[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niektóre w wiankach na głowach, z włosami porozpuszczanymi, inne w białych namiotkach ,
w krasnych chustkach, w bieliżnie i kożuszkach bławatami okrytych, śmiały się, z góry sobie
pokazując palcamii młodzież, która ku nim, zwabiona śmiechem, podnosiła głowy.
Niejeden kwiatek upadł tam z ręki i po wałach się po toczył, zawiązłszy w pół drogi.
Na dolinie pod Wawelem, poza miejscem, które wbitymi żerdziami i sznurami
oddzielone było, stały tłumy, bo co żyło w Krakowie, na Stradomiu, Kleparzu, Piaskach,
Bawole i we wsiach nawet okolicznych, na tę się uroczystość zgromadziło.
W pierwszym rzędzie ciekawych nawet duchownych rozpoznać było można, lecz ci osłaniali
się, niechętnie naprzód wychodząc.
Mnogo ziemian stało na koniach w bliskości, a ci, choć jadąc na dwór po pańsku okazać się
pragnęli i strojni byli, gaśli wobec królewskiego dworu.
Strój ich stare przy pominał czasy i oręż był niedzisiejszy.
Twarze ich były jakby z innego świata, a wejrzenia, gdy się spotkały z drużyną królewską,
grozno ku sobie strzelały.
Bolesław nie spojrzał nawet ku gromadom.
Ciągle poprzedzany grającymi na rogach wjechał król na plac, wśród którego siedzenie dlań
przygotowane było.
Piesza służba, która u namiotów czekała, przybiegła konie od pana i starszyzny odbierać;
drużyna, nie zsiadając z nich, dokoła się ustawiła w porządku.
Starsi urzędnicy stali na przedzie i zabierali się wywoływać ziemie, powiaty i grody, które z
kolei dań składać miały.
A że wszyscy ci ludzie niepiśmienni byli i pamięcią starczyć nie mogli, skarbny królewski
Scibór do boku swego wziął dnia tego nowicjusza, młodego kleryka, który na długim zwitku
pargaminu spisane miał ziemie do wywoływania.
Król zasiadł miejsce swoje, a czy był znużony bezsennością, czy znudzony tym
żywotem spokojnym domowym, do którego od młodości nie nawyknął, ledwie usiadłszy
podparł się na łokciu, nie patrząc już na to, co się dziać miało, zadumał się czy zdrzemnął
może.
Siedział posągiem bez ruchu.
U stóp jego leżały rozesłane sukna, na których dań składano, tak, że na jednym futra i skóry,
na drugim złoto i srebro kładziono.
Jechali naprzód bogatsi ziemianie, żupanowie z grodów znaczniejszych, potem
władyki inne i bogaci kmiecie i rycerstwo.
Za innych królów bywało zwyczajem, iż przy takich zjazdach król nie tylko ugaszczał
przybyłych, ale ich rozpytywał, rozmawiał i zabawiał się z nimi, żalów słuchał, rady dawał,
często żartów dopuszczał i rad był, gdy śmiejące się widział twarze.
Bolko nie miał ochoty spojrzeć nawet na swych ziemian i rycerzy, z którymi od
powrotu z Kijowa srodze się zadarł a powaśnił.
I teraz, choć mu pokłony bito, nie skinął nawet ani dał poznać, że je przyjmował.
Jeśli się ozwał słowem, to do swoich młodych ulubieńców i orszaku.
W milczeniu więc składał każdy, co przywiózł, a podkomorzowie pańscy zapraszali
do namiotów, pod którymi na przybranych stołach zgotowane było mięsiwa, jadła różne,
miód i piwo w beczkach i kadziach.
Kto chciał i jako chciał, jadł i pił, lecz jak król nie widział swych gości, tak oni stołu
pańskiego znać nie chcieli.
Znaczniejsza część przesunęła się tylko przed namiotami i chleba w nich nie rozłamawszy, na
swe miejsca powracała.
Ciżba, choć milczała, szmer od niej szedł głuchy; słychać było chrzęst zbroi, koni
rżenie, gwar stłumiony ludu i szelest opon, które lekki wiatr poruszał.
Około króla uroczyste panowało milczenie, dwór tylko pański, palcami sobie spoza
tronu ukazując przybywających z daninami, urągał się im i wyśmiewał bezwstydnie.
Na niektórych też Bolko spoglądał z ukosa, gniewnie brwi czasem marszcząc, choć żadnemu
nie odpowiedział na skłonienie, a od innych odwracał się z widocznym wstrętem i wzgardą.
Z twarzy przybywających nie tyle obawę, co niechęć i gniew widać było.
Szli wszyscy jak z obowiązku, niektórzy młodszym krewnym zastępować się nakazując, aby
pokłonu nie bić i czoła nie uchylić.
Dań jednak była obfita i wspaniała i na kupach gromadziło się srebro, złoto, pieniążki różne,
kawały kruszcu porąbane.
Bolko prawie nie patrzał na to, niewiele się zdając cenić, co mu przynoszono.
Więcej oczyma śledził tych, co nieśli, niż to, co mu oddawano. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl