[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podpór, jakbyśmy byli towarem.
Na pokładzie znajdowało się około pięćdziesięciu  naukowców". Weszłam do
statku jako ostatnia i zostałam przymocowana pasami. Załoga uwijała się jak w
ukropie, porozumiewając się tylko w języku bamburskim. Nie rozumiałam
wydawanych poleceń. Bardzo potrzebowałam wypróżnić pęcherz, ale oni krzyknęli:
- Nie ma czasu! Nie ma czasu!
Leżałam więc w udręce, a członkowie załogi zamknęli wielkie drzwi przegrody,
co przywiodło mi na myśl bramę osady w Shomeke. Ludzie leżący wokół mnie
nawoływali się w swoim języku. Jakieś dziecko zaczęło krzyczeć w języku, który
znałam. Nagle, gdzieś pod nami, rozległ się potężny hałas. Poczułam, jak moje ciało
przywiera do podłogi, jakby nadepnięte wielką, miękką stopą, łopatki wbiły się w
wykładzinę, zaczęłam dusić się własnym językiem i nagle, z ostrym ukłuciem bólu i
gorącej ulgi, pęcherz uwolnił mocz.
Pózniej zaczęliśmy tracić ciężar i unosić się w pasach. Góra stała się dołem, a dół
górą, każdy z tych kierunków był jednym i drugim. Słyszałam, jak ludzie wokół mnie
ponownie zaczęli się nawoływać. Domyśliłam się, że mówią:
- Nic ci nie jest? Nie, wszystko w porzÄ…dku.
Dziecko ani na chwilę nie przestało się wydzierać. Zaczęłam szarpać za pasy,
ponieważ zobaczyłam, że kobieta, która leżała obok mnie, siada i zaczyna rozcierać
ręce i klatkę piersiową w miejscach, gdzie wcześniej krępowały ją pasy. W tym
momencie z głośników popłynął donośny głos, wydając rozkazy najpierw w języku
bamburskim, a potem w voedeańskim:
- Nie rozpinajcie pasów! Nie próbujcie poruszać się po pokładzie! Statek znajduje
się pod obstrzałem! Sytuacja jest niezwykle grozna!
Unosiłam się więc w obłoczku moczu, słuchałam rozmów otaczających mnie
obcych, z których nie rozumiałam ani słowa. Znajdowałam się w skrajnie opłakanym
położeniu, a jednocześnie byłam tak nieustraszona, jak nigdy dotąd. Czułam się
beztroska, jak gdybym umierała. Głupio byłoby przejmować się czymkolwiek
podczas umierania.
Statek poruszał się w dziwny sposób, dygotał, wydawało się, że skręca. Kilku
pasażerom zebrało się na mdłości i w powietrzu zaczęły szybować drobne kropelki
wymiocin. Uwolniłam dłonie, by zakryć twarz szalem, którego końce związałam za
głową.
Zasłonięta szalem, nie widziałam już potężnego sklepienia przegrody, które
wznosiło się nade mną lub pode mną; czułam, że za moment poszybuję w górę lub
osunę się w dół. Szal pachniał mną, co dodawało mi otuchy. Często zakładałam go,
kiedy miałam wygłosić wykład. Był uszyty z misternej, jasnoczerwonej gazy,
przetykanej srebrną nitką. Kiedy kupiłam go na miejskim targu, płacąc zarobionymi
przez siebie pieniędzmi, pomyślałam o czerwonym szalu matki, który dostała od pani
Tazeu. Przyszło mi na myśl, że mój szal spodobałby się matce, chociaż nie był taki
jaskrawy jak tamten. Leżałam tak, wpatrzona w jasnoczerwony mrok sklepienia,
cętkowany światłem sączącym się przez luki, i myślałam o mojej matce Yowie.
Prawdopodobnie zginęła tamtego ranka w osadzie. Może przenieśli ją do innej
posiadłości w charakterze nałożnicy, ale Ahas nigdy nie natrafił na jej ślad. Myślałam
o sposobie, w jaki przechylała głowę nieco w bok, z szacunkiem, a jednocześnie
czujnie i z wdziękiem. Oczy matki były duże i jasne,  oczy, w których świeci siedem
księżyców", jak głosi pieśń. Wtedy pomyślałam: już nigdy nie zobaczę księżyców.
Ta myśl wprawiła mnie w tak dziwny nastrój, że dla dodania sobie otuchy i
zajęcia czymś umysłu zaczęłam nucić pod nosem, samotnie, w namiocie z czerwonej
gazy - najpierw pieśni wolności, które śpiewaliśmy w Hame, a potem pieśni miłosne,
których nauczyła mnie pani Tazeu. Wreszcie zaintonowałam  O, o, Yeowe", najpierw
cicho, potem nieco głośniej. Ze świata czerwonej mgiełki dopłynął do mnie głos,
męski, a potem kobiecy. Wszyscy pracownicy w Voe Deo znają tę pieśń. Zaczęliśmy
śpiewać razem. Pewien mężczyzna podjął pieśń w języku bamburskim, a pozostali
zawtórowali. Potem śpiew ucichł. Płaczące dziecko powoli się uspokajało. W
powietrzu panował zaduch.
Wiele godzin pózniej, kiedy wreszcie czyste powietrze dotarło do przewodów
wentylacyjnych, dowiedzieliśmy się, że jednostka Floty Obrony Kosmicznej Voe Deo
wykryła nasz statek tuż nad atmosferą i kazała mu się zatrzymać. Kapitan postanowił
zlekceważyć sygnał. Wojenny statek powietrzny wypalił, a chociaż strzał okazał się
niecelny, fala uderzeniowa zniszczyła przyrządy sterujące. Statek towarowy leciał
dalej, a napastnik zniknął. Od Yeowe dzieliło nas teraz jedenaście dni drogi. Wojenny
statek powietrzny - lub ich grupa - mógł się na nas zaczaić na Yeowe. Rozkaz
zatrzymania uzasadniono  podejrzeniem o przewożenie towarów z kontrabandy".
Flotę wojennych statków powietrznych powołano do życia przed wiekami, by
chronić Werel przed spodziewanymi atakami Obcego Imperium, jak wówczas
nazywano Ekumenę. Tak bardzo obawiali się tej zmyślonej inwazji, że całą swoją
energię skierowali na rozwój technologii lotów kosmicznych, co zaowocowało
kolonizacjÄ… Yeowe. Po czterystu latach bez najmniejszej grozby ataku, Voe Deo
zezwoliła wreszcie Ekumenie na przysłanie emisariuszy i ambasadorów. Podczas
wojny wyzwoleńczej wykorzystywano flotę obronną do transportu żołnierzy i broni.
Teraz używano wojennych statków w taki sposób, w jaki właściciele używali psów i
kotów myśliwskich: w celu polowania na zbiegłych niewolników.
W przegrodzie pokładowej odnalazłam jeszcze dwoje Voedeańczyków,
połączyliśmy  pasy łóżkowe", żeby móc rozmawiać. Oboje lecieli do Bamburu na
koszt Hame. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, że za lot należało zapłacić.
Wiedziałam, kto zapłacił za mnie.
- Statkiem kosmicznym nie polecisz za miłość - stwierdziła kobieta. Była dziwną
osobą. Firma, która ją zatrudniła, wykształciła ją w dziedzinie chemii, a kobieta
przekonała Hame, by wysłała ją na Yeowe, ponieważ jej umiejętności z pewnością
znajdą tam zastosowanie. Zarabiała więcej niż wielu gareotów, ale na Yeowe
spodziewała się zarabiać jeszcze lepiej. - Będę bogata - oświadczyła.
Mężczyzna, a raczej chłopiec, który pracował jako młynarz w mieście na
północy, po prostu uciekł i miał dosyć szczęścia, by spotkać ludzi, którzy ocalili go
od śmierci lub obozu pracy. Miał szesnaście lat i był hałaśliwym, zbuntowanym
ignorantem o słodkim charakterze. Stał się pupilkiem wszystkich pasażerów, jak mały
szczeniak. Ja byłam rozrywana, ponieważ znałam historię Yeowe i za pośrednictwem
człowieka, który władał obydwoma językami, mogłam opowiedzieć Bamburczykom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl