[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugą stroną Dziwę wynosiły na powietrze. Knez się chciał zwrócić do
swoich pachołków, ale ci gdzieś daleko zostali.
Stary spoglądał nań.
 Uspokójcie się, miłościwy panie  rzekł  kto chce wróżby, musi
ją cierpieć, jaką duchy dały. Dziewczyna jej nie winna.
Byli sami i Wizun zbliżył się wcale nie zdając zlękniony.
 Miłościwy kneziu  dodał  dosyć macie niechętnych i zażalo-
nych, nie róbcie ich więcej targając się na to, co nie jedne Polany sza-
nują... Miejsce święte i dziewczyna poświęcona.
Chwostek się rozśmiał dziko, przystąpił do starego i drżącą od
gniewu dłonią pochwycił go za brodę trzęsąc nią.
 Ogień święty, dziewka poświęcona!... ty także... stary... psi sy-
nu... Ja wam ognie pogaszę, ja wam dziewki wasze rozpędzę i chram
ten zrównam z ziemią... Stary nie pobladł nawet, milczał obojętny; ręka
kneziowi opadła.
 Jakby piorunów nie było  odezwał się spokojnie  moglibyście
czynić, co chcecie... ano, pioruny padają i duchy bronić się czym ma-
ją... Nie szukajcie, kneziu, wojny z bogami, gdy jej dość z ludzmi mieć
będziecie!
Chwostek nie odpowiedział nic, zerwał się z miejsca i poszedł
prędko, bijąc się w pośpiechu to o jedną, to o drugą ścianę częstokołu.
Wracał do swych ludzi. Wizun pozostał we wrotach i patrzał na kiju
sparty.
Ludu tego dnia około kontyny było mnóstwo, a gdy knez podniósł
głos grozny i wykrzykiwać począł, rozległo się to daleko. Posłyszeli
ludzie, jak groził chramowi i ogniowi, i nim uchodząc zdążył się dostać
do swoich smerdów i służby, dokoła rozległo się szemranie, mruczenie
tłumu, który szumiał jak morze płacząc, narzekając i grożąc zarazem.
Niewiasty uchodziły przelękłe i kryły się w zarośla.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
34
Gdy Chwostek dostał się do kamiennego koła opasującego chram,
gromady się już zbijały i szły, jakby mu chciały zastąpić drogę.
Czy stary Wizun skinął na nie, czy posłał do nich, aby popłoch rzu-
cić i do obrony obudzić  nie wiadomo, lecz co żyło przybyszów na
Lednicy, kupiło się, biegło naprzeciw Chwostka. Kupy stawały i zapie-
rały mu drogę grozne. Ludziom swoim, skinąwszy na nich z dala, kazał
je rozpędzać, ale ludzi nie rozpędzono. Oko w oko stał przeciw tej
czerni nieznanej  nieulękły. Tłum warczał  ani on do niego, ani on do
tłumu przystąpić się nie ważył. Wtem z gromady wyszedł człek podży-
Å‚y, ubrany dostatnio, zbrojny z niemiecka.
 Miłościwy kneziu  rzekł mu  ja tu do chramu przyszedłem, nie
wasz jestem! Nie z waszego miru! Grozicie chramowi i ogniowi, a
prawa do nich nie macie. Kontyna i ostrów nie należą do was, ale do
nas wszystkich, Wilków, Serbów, Aużan, Drewlan i co jest naszej mo-
wy. Nie ważcie się tykać chramu ani ognia, bo my się też ważyć mo-
żemy na wasz gród i stołb!
Podniósł rękę do góry, a tłum za nim zahuczał potakując i grożąc.
Chwostek stał ściskając w ręku miecz, jakby go ochota brała po-
rwać się samemu na nich wszystkich, ale on i ludzie jego nie starczyli-
by z najlepszym orężem i odwagą na te gromady tysiączne.
Namarszczywszy się więc, pogroził ręką i usty:  Precz mi z drogi!
I ruszył się sam, pierwszy, tak śmiało, tak pewny, iż go nikt nie
tknie, jakby go wojsko broniło. Tłum mu się rozstąpił na dwie strony;
za nim co żywiej cisnęła się dwornia. Tę popychano zewsząd, a stęknąć
nie śmiała. Wolnym krokiem, nie oglądając się, przeszedł knez wśród
tego gminu, który dopiero za oddalonym krzyczeć zaczął szydersko:
 Chwościsko! Chwostyk! Chwost!...
Parę razy obrócił się, jakby sam jeden na cały ten tłum chciał się
rzucić, lecz się poskromił z gniewem.
Tuż u brzegu stała łódz wielka czekając na pana, za nim biegiem
pędzili ludzie gniewni i zasromani, nie śmiejąc rzec słowa, a za nimi
wciąż goniło wołanie i śmiechy:
 Chwostyk! Chwościsko!
I jak gdyby rozgniewana Nija chciała się pomścić zniewagi, w tejże
chwili chmura czarna, niesiona wichrem wieczora, jak ogromne cielsko
smoka przewalając się po niebie, poczęła warcząc nadbiegać nad jezio-
ro.
Pod nią widać było szare pasy gradu sikące pola i lasy, a w głębi jej
szumiało głucho, jakby toczyła wory kamieni gotowe runąć na ziemię.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
35
Pioruny z trzaskiem leciały w jezioro, wicher giął drzewa do ziemi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl