[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiednio uroczyÅ›cie. Poza tym jest dom, który trzeba utrzy­
mać. Trzeba pomyśleć o przyszłości sióstr. Jest dziadek, który
potrzebuje wygody i opieki. Odpowiedzialność za byt starszych
domowników i sÅ‚użby również spoczywa wyÅ‚Ä…cznie na jej bar­
kach. Musi zrobić wszystko co w jej mocy, aby na starość nie
cierpieli niedostatku.
Ale jak to zrobić? Ambrozja zatrzymała się i wzniosła oczy
do nieba, patrząc na ciemny baldachim wysoko nad głową.
Mgła przerzedziła się i spłynęła do morza, odsłaniając usiany
gwiazdami firmament. Jak sobie poradzi z tymi wszystkimi pro­
blemami, teraz, gdy ojciec ich opuścił, a jedyne, co im po nim
zostało, to MaryCastle i  Nieustraszony"?
Na razie jakoÅ› sobie dadzÄ… radÄ™. Wiosna w Kornwalii szybko
przechodzi w lato. Spiżarnia jest pełna, a wielki ogród zapewni
dostatek jarzyn i owoców na długie miesiące. Głód nieprędko
zajrzy im w oczy. Trzeba jednak pomyśleć o zimie, o tym, jak
przeżyć tÄ™ nieprzyjaznÄ… porÄ™ roku, a także p wszystkich nastÄ™p­
nych zimach.
OczywiÅ›cie może wyjść korzystnie za mąż za kogoÅ›, kto za­
pewni utrzymanie rodzinie i rezydentom. TakÄ… pewnie radÄ™
usÅ‚yszy od pani Coffey. MyÅ›l o wyjÅ›ciu za mąż wyÅ‚Ä…cznie z wy­
rachowania budziÅ‚a w Ambrozji odrazÄ™. PamiÄ™taÅ‚a jeszcze maÅ‚­
żeÅ„stwo rodziców, czuÅ‚ość i przywiÄ…zanie, jakie okazywali so­
bie na każdym kroku. Rodzice kochali się wiernie do końca, do
Å›mierci matki. Przedwczesne odejÅ›cie żony pozostawiÅ‚o w ser­
cu ojca pustkę, której żadna kobieta nie była w stanie zapełnić.
Ambrozja przypomniaÅ‚a sobie ciemne, niezgÅ‚Ä™bione spojrze­
nie Riordana Spencera. Krew żywiej zaczęła krążyć w jej ży­
łach. W gardle poczuła nagłą suchość. Nie wyjdzie za mąż tylko
po to, żeby zapewnić sobie bezpieczny i dostatni byt. Pragnęła
mężczyzny, który potrafi rozniecić w niej płomień prawdziwej
miÅ‚oÅ›ci. Mężczyzny, który potrafi wyczuć najmniejsze drgnie­
nie jej duszy i odczyta najskrytsze pragnienia serca.
Odrętwiała z zimna i wyczerpana dręczącymi myślami,
uniosła spódnicę i udała się do swego pokoju. Tam przebrała się
w nocną koszulę, a potem rozpuściła i wyszczotkowała długie
włosy. Zanim wsunęła się pod kołdrę, jej wzrok padł na dziennik
pokładowy ojca, który położyła na nocnym stoliku. Miłośnie
przeciągnęła palcami po wytartej skórzanej oprawie. Przy tym
ruchu spomiędzy pożółkłych kartek wypadł na podłogę gruby
list. Nosił na sobie królewską pieczęć.
Ambrozja schyliła się, podniosła kopertę i zaczęła czytać
słowa skreślone ręką panującego obecnie monarchy.
 Dla niektórych jesteś korsarzem, ale dla mnie jesteś kimś
więcej. To dzięki twojej odwadze, mój przyjacielu, Anglia jest
wciąż wolnym krajem. W przeciwieństwie do szlachty, którą
wdzięczny król zwykł nagradzać połaciami żyznej ziemi
i wspaniałymi posiadłościami, ludzie twego pokroju nie mogą
publicznie chełpić się pracą dla kraju i Korony, tylko muszą
dziaÅ‚ać w ukryciu. TwojÄ… nagrodÄ… niech bÄ™dzie zatem ten oso­
bisty list od wdziÄ™cznego króla, w którym dziÄ™kuje za twe usÅ‚u­
gi i lojalność, a także świadomość, że służysz Anglii ofiarnie
i z honorem, mój przyjacielu".
Ambrozja przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ siedziaÅ‚a nieruchomo, wpa­
trujÄ…c siÄ™ w list. RozpieraÅ‚o jÄ… uczucie takiej miÅ‚oÅ›ci, dumy i ża­
lu, że wydawało jej się, iż nie wytrzyma naporu zmiennych
uczuć. Jej ojciec, jak się okazuje, nie był zwykłym kapitanem,
żeglarzem ani handlarzem kolonialnych towarów. Był lojalnym
i zaufanym przyjacielem Karola, króla Anglii, i ryzykowaÅ‚ ży­
cie dla dobra Korony i kraju. Na życzenie króla, w imiÄ™ wyż­
szych politycznych racji, został korsarzem. Jego wyposażony
w dobre armaty statek skutecznie broniÅ‚ wód Anglii przed ata­
kami wrogiej floty, przyczyniajÄ…c siÄ™ do bezpieczeÅ„stwa ojczys­
tych wybrzeży.
Pomyślała o pięknych jedwabiach i satynach oraz o innych
cennych towarach i przedmiotach, które ojciec przywoziÅ‚ do do­
mu ze swych licznych zamorskich podróży w ciągu tych lat,
kiedy służył królowi. Przywoził wyborowe trunki, kryształy,
a od czasu do czasu również srebro i złoto. To stanowiło jedyną
nagrodę za ciągłe narażanie życia.
Odpowiedz na wszystkie nurtujące ją dotąd pytania stała się
nagle tak jasna i oczywista, jak słowa skreślone królewską ręką.
Ona i jej siostry, jak przystaÅ‚o na córki wielkiego czÅ‚owieka, po­
dejmą szlachetne dzieło ojca i będą je kontynuować.
ZarzuciÅ‚a szal na ramiona i pobiegÅ‚a obudzić Bethany i Dar­
cy. Nie miały czasu do stracenia.
- A zatem, zgadzacie siÄ™. - WczeÅ›niej Ambrozja szarpniÄ™­
ciem wyrwaÅ‚a Bethany ze snu i zaprowadziÅ‚a jÄ… do pokoju Dar­
cy. Tam wszystkie trzy ulokowały się pośrodku miękkiego łoża
najmłodszej siostry.
- Oczywiście. - Bethany tak energicznie pokiwała, aż jej
płomieniste loki zatańczyły wokół twarzy.
- Czy tatuÅ› to wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚ na myÅ›li, gdy prosiÅ‚ przez kapi­
tana Spencera, byśmy kontynuowały jego działalność?
Darcy roześmiała się.
- Ojciec nie bez kozery uczył nas żeglowania. Miał w tym
określony cel; chciał przekazać nam  Nieustraszonego". Nikt
nie ma większych kwalifikacji od nas, jego córek, by kierować
tym statkiem. Czy jednak załoga będzie chciała słuchać naszych
rozkazów? Wiecie, co żeglarze myÅ›lÄ… o obecnoÅ›ci kobiet na po­
kładzie.
- Wzięłam to pod uwagÄ™. - Ambrozja zniżyÅ‚a gÅ‚os. - Mu­
simy znalezć kogoÅ› na stanowisko kapitana. Musi to być męż­
czyzna silny i stanowczy, który potrafi utrzymać posłuszeństwo
wÅ›ród zaÅ‚ogi, ale jednoczeÅ›nie zechce podporzÄ…dkować siÄ™ na­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl