprawdziłem się, pomyślał z rozpaczą. Zlecono mi zadanie, uznano za godnego, a
ja dopuściłem do tego, że straciliśmy butelkę. Tak nie może być, tak nie może być...
Nagle zorientował się, że kobiety przystanęły.
Ze zmęczenia pociemniało mu w oczach. Jęcząc z bólu osunął się na kolana, nogi
odmówiły mu posłuszeństwa.
Przed nim coś było, zakrwawionymi rękoma przetarł oczy...
Rozpacz zastąpiła pełna nadziei ulga.
To Marco zagrodził drogę kobietom. Marco przyszedł na ratunek!
Ian zawołał głosem, który nie do końca chciał go słuchać:
- Marco! One zabrały... butelkę! Ma ją blondynka.
Nieprzytomny osunął się na zmrożoną ziemię.
Marco w lot pojÄ…Å‚ sytuacjÄ™.
Od razu zrozumiał, kim są kobiety. Na razie musiał zostawić Iana, przede wszystkim
należało ratować butelkę.
Jasnowłosa...
On także nie wiedział, która z kobiet jest która, ale też i nie miał zamiaru ich pytać.
Odciął im drogę, lecz one wcale się nie rozdzieliły, czego się spodziewał, ani też nie rzuciły
się do ucieczki. Zatrzymały się, zafascynowane widokiem zjawiskowo pięknego mężczyzny.
- Ojej - westchnęła Guro.
Ingegjerd, niezdolna wydusić z siebie słowa, otworzyła ze zdumienia usta.
Najwidoczniej w Dolinie Ludzi Lodu nie były rozpieszczane męską urodą.
Marco wyciągnął rękę.
- Oddaj mi paczkę - spokojnie zwrócił się do jasnowłosej.
Niemal jak w transie już zamierzała podać mu starannie opakowaną butelkę, gdy
wszyscy w swoich głowach usłyszeli coś niby gniewne warczenie. Marco natychmiast pojął,
że to zżyma się duch Tengela Złego, który musi znajdować się gdzieś niedaleko w Dolinie.
Kobiety z krzykiem poderwały się do ucieczki w stronę pochyłej równiny. Marco rzucił się w
pogoń.
Duchy kobiet potrafiły biec bardzo szybko, ale Marco też radził sobie nie najgorzej.
Nagle ujrzał Lynxa stojącego na krawędzi urwiska; najwidoczniej znów szedł na górę.
Kobiety z radości zaczęły się nawzajem przekrzykiwać, triumfalnie pokazując mu
paczuszkÄ™ z butelkÄ….
Lynx jednak wcale nie wpadł w zachwyt, jak się spodziewały. Wymachując rękami
krzyknął coś ostrzegawczo i błyskawicznie zaczął spuszczać się w dół.
Rozczarowanym kobietom głos uwiązł w gardle.
A więc on rzeczywiście boi się jasnej wody, pomyślał ucieszony Marco. Nareszcie
mamy pewność.
- Może teraz oddacie mi paczkę - spokojnie zwrócił się do jasnowłosej.
Odczuwał gwałtowną niechęć przed walką wręcz z tymi brudnymi i najwyrazniej
wulgarnymi kobietami.
Przemoc, nienawiść, unicestwienie...
Gdyby tylko mógł łagodnie przemówić do ich dusz!
Nagle ogarnęło go zniechęcenie. Przywykły do atmosfery życzliwości panującej w
Czarnych Salach i przyjacielskich stosunków wśród Ludzi Lodu, serdecznie dość już miał
wszelkiej nienawiści. A tu on i jego towarzysze musieli postępować jak prawdziwe potwory.
Do ich stylu życia w ogóle to nie pasowało.
Nie przypuszczał jednak, by w starciu z Guro i Ingegjerd mógł coś zyskać
łagodnością. Ciemnowłosa kobieta nie wyglądała na osobę dopuszczającą działanie w białych
rękawiczkach. Zrozumiał, że to musi być Guro, pomimo paskudnego charakteru znana ze
swej urody. Ta druga, blondynka, tak brzydka, że aż przykro było na nią patrzeć, to Ingegjerd,
gorąca wielbicielka Tengela Złego, która nigdy nie miała okazji go spotkać. Ją pewnie
udałoby się przekonać, ale...
Marco westchnął w duchu. Gdyby zechciał, zapewne zdołałby przeciągnąć Ingegjerd
na swoją stronę. Ale czy naprawdę takie było jego pragnienie?
Przyłączyłaby się do niego, bo najwyrazniej ją zauroczył. A tego Marco wcale nie
chciał. Tak trudno sobie poradzić z wielbicielkami, kiedy nie jest się ani odrobinę
zaangażowanym, nie da się bowiem wtedy uniknąć zadania bólu drugiemu człowiekowi.
Ingegjerd z pewnością nie miała łatwego życia, nie zasługiwała na to, żeby ten, którego sobie
wybrała, odwrócił się do niej plecami.
Z Tovą było co innego. Ją Marco lubił, jej podziw zresztą dało się znieść, bo sama
potrafiła podejść do tego z humorem.
Teraz sytuacja byłaby znacznie trudniejsza.
Marco nigdy nie chciał nikogo zranić. Nie chciał niepotrzebnych kłopotów,
związanych z koniecznością obrony przed natarczywymi miłosnymi zapędami. Nie miał też
na to czasu.
- Oddaj mi flaszkę - zmęczonym głosem poprosił Ingegjerd.
W jej oczach pojawił się cień łagodności. Pomóżcie mi, czarne anioły, prosił niemo
swych krewniaków, choć wiedział, że nie może otrzymać od nich odpowiedzi. Pomóżcie mi,
nie chcę ich unicestwiać, w tej chwili nie jestem do tego zdolny. Te kobiety zasługują na
króciutką bodaj chwilę życia, zanim Tengel Zły znów wyciągnie po nie szpony. Nie mam sił,
by z nimi walczyć, brak mi też na to czasu. Moim zadaniem jest pokonać Lynxa, a nie te
stosunkowo niewinne kobiety. Obie padły wszak ofiarą przekleństwa ciążącego nad rodem,
nic nie mogły poradzić na to, że są takie, jakie są.
Usta Ingegjerd drżały. Nie potrafiła oderwać oczu od pięknej twarzy Marca, była jak
zaczarowana. Podeszła bliżej, chcąc jeszcze raz podać mu butelkę.
Ale Guro wydarła jej paczuszkę.
- Przeklęta dziwko, całkiem pomieszało ci się w głowie? - wrzasnęła.
W następnej chwili już uciekała. Ingegjerd opamiętała się i pospieszyła za nimi
dwojgiem, bo Marco pobiegł za Guro. Czy Ingegjerd podąża za nim, czy za swą przyjaciółką, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl