[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawsze zachowywać przepisy prawa. Lecz dość o tym. Jedno jest pewne: wywołaliście tu
niemałą sensację i w promieniu paru mil nie masz nikogo, kto by nie wiedział, że Rhisiart
przyrzekł był stawić się w południe u ojca Huw. Zatem tym, kto zasadził się nań po
drodze, mógł być ktokolwiek z mieszkańców doliny.
Istotnie tak było, choć stwierdzenie to w niczym nie przybliżyło ich do rozwiązania
zagadki. Skoro zabójcą mógł być każdy, więc także Engelard, choćby Cadfael całym
sercem wierzył, że chłopiec ten nie potrafiłby popełnić czynu tak haniebnego. Każdy -
zatem nawet ktoś z sąsiadów zmarłego, na przykład Cadwallon. Bądz którykolwiek
gospodarz z wioski. Albo ktoś z domowej służby.
Lecz nie - przekonywał sam siebie Cadfael, wędrując pośród pogrążonej w mroku
zieloności ku zagrodzie księdza - z pewnością nie mógł to być ten obcy młodzian,
ulubieniec Rhisiarta, darzący go najszczerszym szacunkiem, człowiek, dla którego dom
gospodarza stał się jego własnym, jak gdyby wychował się w nim od dziecka! Chłopiec, z
którym mnich rozmawiał tego wieczoru, rzekł mu o Engelardzie, o sobie, że natura
ludzka zdolna jest po wielokroć przekroczyć samą siebie - dla miłości. I właśnie miłość
powodowała nim, gdy tegoż dnia ułatwił Engelardowi ucieczkę, co Cadfael widział na
własne oczy. A teraz unikał Sioned, jej wdzięczności i uczuć - czy dlatego, że nie kochała
go, a tylko tego od niej oczekiwał? Czy też dla jakiejś innej, w mrokach duszy ukrytej
przyczyny? Gdy odchodził cicho w gęstwinę drzew, jego wzrok lśnił dziwnym blaskiem,
jakby pojawił się w nim demon. Lecz przecież nie mógł to być ten demon? Zabierając
Rhisiarta, śmierć ukradła chłopcu najwierniejszego sprzymierzeńca, tego, który wciąż
przypominał i cierpliwie czekał dnia, kiedy Sioaed wraz z przeznaczonym jej kawalerem
stanie na ślubnym, kobiercu. Czy więc młodzian mógłby mieć powody, by życzyć mu
zle? Nie, jakkolwiek by na Peredura nie spojrzeć, pozostawał on postacią tajemną i
niepokojÄ…cÄ….
Tej nocy ojciec Huw nie powrócił był do domu Rhisiarta, więc Cadfael aż do rana był na
stryszku sam. Teraz, gdy brat Jan siedział pod kluczem gdzieś w piwnicach domostwa
Sioned, nie było nikogo, kto zrobiłby śniadanie i zająłby się pozostawionymi u Beneda
końmi. Cadfael zatem wstał wcześniej i przygotował posiłek, a pózniej zaszedł do
kowala. Poranek był pogodny, powietrze rześkie i mnich z prawdziwą radością poświęcił
się tym zwyczajnym pracom, o wiele dlań przyjemniejszym, nizli gnuśne siedzenie u
boku przeora. Jednak wkrótce musiał powrócić, by nie spóznić się na nabożeństwo
poranne, z polecenia Roberta odprawiane codziennie -jak w klasztorze.
Spotkali się w sadzie, a było ich teraz tylko pięciu. Tym razem przeor Robert celebrował
modlitwę niezwykle dostojnie i uroczyście. Czytanie przepisanych na ten i następny dzień
lekcji przypadło bratu Ryszardo wi. Jeremiasz, przybrawszy zwykłą swą pozę służalczego
pochlebcy, pełnym głosem wykrzykiwał liturgiczne teksty. Cadfael obserwował ich
wszystkich, a zdało mu się, że Columbanus stojący ze spuszczoną głową nieco z tyłu,
jakby szukając ukrycia, niezwykle jest czymś skłopotany. Kontrast pomiędzy jego
atletyczną sylwetką i twarzą o rysach władcy a łagodnym spojrzeniem budził najgłębsze
współczucie. Widać było, że dusza jego, przygnębiona jakimś grzechem urojonym czy
prawdziwym, ciężkie przeżywa katusze. Cadfael bacznie obserwował zakonnika,
obawiając się, że choroba, która dała początek poszukiwaniom świętych relikwii, może
teraz nowym atakiem przypomnieć o swym istnieniu. Któż potrafił przewidzieć, co może
uczynić człek o umyśle tak rozchwianym, ów półidiota, półświęty?
- Przybyliśmy tu dla jednej tylko sprawy - mówił właśnie przeor, a głos jego brzmiał
twardo i pewnie. - Sądzę, że powinniśmy dążyć do rychłego jej zakończenia. Zamierzam
tedy z większą niż dotąd stanowczością nalegać, by uznano nasze prawa do relikwii
świętej, i zabrać je do Shrewsbury. Jednakże musimy otwarcie przyznać, że jak dotąd nie
udało nam się pozyskać tutejszych ludzi dla naszych zamysłów. Wczoraj jeszcze żywiłem
wielkie nadzieje, że wszystkie problemy szybko znajdą pomyślne rozwiązanie.
Wszak przygotowując się do tej świętej misji, nieustannie okazywaliśmy Yv7inifredzie
najgłębszą cześć i szacunek, chyba więc zasłużyliśmy na nagrodę...
Nagle zamilkł, bowiem z miejsca, gdzie siedział Columbanus, dobiegł go ledwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl