[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po prostu przestań o niej myśleć, natychmiast.
Aatwo powiedzieć.
Jadąc do Jake'a, starał się nie rozglądać i nie wypatrywać eleganckiego
chodu Camryn. Zaparkował za pensjonatem i wszedł do środka tylnymi
61
R S
drzwiami. Z korytarza wejściowego skręcił do kuchni, z której dochodziły jakieś
głosy, i to, co zobaczył, zatrzymało go w pół kroku.
Jake i Camryn siedzieli przy kuchennym stole, tyłem do niego, pochyleni
ku sobie, jakby w największej zażyłości, i bardzo cicho rozmawiali. Camryn
miała upięte na czubku głowy włosy, ani ciekawie, ani starannie, ale to
najwyrazniej nie zniechęcało Jake'a. W pewnej chwili wyciągnął rękę, poklepał
Camryn po dłoni i wymruczał imię Macka.
Szeptali coÅ› na jego temat!
Mackowi krew zastygła w żyłach. Nie przez stare wspomnienia, o nie.
Tym, co sprawiło, że jego żołądek stanął w ogniu jak po najgorszym świństwie,
był rodzinny obrazek tuż przed jego oczami. Najlepszy przyjaciel - że też
właśnie on! - migdalący się z kobietą, na której jemu, Mackowi, naprawdę
zależało.
WyglÄ…dali tak rodzinnie, tak cholernie wzruszajÄ…co.
Porażony zazdrością, która odebrała mu oddech, Mack przemaszerował
przez kuchnię i położył dłoń na ramieniu Camryn.
- Zbyt chora, żeby wyjść ze mną na kolację, ale wystarczająco zdrowa,
żeby flirtować z Jakiem - powiedział twardym, nieswoim głosem.
Dopiero wtedy odwróciła głowę i Mack zrozumiał swoją pomyłkę.
To nie była Camryn. Miała takie same włosy o kolorze karmelizowanego
cukru, ale na tym podobieństwa się kończyły. Camryn miała
szmaragdowozielone oczy, a ta kobieta - bladoniebieskie, ledwie widoczne
spoza grubych szkieł.
Miały podobne rysy, zgoda, ale Camryn tak elegancko przechylała na bok
głowę, było w niej tyle dumy i pewności siebie. Ta kobieta, ze zwieszonymi
ramionami, miała na sobie coś, w czym wytworna Camryn nie dałaby się złapać
nawet we własnej kuchni. Szary sweter pod samą szyję i brązowe workowate
sztruksy. I za nic nie spojrzałaby mu prosto w oczy.
Panna Strachajło.
62
R S
Tammie Jo? Czy nie tak się przedstawiła?
Zmarszczył czoło. Taki rozrywkowy facet jak Jake nie mógł być
zainteresowany jakąś szarą myszką. Czaruś Jake jednym kiwnięciem palca
powalał na kolana naprawdę piękne kobiety.
- Bardzo przepraszam. - Mack cofnął się o krok. - Szukałem innej kobiety.
Cammie Jo natychmiast odwróciła wzrok. Strach ustąpił miejsca
bolesnemu rozczarowaniu. Było tak, jak sądziła. On chciał Camryn Josephine.
Nie jej, Cammie Jo.
Ale musiało mu strasznie zależeć na Camryn, skoro przyszedł jej szukać
aż tutaj... Na nowo podniecona, miała uczucie, jakby zawirował cały świat. -
- No tak - mruknął Jake. - Nie wiem, jak ty, ale ja nie widzę tutaj żadnych
innych kobiet.
- Ja też nie widzę - odburknął.
- No, no... Kimkolwiek ona jest, musiała ci niezle zalezć za skórę.
Cammie Jo, z oczami wlepionymi w blat stołu, bała się spojrzeć na
Macka. Boże, nie pozwól, żeby mnie rozpoznał. Nie pozwól, żeby mnie
rozpoznał. Dlaczego on mnie nie rozpoznaje?
- Owszem. - Mack westchnął, przeciągając ręką po włosach.
- A warta jest zachodu? Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem cię z
takim obłędem w oczach.
Cammie Jo wstrzymała oddech i czekała na jego odpowiedz, starając się z
całych sił pozostać niewidoczna.
- Ona jest piękna, Jake. Zjawiskowa.
- Z pięć setek kobiet, które zjechały do Bear Creek, pasuje jak ulał do tego
opisu. Ale w czym problem?
- Ma fantastyczne ciało, jest bystra, dowcipna, odważna, z niesamowitą
ikrą i wszystkim, co trzeba. Myślę, że umawia się jednocześnie z kimś innym.
Cammie Jo przygryzła dolną wargę. Poczuła się okropnie: nie miała
zamiaru sprawić Mackowi przykrości.
63
R S
- I co w tym złego? - spytał rozkosznie Jake. - Cały czas tak robię. Na ten
weekend mam cztery... zaraz, niech policzÄ™, cztery zaplanowane randki.
- Ale ja nie jestem tobÄ…. Jestem stworzony do monogamii i chcÄ™ jednej
kobiety, której wystarczy jeden mężczyzna.
Tak, pomyślała Cammie Jo. Chcesz tylko tej jednej kobiety, tylko że ona
tak naprawdÄ™ nie istnieje.
- No to widzę, stary, że już poznałeś tę swoją jedyną.
- Jest wyjÄ…tkowa. Niesamowita!
- Chłopie, wez na wstrzymanie. Rozumiem, że strasznie ci się spieszy do
ożenku, ale nie wpakuj się przez to w coś głupiego. Ochłoń trochę.
- Nie mogę jej znalezć. - Mack jakby go nie słyszał.
Cammie Jo nie zamierzała tego dłużej znieść. Odsunąwszy krzesło,
spojrzała na drzwi.
- Ja... Ja muszę już iść.
Mack odwrócił się do niej, z wyrazem oczu, który zdradzał okrutną
prawdę - całkowicie zapomniał o jej istnieniu. Do tego była akurat
przyzwyczajona.
64
R S
ROZDZIAA SIÓDMY
- Spózniłeś się! - Tymi słowami Jimmy przywitał Macka następnego
ranka na przystani.
- CoÅ› podobnego.
- Ty się nigdy nie spózniasz.
- Spózniłem się dzisiaj. - Przez Camryn miał kłopoty z zaśnięciem.
- GorÄ…czka imprezowej nocy?
- Nic z tych rzeczy - odburknÄ…Å‚.
- Dlaczego? - Jimmy rozpłynął się w uśmiechu. - Trzeba korzystać z
okazji. Ja ledwo żyję.
- Masz dopiero siedemnaście lat.
- Najlepszy wiek na używanie życia. - Jimmy uniósł jedną brew. - Muszę
wam podziękować za to ogłoszenie. Z przyjemnością korzystam z jego skutków.
- Może z równą przyjemnością zabierzesz się do pracy? Zatankowałeś
 EdnÄ™ Marie"?
- Oczywiście.
Mack wyjął z kieszeni ołówek i przebiegł wzrokiem listę
zarezerwowanych lotów, którą wręczył mu Jimmy.
- Zgłosiła się dodatkowa pasażerka na lot do Juneau. Będziesz miał
komplet.
W środy Mack latał na stałej trasie, przewożąc turystów na spływ
pontonowy rzeką Mendenhall, tuż pod Juneau.
- Ach tak? - Wiedział tylko, że na liście są nazwiska studentek z
korporacji żeńskiej z uniwersytetu w Las Vegas. - Jak się nazywa ta pasażerka?
- Camryn Josephine.
65
R S
Omal nie wypuścił ołówka. Jasna cholera! Nie był gotów na kolejne
starcie z Camryn. Potrzebował czasu na pozbieranie się, za bardzo go ta
wczorajsza historia wyprowadziła z równowagi.
Spokojnie. Wyhamuj. Działaj z zimną krwią.
Do przystani podjechała taksówka i wysiadły z niej trzy kobiety. Dwie
studentki i Camryn.
Zcisnęło go w dołku.
Studentki były w ciemnych słonecznych okularach i wszystkie trzy
wyglądały na ostro niedysponowane po nocnej imprezie.
- Ooo... - Najgłośniej jęczała ta, która uszczypnęła go w tyłek. - O rany,
chyba puszczÄ™ pawia.
- Nie, Deanne - krzyknęła jej pulchna przyjaciółka i posłała skruszone
spojrzenie Mackowi. - Nie tutaj, nie przy Macku.
- Chcesz wrócić do pokoju? - spytała trzecia, Pam, podtrzymująca Deanne
pod drugą rękę.
Nie! Nie zostawiajcie mnie samego z Camryn.
- W samolocie mam specjalne torebki...
Deanne uniosła na moment okulary i zerknęła krzywo na Macka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl