[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie. Zresztą w tej chwili jeszcze nazwisko to nic nie mówi i do niczego nie prowadzi. Za mało
innych dowodów.
- A przecież już pojutrze...
- Pojutrze - wybuchnął Pentham - do licha z pojutrzem. Dwadzieścia cztery godziny to kawał
czasu. A jeżeli nie wystarczy, cóż mogę na to poradzić? Zapadnie werdykt, sir Gordon będzie
postawiony w stan oskarżenia. Wówczas nie pozostanie nic innego, jak tylko walczyć o jego życie. A
tysiÄ…ce innych spraw wezmÄ… diabli.
- Stalowy Trust również?
- Tak - potwierdził. - Głos jego znowu brzmiał bezbarwnie - Stalowy Trust również.
Zapadło przeciągłe milczenie. Pentham przymknął powieki. Zaczyniał odczuwać już znużenie.
Nie zapowiadało się, by jutrzejszy dzień wystarczył. Stał jeszcze daleko od celu, zdawał sobie z tego
doskonale sprawÄ™.
- Przetelefonowano mi wynik ekspertyzy rusznikarskiej - odezwał się po chwili Mallone.
- I cóż? - Pentham nie otwierał oczu.
- Niech pan sam przeczyta - wyciÄ…gnÄ…Å‚ arkusik pokryty niewyraznym charakterem pisma.
 Po porównaniu rozciętego płaszcza pocisku i nacięć wewnętrznej powierzchni lufy
przedmiotowego pistoletu Instytut Ekspertyz Rusznikarskich doszedł do następujących wniosków:
Dostarczony pocisk, wydobyty z ciała zmarłego Woodsona prawdopodobnie został wystrzelony
z załączonego pistoletu, gdyż otarcia płaszcza odpowiadają odstępom gwintu. Kategorycznej jednak
wypowiedzi na ten temat Instytut udzielić nie może, bowiem lufa pistoletu, jako fabrycznie nowa, nie
posiada charakterystycznych zatarć wewnętrznego gwintu... .
- Cóż... ma pan jeszcze jeden guzik do zapięcia swego śledztwa - stwierdził z goryczą, oddając
inspektorowi dokument - powinien pan triumfować.
Mallone starannie złożył arkusz i schował go do podniszczonego portfela.
- Otóż to... powinienem. A jednak jakoś nie odczuwam specjalnego triumfu. Bo przecież
ekspertyza właściwie nic nie mówi. Mógł być wystrzelony z pistoletu należącego do sir Gordona.
Ale tak samo dobrze mógł pochodzić z każdego innego pistoletu marki Browning kalibru 6,35, pod
warunkiem, że pistolet ten jest fabrycznie nowy...
- Ale przy innych dowodach, jakie w czasie śledztwa nagromadzono...
- Ba... gdyby nie wczorajsza demonstracja zaczarowanego winchestera i gdyby nie twierdzenie
o pięćdziesięciotysięcznej transakcji na zniżkę Trustów...
- Zaczyna pan jednak mieć wątpliwości, inspektorze.
- Tak. W tym, co pan mówił o dowodach, które same idą do ręki, jest jednak sporo prawdy.
- Dziękuję za uznanie inspektorze. To bardzo correct z pańskiej strony. W takim razie dostarczę
panu jeszcze jednego tematu do rozmyślań. Niech mi pan przyniesie, jeśli łaska, tę ćwiartkę papieru,
o której wczoraj mówiliśmy.
- Chętnie - Mallone zerwał się z fotela. Schody dudniły pod szybkimi krokami.
Jednak mimo wszystko uczciwy chłop - skonstatował Pentham, rozmyślając nad niespodziewaną
zmianą frontu inspektora - czyżbym miał w nim zyskać sprzymierzeńca? Prochu nie wymyśli na
własną rękę, to prawda, ale jego pomoc mogłaby się bardzo przydać.
- Jest - Mallone trzymał ostrożnie końcami palców lakowaną kopertę - i co dalej mam z nią
robić?
- Niech pan dokładnie sprawdzi, czy pieczęcie nie są naruszone.
Mallone podniósłszy kopertę do oczu badał każdy odcisk pieczęci z osobna.
- Nienaruszone - stwierdził w końcu.
- W porzÄ…dku. Teraz niech pan otworzy kopertÄ™ i obejrzy papier.
Mallone ostrożnie podważył nożem zamknięcie.
- O, do diabła! - zdumiał się na widok nieregularnych konturów wielkiej plamy atramentu
rozlanej na wydobytym papierze - przecież tego wczoraj nie było?
- Nic nadzwyczajnego - wyjaśnił niedbale Pentham
- taka sobie niewinna kompozycyjka chemiczna z dużą domieszką kwasu azotowego. Znana,
zresztą od dawna. Pewną nowość preparatu stanowi jedynie to, że ujawnia się samoczynnie po jakiś
czasie.
Mallone jeszcze raz obejrzał na wszystkie strony ćwiartkę papieru.
- Plama na liście adresowanym do Harrisona jest tego samego pochodzenia?
- Czy ja wiem...? Ale czy na to właśnie nie wygląda? - zapytał, nie podnosząc głowy.
- Do wszystkich diabłów, ma pan rację, pułkowniku. Diablo na to wygląda! - Przysunął swój
fotel bliżej Penthama - Magiczny atrament jako punkt trzeci naszego programu. Czy... czy znalazł go
pan w pokoju...
- zawahał się - hm... w pokoju na przykład naszego gospodarza? - zniżył głos do szeptu.
Pentham drgnął gwałtownie.
- Skąd takie przypuszczenie? - spojrzał spod oka na inspektora.
- No... powiedziałem tylko na przykład. Swoją drogą dziś rano badałem jeszcze raz sir
Gordona.
- Po raz który z rzędu?
- Mniejsza o to po raz który. Tym razem jednak badałem go dokładnie.
- I co?
- Dowiedziałem się, kto podniósł porzucony winchester i kto pierwszy stwierdził, że mechanizm
jego działa bez zarzutu. Słuchając słów sir Gordona, przez cały czas miałem na myśli pańskie
manipulacje na strzelnicy. Czy to bardzo trudne do przeprowadzenia?
- No, przy pewnej zręczności nie nazwałbym tego zbyt trudnym. Ja na przykład ćwiczyłem
zaledwie około kwadransa, a przecież seans wypadł bez zarzutu?
- Tak - potwierdził Mallone - nie zdołałem nic zauważyć, choć przez cały czas patrzyłem panu
na palce. A trzeba wziąć pod uwagę, że tamten seans, przyjmując, że odbył się rzeczywiście, miał
znacznie bardziej sprzyjające warunki. Trudno przepuszczać, by wtedy ktoś obserwował dokładnie
manipulacje przy zamku winchestera.
- SÅ‚usznie.
- I gdybym miał tego zastrzelonego wilka.
- Ja osobiście mam ich nadmiar. Inspektor skoczył na równe nogi.
- Nadmiar zastrzelonych wilków?
- Niestety moje wilki są zdrowe. Mallone opadł z powrotem na fotel.
- A ja już myślałem... - był wyraznie rozczarowany - ja już myślałem... - powtórzył - Nie -
machnął beznadziejnie ręką - to do niczego nie prowadzi. Gdybym choć wiedział, że ktoś posiada
pistolet kalibru 6,35.
- Cóż - nie jest pan zbyt daleki od prawdy. Mallone zacisnął kurczowo palce na poręczy fotela:
- Ma ktoś taki rewolwer? - zawołał żywo - wie pan o tym?
- Prawie na pewno.Mallone znowu wstał, przeszedł się kilka razy nerwowym krokiem przez
hall i przystanÄ…Å‚ wreszcie przed fotelem Penthama.
- Pułkowniku! Gramy w otwarte karty? - zapytał.
- O ile to jest tylko możliwe. Powiem panu jednak jedno, inspektorze. Gdyby pan pozwolił
zajrzeć komuś trzeciemu w te karty, które pan już otworzył, albo choćby tylko domyślić się, co
przedstawiają, całą sprawę wzięliby z miejsca diabli.
- Pomimo tego co pan odkrył? Pomimo czarodziejskiego winchestera, igły gramofonowej,
tajemniczego atramentu...
- Atrament tymczasem nie należy do kompletu - przerwał Pentham.
- Nie? No to obejdziemy się bez niego, ale za to rewolwer. Jeżeli dodamy jedno do drugiego...
- Otrzymamy kompletne zero - przeciął stanowczo - Jeszcze nie czas na działania artystyczne...
XXII. CZWARTA NOC
W membranie zatrzeszczało alarmująco.
- Znalazłeś coś? - głos sir Gordona drżał hamowanym z trudem zniecierpliwieniem.
- Nie... - Pentham, szeptał osłaniając usta zwiniętymi na kształt tuby dłońmi - jeszcze nic
decydujÄ…cego.
- Jeszcze nie? - głos w membranie wyraznie zmatowiał - a przecież pojutrze rano...
- Mamy trzydzieści sześć godzin. A przez ten czas może zajść wiele rzeczy, które radykalnie
zmieniÄ… bieg sprawy.
- Ba... Odlicz noce... pozostanie dwanaście godzin. A upłynęło już ich czterdzieści osiem i nic...
- Mówiłem ci o punktach zaczepienia, jakie zdołałem zebrać - Pentham usiłował nadać głosowi
jak najbardziej przekonywujące brzmienie. Odczuł, że tak dzielnie dotychczas trzymający się sir
Gordon, stoi na progu ostatecznego załamania.
- I co chcesz na nich zbudować?
- No... jeżeli będziemy traktować je jako punkt wyjścia... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl