[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabiło już wtedy, gdy Penny po raz pierwszy przyprowadziła
go do ich mieszkania. To było straszne, naprawdę straszne.
Ellen dobrze znała niebezpieczeństwa takiego ogłupiającego
uwielbienia. Walczyła z tym, zakopując się w książkach. Ro-
biła, co mogła, by nie zauważać złotookiego, złotoustego,
umiejącego żyć każdą chwilą Josha. Hawthorne'a. Miała
przed sobą cel, musiała się na nim skoncentrować, a nie tracić
czas na oczekiwanie, by uśmiechnął się do niej mężczyzna,
do którego wzdychała połowa dziewcząt z campusu.
Ale dzisiaj przez moment o tym wszystkim zapomniała.
Dała się zwieść wesołością Josha, upajała się jego uśmiecha-
mi, uwagą, jaką jej poświęcał. Nie chciała pamiętać, że to
wszystko na pokaz.
- Jesteśmy w domu - rozległ się w ciemnościach niski
głos Josha.
Zatrzymał wóz przed budynkiem, gdzie mieszkała, i wy-
siadł, by otworzyć jej drzwi. Była pewna, że on wciąż udaje,
gdyż znajdowab' się jeszcze w miejscu publicznym, ale czuła
S
R
pokusę, by przedłużyć tę grę. Ostatkiem sił próbowała prze-
ciwstawić rozsądek marzeniom. On zdawał się czytać w jej
myślach, bo przysunął się bliżej i ogarnął ją ramieniem.
- Ellen?
Tym razem głos, dobiegający z mroku nocy, należał do
kobiety. Ellen odwróciła się, zaskoczona i wciąż jeszcze
oszołomiona. W ich stronę biegła dziecinnie wyglądająca,
jasnowłosa dziewczyna. Zatrzymała się w świetle latarni.
- Ellen! Ja... Jest mi naprawdę przykro, że tak niefortun-
nie wpadłam... - Miała łzy w oczach i próbowała się uśmie-
chać.
- Nie przypuszczałam, że będziesz w towarzystwie, ale je-
stem w przymusowej sytuacji i myślałam, że może będziesz
mogła...
- Przygryzła wargi, przenosząc wzrok z Ellen na Josha.
Ellen machinalnie postąpiła kilka kroków do przodu, tak
jak wiele razy, jak zwykle.
- W porządku, Lynn - powiedziała łagodnie. - To jest
Josh Hawthorne, jeden z moich przyjaciół. Pomaga mi...
uzyskać awans - tłumaczyła niezręcznie, choć Josh wciąż
obejmował ją wpół. - Lynn jest moją siostrą - wyjaśniła.
- Cieszę się, że ktoś pomaga Ellen. - Lynn popatrzyła na
Josha smutnymi oczami i uśmiechnęła się niepewnie. - Ja nie
lubiÄ™ pana Tarentona. Ellen jest taka dobra, bystra i odpowie-
dzialna. Zawsze, kiedy mama była... chora, Ellen potrafiła
zająć się braćmi i mną, i jestem pewna, że teraz, gdy już jest
dorosła, jeszcze lepiej radzi sobie z kierowaniem ludzmi. Ten
człowiek powinien ją docenić. Po prostu nie zachowuje się
przyzwoicie. Nie znoszę niesprawiedliwości, doprowadza
mnie do szaleństwa, gdy ktoś bez przyczyny dokucza ko-
muś... - Lynn nagle przerwała i spojrzała na Josha. - Prze-
praszam. Jestem teraz trochę wyprowadzona z równowagi,
S
R
ale nie chciałabym wam przeszkadzać. Może lepiej pójdę do
domu. - Zakłopotana wyłamywała palce.
Ellen chciała zaprotestować, ale Josh pierwszy się ode-
zwał.
- Proszę, nie odchodz ze względu na mnie. Nie jesteś tu
intruzem. Odwiozłem twoją siostrę i chciałem ją odprowa-
dzić do domu. Ale teraz was już zostawiam. Miło było cię
poznać, Lynn. Dobranoc, Ellen, skarbie. - Nie mówiąc nic
więcej, nie odciągając Ellen w cień, z dala od oczu młodszej
siostry, pocałował ją w usta. - Zadzwonię do ciebie rano
- zapowiedział, wsiadając do samochodu.
Zarumieniła się, zażenowana również tym, że Lynn była
świadkiem takiego pożegnania. Przecież powiedziała jej, że
Josh to tylko przyjaciel, a on nazwał ją skarbem, grając nadal
swojÄ… rolÄ™.
- Josh jest... - zaczęła wyjaśniać, gdy po jego odjezdzie
weszły do mieszkania.
- Wspaniały i najwyrazniej ma bzika na twoim punkcie
- dokończyła z rozmarzeniem Lynn. -1 z pewnością to nie
był przyjacielski pocałunek. Ellen, czy ty i on...
- Wytłumaczę ci to pózniej - przerwała Ellen. - Mówmy
o tobie. Płakałaś z powodu Richarda? - Miała na myśli jej
męża, z którym Lynn się rozwodziła.
- Ja... chyba zaczęłam już go nienawidzić - wyszeptała
Lynn załamującym się głosem. - On też musi mnie nienawi-
dzić, dzisiaj wygadywał straszne rzeczy.
Z trudem łapała oddech, otworzyła usta, ale wydarł się
z nich tylko jęk. Wargi jej drżały, rozszlochała się, zakrywa-
jąc oczy. Płakała jak dziecko, tuląc się do starszej siostry,
która trzymała ją w ramionach.
S
R
Ellen zawsze wiedziała, że lata nie zmienią ich stosunku.
Lynn pozostanie dzieckiem, a ona pełnić będzie rolę matki,
do której można zwrócić się w potrzebie.
- Przyszedł i zażądał ode mnie ślubnej obrączki, Ellen
- mówiła z płaczem Lynn. - Powiedział, że jest mu potrzeb-
na dla kogoś innego... - Słowa przeszły znów w jęk i bez-
radny szloch.
Ellen sama z trudem powstrzymywała łzy. Wiedziała, że
jeśli nie okaże się dość silna, nie pomoże siostrze. Mimo woli
pomyślała, że wszystkie kobiety w jej rodzinie odczuwały
silny pociąg do niewłaściwych mężczyzn, niestałych i nieod-
powiedzialnych. Tak było w przypadku matki i Lynn, i...
Z trudem odpędziła tę myśl.
- Cicho, Lynn, aniołku - szeptała uspokajająco do sio-
stry, najmłodszej z rodzeństwa, którą właściwie sama wycho-
wała. - Cicho, cicho, on nie jest wart jednej twojej łzy. - Nie
mogła opanować gniewu.
- Wiem - szlochała Lynn. - Wiem, ale nic na to nie po-
radzę. Tak bym chciała go nienawidzić, ale wciąż go kocham.
Pragnę, żeby się zmienił i chciałabym już się nim nie przej-
mować, a nawet więcej o nim nie myśleć. Czy możesz mnie
zrozumieć, Ełlie? - Patrzyła nieśmiało na siostrę, jakby za-
wstydzona własnymi słowami.
Niezupełnie, pomyślała Ellen. Szwagier skrzywdził jej sio-
strę, porzucił w okrutny sposób. Od początku stanowili niedo-
braną parę. Każdy to widział, oprócz Lynn. Ellen nie potrafiła
pojąć, dlaczego siostrze zależało na mężczyznie, który był dla
niej tak niedobry. Ona sama nie mogłaby go polubić, nie
chciała go nawet zauważać. Był tak zmienny, uznawał tylko
przelotne związki. I nagle przyszedł jej na myśl Josh.
S
R
- Chyba zacznę cię rozumieć, Lynn.
Zaczynała rozumieć, choć wcale jej to nie odpowiadało.
Jeśli sama nie będzie mieć się na baczności i postępować
ostrożnie, jeśli zapomni o swoim celu i nie przestanie myśleć
o Joshu, to skończy jak Lynn. Nawet silna, rozsądna Ellen,
stanowiąca oparcie dla całej rodziny, mogła zostać zraniona.
Mogła porzucić swoje marzenia, gdyż... Nie, to nie do po-
myślenia, przekonywała samą siebie, tuląc Lynn, by dać jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.opx.pl
Armstrong Lindsay Narzeczona milionera
Janice Kaiser Tajemniczy narzeczony
Anderson Kevin J. & Moesta Rebecca Obl晜źenie akademii jedi
Idries Shah Learning How To Learn Psychology And Spirituality In The Sufi Way 289p
Conrad Kelly Sheik of the Streets120504_0255
Fraser Anne Medical Duo 491 Lekarz z powośÂ‚ania
006. Igraszki losu Candice Hern
Armstrong Viktoria 7 wymiar 01 Ametysta 7 wymiar