[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu urwę! - Swojego wnuka możesz pan ganiać! Hrabia rozparcelowany! - Tylko
od hrabiów mi pan tu nie przysmradzaj, dobrze?! - Myśli, że jak rower
dostał, to już ważny! - wykrzykiwał Popiołek pewny poparcia obecnych. W tej
chwili jego wzrok skierował się na bramę. - Koniec świata! - zawołał. -
Bawolik wrócił! Młody człowiek o szerokiej twarzy i nieco zadartym nosie
wysiadał właśnie z rykszy. Ubrany był w amerykańską koszulę i wojskowe
spodnie, spięte na dole skórzanymi owijaczami, identycznymi jak buty. Bagaż
miał niebogaty: niezbyt duże tekturowe pudło powiązane sznurkami. - Co pan
ze mnie Å‚acha robi? - krzyknÄ…Å‚ nagle ryksiarz. - Wsiada, a grosza nie ma! -
Skąd mam mieć? Z transportu wysiadłem - odpowiedział niepewnie pasażer,
patrząc na postrzelany fronton kamienicy. - Płać pan, czym pan ma -
ryksiarz taksował go wzrokiem. - No już! Bawolik obejrzał się na dom, jakby
stamtąd oczekiwał pomocy. W bramie stanął wzruszony widokiem dawnego
lokatora Popiołek. - No już, wyskakuj pan z kurtki! - ryksiarz położył rękę
na ramieniu Bawolika, który witał się serdecznie z dozorcą. - Może koszulę
chcesz, co? - wtrąciła się pani sierżant. Obok niej stał Tolek Pocięgło,
wsparty na kuli, oraz Gienek. - Wszystko jedno. Mogą być buty! - A te
dobre? - wyciągnęła nogę w kierzowych, marszczonych cholewach. Ryksiarz
potraktował to jako propozycję i pochylił się, żeby pomacać but. W tym
momencie Halina wymierzyła mu celnego kopniaka, aż rzuciło go na rykszę. -
Swołocz jedna! - przemawiała do niego stojąc w zwycięskim rozkroku. -
Człowiek do domu powraca, a ty z niego koszulę zdzierasz?! Powiodła dumnym
spojrzeniem po zebranych, a uznanie w ich oczach dodało jej jeszcze
animuszu. Kiedy ryksiarz schylił się po czapkę, na jego wypiętym tyłku
wylądował jeszcze jeden kopniak. - I prawidłowo - skomentował Popiołek. -
Za powrotny kurs! Bawolik tymczasem tonął w ramionach Józefiny Popiołkowej,
która płakała, jakby wrócił ktoś z najbliższej rodziny. - Gdzie żona? -
dopytywał się Konstanty. - W pracy - odpowiedział Popiołek. - Jacek, Jacek!
- zawołał. - Poznajesz pan syna? - spytał, gdy chłopiec przybiegł. -
Przecież ja go nigdy na oczy nie widziałem - zduszonym głosem powiedział
Bawolik. - Teresa tylko zdjęcia do stalagu... Klęknął przed chłopcem.
Wyciągnął ręce. Jacek cofnął się o krok. Patrzył chmurnie. - Synku! Nie
poznajesz mnie? Popiołkowej łzy zakręciły się w oczach. Schyliła się nad
małym, pogłaskała po lnianych włosach. - To tatuś, Jacek, tatuś - popychała
małego ku ojcu. Jacek nie rzucił się Bawolikowi na szyję, ale dał się wziąć
na ręce i zanieść do domu. Popiołek popatrzył w ślad za nim. - Gienek! Leć
po Bawolikową! - rozkazał synowi. Bawolik rzucił tekturowe pudło na łóżko i
nie wypuszczając Jacka z ramion, lustrował wzrokiem te znajome ściany i
graty. W kącie zauważył maszynę do szycia, na której leżały przygotowane do
zeszycia denka czapek studenckich. Na ścianie wisiało zdjęcie jego
jedenastki. Oprawione było jak obraz. Wzruszyło go, że Teresa zdobyła się
na to. Tylko dla dziecka był kimś całkiem obcym. - Nie poznałeś mnie? Jacek
jeszcze raz popatrzył na niego i zdecydowanym ruchem głowy zaprzeczył. -
Nie wiesz, że jestem twój tatuś? Jacek uparcie kręcił głową. - A tu kogoś
poznajesz? - spytał z nadzieją Bawolik, wskazując na zdjęcie jedenastki.
Jacek bez zastanowienia, prawie jednym tchem wymienił nazwiska graczy,
pokazując każdego paluszkiem. Kiedy natrafił na podobiznę ojca - przeniósł
wzrok na trzymającego go w ramionach mężczyznę, uśmiechnął się i objął za
szyję. Bawolik tuląc syna, prawie zatańczył po pokoju. Nogi niesionego w
powietrzu malca strąciły stos nie wykończonych czapek. Szukał lustra, aby
zobaczyć na własne oczy siebie z synem. Wtoczyli się do łazienki, a wtedy
zauważył pod lustrem przybory do golenia, wiszące na sznurze obok koszulek
i majtek Jacka dwie męskie koszule, podkoszulkę i kalesony. Postawił małego
na ziemi. Na drzwiach spostrzegł jeszcze szelki i krawat Wrotka. Zciągnął
to z gwozdzia. - Czyje to? - spytał zmienionym głosem, stawiając Jacka na
podłodze. - Wujka - powiedział mały. Nie mógł zrozumieć, co się stało?
Dlaczego ojciec nie uśmiecha się, nie skacze? - Co mi przywiozłeś? -
spytał. Bawolik nie odpowiedział, tylko usiadł ciężko na brzegu wanny.
Gienek jak bomba wpadł do warsztatu czapniczego pana Kobusa, w którym
pracowała Bawolikowa. - Nadzwyczajna wiadomość! Pani się trzyma stołu! Pan
Bawolik wrócił! Teresie czapka wypadła z ręki. Nie mogła odnalezć guzików
fartucha, zdarła go z siebie i wybiegła na ulicę. Pędziła tak szybko, że
Gienek ledwo mógł nadążyć. Stojący w bramie Popiołek wykonał ruch, jakby
chciał ją zatrzymać, ale wyminęła go i wbiegła na schody. Drzwi były
otwarte. - Kostek! Kostek! Może jest w kuchni? Może w łazience? W
mieszkaniu nie było nikogo. Na ścianie pozostał tylko ślad po fotografii. W
łazience nie było pończoszek ani koszulek Jacka. Wisiała jedynie bielizna
Wrotka. A Jacek? Wróciła do pokoju. Dopiero teraz zobaczyła rozrzucone na
podłodze szelki i krawat Wrotka. Zrozumiała wszystko. Ze szlochem rzuciła
się na łóżko. Tak ją zastała Basia. Na wieść o powrocie Bawolika
przybiegła, żeby na własne oczy przekonać się, że wciąż jeszcze wracają
ludzie z tej wojny. Widząc łkającą Teresę nie mogła zupełnie zrozumieć, co
się stało? Nic jednak z niej nie wydobyła. Siedziała więc tylko i gładziła
ją po włosach. Jacek nie wiedział, po co ojciec przyprowadził go do tego
baraku, ale przynajmniej było tu co oglądać. Całe wnętrze zalegały resztki
sprzętu sportowego. Jedna tablica z obręczą od kosza, odarty ze skóry koń
gimnastyczny, stół pingpongowy ze złamaną nogą, ramy rowerów bez kół, kilka
dysków i wielki kłąb siatki bramkowej. Wszystko to było zakurzone i zasnute
pajęczyną. Pięćdziesięcioletni pan Misiek, szatniarz klubowy, z otwartymi
ramionami powitał Bawolika. Kostek przy nim zaczynał karierę piłkarską.
Każdy powracający sportowiec ożywiał nadzieję, że może kiedyś "jego"
jedenastka znów wyjdzie na boisko. Bawolik wydobył z pudełka paczkę cameli,
ozdobioną wizerunkiem wielbłąda. - Amerykańskie? - spytał pan Misiek,
biorąc ofiarowanego papierosa. - Coś pan jeszcze przywiózł? - To i to -
ręką wskazał na Jacka, a nogą trącił pudło. - Cały mój majątek. - Zjechałeś
pan z wagi w tym stalagu - szatniarz lustrował wzrokiem sylwetkę eks-
napastnika. - Już chyba nie da rady na lewym łączniku. Do pomocy pan
przejdziesz... Tata najwięcej goli strzelał! - wtrącił się Jacek. - Skąd to
wiesz? - zapytał Misiek. - Od mamusi. Cyganik i tatuś - dodał rezolutnie.
Bawolik uśmiechnął się smętnie. To też należało do przeszłości. - A co z
Władkiem? Z Jurysiem co? - spytał. - Nic nie wiem - Misiek rozłożył
bezradnie ręce. - A wiesz pan, że Czortek przeżył? W Radomiu jest. I Munio
Małecki. Obaj w Mauthausen byli. Czortkowi nawet boksować kazali. On, co w
piórkowej chodził, o pół bochenka chleba walczył z esesmanem z półciężkiej
- podniósł się ciężko z kozła, rozprostował gnaty. - No, czas do roboty!
Bawolik rozejrzał się po baraku, jakby czegoś szukając. - Panie Misiek,
będę tu mógł zanocować z dzieckiem? - Tu? - zdziwił się szatniarz. -
Mówiłeś pan, że chałupa stoi. - Czasem tak bywa, że ściany są, a domu nie
ma. - A żona? - Misiek patrzył czujnie w twarz Kostka. - %7łona? - Bawolik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl