[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostrożnie, jakby był ze szkła, z gniewną miną i z czujnym spojrzeniem. Wiedziałam już, że
nie wolno mi się sprzeciwiać. Usiadłam z tyłu i mocno zacisnęłam dłonie na wiośle.
Krzysztof wahał się chwilę. Niedługo. Wciągnął wiosło do łodzi. Wyjął deszczułkę
stanowiącą oparcie dla pleców wioślarza i wyciągnął się na dnie. Był dłuższy niż kajak, z
trudem się mieścił, musiał lekko podgiąć nogi. Głowę położył na moich kolanach.
 Pamiętaj, prawym silniej.
Zamknął oczy i zostałam sama na kajaku pod burzliwym niebem.
Od wyspy do miejsca na brzegu, gdzie trzymaliśmy kajak i gdzie czekał nasz fiacik,
Krzysztof wiosłował zwykle godzinę lub trochę dłużej przy przeciwnym wietrze. Dawno już
całą trasę podzieliłam na cztery piętnastominutowe etapy. Najpierw do suchego kija, na
którym siadały mewy. Ten etap był stosunkowo spokojny, brzegi jeziora zarastał
wysokopienny, chroniÄ…cy od wiatru las. Potem od kija do mostka nad strumykiem Å‚Ä…czÄ…cym
Wigry z Jeziorem Okrągłym. Tutaj brzegi oddalały się i wodę mąciły wiry. Ale najgorzej było
zawsze na trzecim etapie, między mostkiem a bindugą. Na nie zasłoniętą przestrzeń wiatr
napędzał fale z dalszych obszarów jeziora i nawet przy bezwietrznej pogodzie kajak kołysał
się niepokojąco. Kiedy wiało, musiałam hamować się, żeby nie krzyczeć ze strachu.
Krzysztof zwykle zaraz za mostkiem zaczynał śpiewać jakieś piosenki o stepach Ukrainy i
dziewczyńskich dąsach. Miało mi to chyba dodawać odwagi, ale nie dodawało, choć
wzruszały mnie rzewne tony i dramatyczne losy. Czwarty etap od bindugi do zatoczki, nad
którą parkowaliśmy samochód, też uważałam za niebezpieczny. Uspokajał mnie trochę widok
miejsca, do którego wkrótce przybijemy, ale za to roiło się tu od rowerów wodnych z
pobliskiego PTTK, więcej niż gdzie indziej pływało tu łodzi i żaglówek, z lęku przed
zderzeniem zamierało mi serce, zwłaszcza jeśli na horyzoncie ukazywał się mały turystyczny
statek, który bełtał wody jeziora i wprawiał kajak w gwałtowne chybotanie.
 Krzyśku  walczyłam z wiosłem, żeby nadać kajakowi właściwy kierunek  ja się
wcale nie posuwam naprzód.
Spróbował podnieść głowę, nie udało mu się, powiedział cicho, ale wyraznie, powoli
cedząc słowa:
 Aniołku, musisz wiosłować. Nie szarp. Uderzaj miarowo w wodę. Dopłyniesz.
Obejrzałam się za siebie. Brzeg wyspy oddalił się o niespełna sto metrów. Na szczęście
wiatr jakby uspokoił się, zaświeciło nawet słońce. %7łeby jeszcze ten diabelski wynalazek
zechciał mnie słuchać. Zanurzyć wiosło głębiej? Płyciej? Nadchodzi fala. Niewysoka. Czy
przechyli kajak? Może lepiej zwrócić się do niej dziobem? Krzysztof tak by zrobił. Już po
fali. O paręset metrów zza załomu wypłynęła żaglówka. Biały żagiel w granatowe pasy.
Aadny na tle szaroniebieskiego nieba. Nieważne. I tak nie usłyszeliby mojego wołania o
pomoc. %7łaglówka wzburzy jezioro.
A jeśli tamci nie widzą, że nie umiem manewrować? Zderzą się z nami. Nie będę myśleć,
dopóki nie wyminę przeszkody.
Wiosło ocierało mi dłonie, ale nie zwalniałam bijąc zapamiętale w wodę raz z jednej, raz z
drugiej strony kajaka.
 Spokojnie, marnujesz wysiłek.
Szept Krzysztofa ścisnął mi serce. Zawsze miałam do niego pretensje, że mówi zbyt
głośno. Jakby bał się, że inaczej ludzie go nie wysłuchają. Zmiał się, kiedy mu to zarzucałam.
Muszę mieć jakąś skazę. Nieskazitelni nie zasługują na miłość. Zresztą nie mam silnej
osobowości i powinienem jakoś ją utwierdzać. Za to mówię mało! Donośny głos nie był u
niego przejawem agresji. Krzysztof nie był agresywny. Gdybyś był królem, nazywałbyś się
Krzysztof I Aagodny. Wtedy jeszcze mnie to rozczulało. Potem ta miękkość budząca uczucia
opiekuńcze w innych kobietach irytowała mnie i pobudzała do dokuczliwości.
 Ile minut wiosłuję?
Chciałam przerwać samotność, ale Krzysztof nie odpowiedział. %7łaglówka znajdowała się
już blisko. Kajak nie skręcał w lewo, choć usilnie pracowałam wiosłem. Jego dziób mierzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl