[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Trudno jej było pozbierać myśli, a głowa ciążyła jej
przerazliwie.
Sam zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
- Jesteś zmęczona - zauważył. - Niepotrzebnie ci to
wszystko mówię. Mogłem zaczekać, ale skoro już zaczą-
Å‚em...
- Cieszę się, że mi to mówisz - rzuciła, chociaż nie
była pewna, czy to prawda.
Skinął głową i spojrzał na Benjiego. Stał właśnie
przy jego łóżeczku i wyglądał na zagubionego. Przez
moment zastanawiała się, co robić, a potem wstała, po-
deszła do niego i objęła go opiekuńczym gestem. Sama
nie wiedziała, jak to się stało, że ich usta się spotkały.
Był to jednak krótki pocałunek, a potem oboje, jak na
zawołanie, spojrzeli w stronę drzwi na oddział. Wciąż
jednak byli tu sami, nie licząc pogrążonych w głębokim
śnie dzieci. Sam położył ręce na jej ramionach i przycią-
gnął ją do siebie. Czuła ciepło jego ciała. Serce zaczęło
jej bić szybciej, kiedy znowu się pochylił, by ją pocało-
wać. Tym razem pocałunek był długi i namiętny, tak że
oderwali się od siebie zupełnie pozbawieni tchu.
S
R
- Sam? - szepnęła niemal niedosłyszalnie.
W tym jednym słowie było wiele pytań dotyczących
nie tylko przeszłości, lecz również przyszłości, a on nie
potrafił na nie w tej chwili odpowiedzieć.
Przytulił ją mocniej. Megan zadrżała i jeszcze raz
wypowiedziała jego imię. Tym razem kryło się w nim
polecenie, a nie pytanie. Puścił ją więc posłusznie i nie-
chętnie odsunął się na bok.
Czy to możliwe, że rzeczywiście całował się z Me-
gan w szpitalu? %7łe ten ogień, który w nich kiedyś płonął,
po tylu latach nie wygasł?
- Powinieneś już iść - powiedziała, zajmując znowu
miejsce w swoim fotelu.
- Zostajesz tutaj?
To było niemądre pytanie. Wystarczyło tylko spoj-
rzeć na śpiącego Benjiego, obok którego ustawiła fotel,
by zrozumieć, że się stąd nie ruszy. Na pożegnanie do-
tknął lekko jej ramienia i wyszedł z pokoju.
Teraz miała jeszcze większy zamęt w głowie. I nie
była to tylko wina pocałunku. Całowała się przecież z
innymi mężczyznami i jakoś nic z tego nie wynikało.
Nagle zrozumiała, że wciąż coś do Sama czuje i że go
pragnie. Wystarczyło, że jej dotknął, a już obudził w niej
prawdziwą burzę zmysłów.
Jakoś nigdy nie zastanawiała się nad tym, że Sam
nie miał ojca. Przyjmowała to jako rzecz zupełnie natu-
ralną. Nie pytała o niego, a on unikał tego tematu. Zrobi-
ło jej się głupio, że nie pomyślała o tym tych kilkanaście
lat wcześniej, kiedy byli najlepszymi przyjaciółmi.
A potem te słowa Bena. Sam nie ukrywał, że kumpel
S
R
powiedział to po pijanemu, ale tym bardziej musiało być
to bolesne. Ta świadomość, że na trzezwo nigdy by się
do tego nie posunął, a więc to, co mówił, mogło być
prawdÄ….
Wciąż czuła smak ust Sama na swoich wargach.
Musi o tym zapomnieć. Ma przecież własne sprawy i
pracę, której się tak poświęca. Ciekawe, czy powrót do
Bay dobrze zrobi Samowi. Czy pozwoli mu zwalczyć
demony przeszłości? Bardzo chciała, by tak się stało. Już
na poczÄ…tku jego kariery medycznej w miasteczku okrut-
ny los zetknął go z dawnym wrogiem. Może jednak tak
jest lepiej? Może Sam zrozumie, że to już przeszłość i że
nie powinien się tym przejmować? Ale czy na pewno?
Sama czuła się dotknięta pomówieniem ojca, cho-
ciaż jednocześnie nie wątpiła w jego niewinność. Ojciec
był bardzo przystojny. Kiedy poszła do liceum, okazało
się, że wiele koleżanek się w nim podkochuje. Ile mógł
mieć wtedy lat? Ach tak, trzydzieści sześć! Jej samej
wydawał się wówczas beznadziejnie stary...
Nie, nie, lepiej zostawić przeszłość. Ojciec już ni-
czemu nie zaprzeczy. Po co budzić uśpione potwory?
Przecież jest tak bardzo zadowolona z życia w Bay...
Obudziło ją radosne gaworzenie Benjiego. Otwo-
rzyła oczy i rozejrzała się dookoła, nie mogąc uwierzyć,
że udało jej się przespać całą noc. W fotelu nie było zbyt
wygodnie, ale zmęczenie okazało się najlepszym środ-
kiem nasennym.
- No, Benjie, jak siÄ™ miewasz?
Wyciągnęła dłoń i uścisnęła rączkę chłopca.
S
R
- Właśnie chciałam go spytać o to samo.
Meg obróciła się i dostrzegła nieopodal Jenny. Przy-
jaciółka była trochę wymięta, ale poza tym wyglądała na
zadowolonÄ….
- Z Benem wszystko w porzÄ…dku?
- Na tyle, że zażądał, żebym tu przyszła - odparła
Jenny. - Wiesz, jak lubi rozkazywać. Od razu widać, że
się lepiej poczuł. Czy mogłabym zdjąć Benjiemu tę ma-
skę tlenową i wziąć go do ojca?
Megan raz jeszcze spojrzała na chłopca, który co ja-
kiś czas wyrzucał z siebie pojedyncze sylaby. Wyglądał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl