[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lecz Feanor zaśmiał się i zamiast odpowiedzieć heroldowi Manwego, zwrócił
się do Noldorów:
 Więc to tak? Mężny lud ma pozwolić, aby dziedzic jego króla odszedł tylko
z synami na wygnanie, a sam ma wrócić w jarzmo poddaństwa! Tym wszakże,
którzy mimo wszystko chcą pójść ze mną powiadam: wróżą wam przeciwności
losu. Cóż z tego, zaznaliście ich przecież w Amanie, gdzie życie zaczynało się
w szczęściu, a skończyło w niedoli. Spróbujmy odwrotnej drogi, przez niedolę do
radości, a przynajmniej ku swobodzie! Potem zawołał do herolda:
 Powtórz Manwemu Sulimo, najwyższemu królowi Ardy, moje słowa: Być
może Feanor nie zdoła pokonać Morgotha, lecz nie ociąga się z wypowiedzeniem
mu wojny, nie lamentuje z założonymi rękoma. Kto wie, czy Eru nie rozniecił we
mnie potężniejszego ognia, niż sądzisz. W każdym razie zadam Wrogowi Valarów
takie ciosy, że wieści o nich zadziwią możnych zasiadających w Kręgu Przezna-
czenia. Oni też w końcu pójdą za mną! A teraz żegnajcie! Głos Feanora dzwię-
czał taką siłą, że nawet herold Manwego skłonił się, jak gdyby otrzymał właściwą
odpowiedz, i odszedł, Noldorowie zaś, na nowo rozgrzani wymową przywódcy,
ruszyli w drogÄ™.
Feanor ze swą świtą wyprzedzał wszystkich, posuwając się wybrzeżem Elda-
maru i nie oglądając się ani razu za siebie na zielone wzgórze Tuna i na Tirion.
Wolniej i nie tak ochoczo ciÄ…gnÄ…Å‚ za nim hufiec
Fingolfina. W jego szeregach wysuwał się na czoło Fingon, lecz Finarfin, Fin-
rod i inni najszlachetniejsi i najrozumniejsi z Noldorów trzymali się na końcu
pochodu i często odwracali głowy, by spoglądać na swoje piękne miasto, dopóki
latarnia na wieży Ingwego nie zniknęła im z oczu wśród ciemności. Ci nieśli ze
sobą więcej niż inni Wygnańcy wspomnień o porzuconym szczęściu, a niektórzy
unosili też różne rzeczy własnej roboty  pociechę i brzemię w drodze.
Feanor prowadził Noldorów ku północy, bo głównym jego celem było od-
szukanie Morgotha. Przy tym Tuna wznosząca się w pobliżu Taniquetilu leżała
prawie na równiku Ardy i Wielkie Morze było tam niezmiernie szerokie, dalej zaś
ku północy zwężało się tak, że pustkowia Aramanu od wybrzeży Zródziemia dzie-
73
liła niezbyt duża odległość. Ochłonąwszy jednak z pierwszego uniesienia, Feanor
zastanowił się i zrozumiał poniewczasie, że wielka gromada nie zdoła pokonać
niezliczonych mil drogi na północ i przeprawić się za morze bez statków; budowa
floty zajęłaby za dużo czasu, nawet gdyby Noldorowie mieli w swoich szeregach
wprawnych szkutników. Powziął więc myśl, by nakłonić do wspólnego działania
Telerich, z dawna przyjaznych Noldorom; w swym buntowniczym zacietrzewie-
niu liczył, że tym sposobem jeszcze bardziej przyćmi chwałę Valinoru, a wzmocni
własne siły do walki z Morgothem. Podążył więc do Alqualonde i przemówił do
Telerich podobnie jak przedtem w Tirionie do swojego szczepu.
Nic wszakże z tego, co mówił, nie mogło przekonać Telerich. Przeciwnie,
zmartwili się postępkami pobratymców z dawna z nimi zaprzyjaznionych i próbo-
wali ich nakłonić do zmiany planów, których nie chcieli wcale wspierać; odrzekli,
że nie użyczą swoich statków ani też nie pomogą Noldorom przy budowie wła-
snej floty wbrew woli Valarów. Nie pragnęli dla siebie innej krainy niż wybrzeża
Eldamaru ani innego pana niż Olwe; książę Alqualonde; on bowiem nigdy nie słu-
chał podszeptów Morgotha i nie przyjmował go życzliwie w swoim kraju; ufał, że
Ulmo i inni możni Valarowie naprawią zło wyrządzone przez Nieprzyjaciela i że
nowy świt przepędzi nocne ciemności.
Feanor zawrzał gniewem, gdyż lękał się zwłoki w wyprawie, i odpowiedział
Olwemu zapalczywie:
 Odmawiasz nam przyjazni w godzinie, gdy jej najbardziej potrzebujemy.
A przecież chętnie korzystałeś z naszej pomocy, kiedy przybyliście nareszcie na
te wybrzeża, bojazliwi maruderzy z pustymi rękami. Po dziś dzień gniezdziliby-
ście się w szałasach na plaży, gdyby Noldorowie nie zbudowali wam przystani,
ciosając skały i wznosząc mury.
 Nie odmawiamy wam przyjazni  odparł Olwe  ale czasem przyjazń
właśnie nakazuje powściągać szaleństwo druha. A gdy Noldorowie powitali nas
życzliwie i wspomogli przed laty, inna była umowa. Wszyscy mieliśmy na za-
wsze zostać w Amanie, jak bracia i sąsiedzi. Ale nie od was dostaliśmy nasze
białe okręty. Nie od Noldorów nauczyliśmy się sztuki budowania statków, lecz
od Władców Morza; własnymi rękami cięliśmy i gładzili białe belki, nasze żony
i córki utkały białe płótno na żagle. Toteż statków nie odstąpimy ani nie sprzeda-
my nawet w imię przyjazni. Wiedz, Feanorze, synu Finwego, że statki są dla nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl