[ Pobierz całość w formacie PDF ]

staÅ‚o? Tak siÄ™ o ciebie martwiliÅ›my. Adrian już dwie godzi­
ny temu wyruszył w pościg za Vaughnem. Nie wiem, co
mam robić. Skąd się tu wziąłeś? Gdzie byłeś?
- Powoli, moja droga - uspokoił ją z uśmiechem Kin-
caid. - Nie wszystko naraz. Gdzie jest Adrian?
Sara weszła do domu i przytrzymała mu drzwi.
- Ruszył za Vaughnem. - Umilkła na chwilę, starając
się to wszystko jakoś uporządkować i wyjaśnić wujowi.
- Vaughn trzymaÅ‚ mnie tu, grożąc pistoletem. ChciaÅ‚ wy­
mienić mnie za informacjÄ™ o tym przeklÄ™tym zÅ‚ocie. Ad­
rian mnie uratował, ale Vaughn uciekł.
- Doprawdy? - zdziwił się Kincaid, unosząc w górę
krzaczaste brwi i otrzepujÄ…c z deszczu parasol. - Trudno
uwierzyć, że Adrian na to pozwolił.
- Wszystko dziaÅ‚o siÄ™ szybko i chaotycznie - wes­
tchnęła Sara. - Vaughn trzymał mi nóż na gardle i kazał
Adrianowi rzucić broń. Och, to długa historia. W końcu
Vaughn uciekÅ‚, a Adrian ruszyÅ‚ za nim. Okropnie siÄ™ dener­
wujÄ™, wuju.
- Co ci siÄ™ staÅ‚o w ramiÄ™? - Kincaid pochyliÅ‚ siÄ™, mar­
szczÄ…c krzaczaste brwi.
- Vaughn drasnął mnie nożem. Rana nie jest grozna,
ale bolesna. - Sara przekręciła głowę, starając się obejrzeć
skaleczenie.
- Rany od noża na ogół są bolesne. Czekaj, sprawdzę,
czy dobrze ją zabandażowałaś.
186 OCZEKIWANIE
- Nic mi nie będzie, wuju. Denerwuję się Adrianem.
Jednakże pozwoliła, żeby wuj obejrzał ranę i przykleił
porzÄ…dnie gazÄ™ przylepcem.
- Adrian sobie poradzi.
- On to mówi o tobie, ty o nim, a ja mam coraz wiÄ™­
ksze wątpliwości. I nie chciałam, żeby Adrian wracał do...
Do swoich starych zajęć.
Lowell przechylił głowę i przyjrzał jej się uważnie.
- Zatem wykombinowaÅ‚aÅ›, czym siÄ™ wczeÅ›niej zaj­
mował?
Kiwnęła ponuro głową.
- Zamierzam poważnie z tobą o tym porozmawiać.
Pózniej, teraz mam za dużo spraw na głowie.
- Ja też. Masz może trochę kawy? Po paru dniach na
słonecznych Hawajach pogoda w Seattle szokuje - rzekł
Lowell, idÄ…c do kuchni.
- A Adrian? - spytała bezradnie Sara.
Lowell Kincaid nic siÄ™ nie zmieniÅ‚. Nikt by nie przypu­
szczał, sądząc po szczerym spojrzeniu niebieskich oczu, że
ma do czynienia z człowiekiem o niepospolitym umyśle
i niezwykÅ‚ej osobowoÅ›ci. Kincaid dobiegaÅ‚ siedemdzie­
siÄ…tki, a jego niemal Å‚ysÄ… gÅ‚owÄ™ okalaÅ‚ wianuszek przy­
strzyżonych, siwych włosów. Przez całe życie zachował
szczupÅ‚Ä… sylwetkÄ™. Oprócz hawajskiej koszuli miaÅ‚ na so­
bie białe płócienne spodnie, poplamione deszczem, a na
nogach snadały. Na przegubie ręki nosił złoty zegarek,
który pasował do cienkiego, złotego łańcuszka na szyi.
Sara wiedziała, że złoto jest prawdziwe.
- Adrian wróci, gdy zaÅ‚atwi sprawÄ™ - powiedziaÅ‚ i za­
jął się przygotowywaniem kawy z wprawą człowieka, któ-
OCZEKIWANIE 187
ry bywał w tym domu częstym gościem. - Choć cholernie
mi przykro, że musi po mnie sprzątać.
- Powiedz mi, wuju, o co w tym wszystkim chodzi
- poprosiÅ‚a Sara, starajÄ…c siÄ™ nie okazywać zniecierpli­
wienia.
Lowell przeciągnął się i podrapał po plecach.
- Krótko mówiąc, przez ostatnie kilka dni zajmowałem
się fałszywym śladem na Hawajach. Dziś wróciłem. To
Vaughn mnie tak urządził - dodał ponuro. - Czuję się jak
idiota.
- Kim jest Vaughn?
- Stare sprawy.
- Ach, tak - powiedziaÅ‚a, przypominajÄ…c sobie wiado­
mość na sekretarce. - Mówiłeś coś, że musisz się zająć
starą, nie zakończoną sprawą.
- Posłuchaj, Saro, kiedy Adrian wróci, też będzie się
chciał wszystkiego dowiedzieć. Po co mam powtarzać
dwa razy? UsiÄ…dziemy przy rozpalonym kominku i wszy­
stko wam opowiem. A co z kolacjÄ…?
- Kolacja - stwierdziła ze złością Sara - nic mnie w tej
chwili nie obchodzi. Co zrobimy z Adrianem?
- Nic. Z Adrianem nic nie trzeba robić - stwierdził
Lowell, zalewajÄ…c wrzÄ…tkiem rozpuszczalnÄ… kawÄ™. - Wy­
starczy mu nadać kierunek.
Sara poczuła mdłości.
Wie, kim jestem. Sara wie, kim jestem. Adrian nie mógł
zapomnieć jej opisu człowieka, którego znała z opowiadań
wuja jako Wilka. Te słowa nadal dzwięczały mu w uszach:
 Zdradziecki zabójca; gdy wchodził do pokoju, tempera-
188 OCZEKIWANIE
tura spadała o dwadzieścia stopni". Widział wyraz jej
oczu, kiedy go spostrzegła w korytarzu.
Koniec. Wracał do domu z poczuciem katastrofy. Może
nawet już jej nie zastanie. I co wtedy?
Kiedy na podjezdzie zobaczył znajomą, zieloną toyotę,
odczuł pewną ulgę. Wrócił Lowell, więc Sara pewno
wciąż tu jest. To, że staÅ‚ jej samochód, niczego nie ozna­
czało, skoro wcześniej go popsuł.
To miło, że Kincaid wrócił cały i zdrowy, pomyślał
Adrian. Obecność przyjaciela ułatwi spotkanie z Sarą.
Ciągle nie wiedział, co ma jej powiedzieć i, co gorsza, nie
byÅ‚ pewien, czy kiedykolwiek bÄ™dzie to wiedziaÅ‚. Przypu­
szczalnie Sara w ogóle nie zechce z nim rozmawiać. Nie
zechce przebywać w towarzystwie Wilka.
Powoli wchodziÅ‚ po schodach. ZapadÅ‚a ciemność i ok­
na domu jaśniały ciepłym blaskiem. Jednakże Adrian nie
był głupcem i wiedział, że ciepło jest iluzją. Bez Sary jego
życie stanie się puste. Usiłował przygotować sobie jakieś
grzeczne słowa, coś, co mógłby powiedzieć w tej sytuacji,
ale nic nie przychodziło mu do głowy. Chciał ją mieć dla
siebie i ostatnio uwierzył nawet, że mu się to uda. A teraz
musi pozwolić jej odejść.
Wiele rzeczy na tym świecie mężczyzna mógł sobie po
prostu wziąć, ale miłość do nich nie należała. Teraz, po
kilku dniach spÄ™dzonych z SarÄ…, nie potrafi z niej zrezyg­
nować. Tymczasem Sara nienawidziła i bała się Wilka.
Drzwi otworzyły się przed nim na oścież.
- Wreszcie! - krzyknęła Sara, rzucajÄ…c mu siÄ™ w ra­
miona. - Gdzieś ty się podziewał?
- Sara?
OCZEKIWANIE 189
- PowiedziaÅ‚eÅ›, że wrócisz promem o piÄ…tej pięćdzie­
siąt pięć - szepnęła. - Wiedziałam, że wrócisz o tej porze.
I wiedziaÅ‚am, że jeÅ›li przywiozÄ™ tu Vaughna, to siÄ™ wszy­
stkim zajmiesz.
Przycisnął ją mocno do siebie, grzejąc się jej ciepłem.
- Tak - przytaknął, gładząc ją z zachwytem po głowie.
- DostaÅ‚em sygnaÅ‚ alarmowy, gdy tylko zjechaÅ‚em z pro­
mu. - GwaÅ‚townie zacisnÄ…Å‚ palce na wÅ‚osach Sary. - Nig­
dy w życiu tak się nie bałem.
- Cześć, Adrianie, przykro mi, że tak wypadÅ‚o. Wszy­
stko w porzÄ…dku?
Adrian spojrzał na przyjaciela nad głową Sary.
- Wszystko w porządku. - Poczuł, że Sara zadrżała
w jego objęciach.
- Tak przypuszczałem - mruknął Kincaid.
- Będziesz jednak musiał jutro rano odpowiedzieć na
parę pytań swoim kumplom z agencji.
W oczach Kincaida pojawił się błysk zainteresowania.
- Dlaczego?
- Zostawiłem Vaughna związanego jak prosiaka kilka
metrów od autostrady. Potem zadzwoniÅ‚em do biura agen­
cji na zachodnim wybrzeżu i zostawiłem wiadomość,
gdzie go można znalezć. Kiedy facet, który odebraÅ‚ tele­
fon, chciał się dowiedzieć, kto mówi...
- PodaÅ‚eÅ› moje nazwisko - dokoÅ„czyÅ‚ za niego Kin­
caid. - Dziękuję, przyjacielu. Cóż, nie mogę narzekać.
Sam sobie na to zasÅ‚użyÅ‚em. Mam u ciebie dÅ‚ug wdziÄ™cz­
ności za opiekę nad Sarą. Być może Gilkirk i jego drużyna
tak się ucieszą z Vaughna, że nie będą zadawać zbyt wielu
pytań.
190 OCZEKIWANIE
Sara podniosła głowę i objęła rękami twarz Adriana.
- Nie zabiłeś go, prawda?
- Nie.
- No pewnie. Kolacja gotowa. Idz i wez prysznic. Na­
leję ci wina. - Sara wysunęła się z jego objęć i weszła do
domu.
Adrian spoglądał za nią, wciąż dręczyła go niepewność.
Niepewność sprawiała mu przykrość, ale była lepsza niż
zimna, śmiertelna pewność, że utracił Sarę. Czuł się teraz
jak skazaniec, którego egzekucjÄ™ nagle wstrzymano. Nie­
pewność niosła ze sobą nadzieję. Wszedł za Lowellem do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl