[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie notatnik taty i spróbowałam coś wreszcie zrobić.
Rozdział 6
Wrócę za parę godzin - powiedziałam z desperacją godzinę pózniej,
ale Ash tylko pokręcił głową. Trzymał mocno klamkę drzwi od strony
kierowcy i nie miałam szans dostać się do środka, chyba że
wśliznęłabym się od drugiej strony. Jeśli spróbuję go oderwać, to albo
wyrwie klamkę, albo same drzwi, albo pobiegnie za mną. Był
wilkołakiem i na pewno dogoniłby samochód (chyba że wyjechałabym
na autostradę) i znalazłby mnie w mieście, gdyby mu zależało. - Rany,
Ash, jadę tylko do miasta. Niedługo wrócę.
Ash pokręcił głową jeszcze mocniej, tłuste włosy podskoczyły.
Był boso, kawałki liści i gałązek sterczały z ciemnych matowych
strąków, nie miałam pojęcia, co zrobił z podkoszulkiem, w każdym
razie na piersiach miał smugi błota. Wyglądał na całkiem
zadowolonego, dopóki nie położyłam mieczy malaika z tyłu, a torby na
siedzeniu pasażera. Wtedy zawył, zeskoczył ze schodków i niemal
mnie przewracając, złapał za klamkę od strony kierowcy.
Zwietnie. Potrzebowałam gorącego prysznica, a nie obmycia się
gąbką, klubowych sandwiczy i kawy, innej niż z zaparzarki.
Wiedziałam, że jeśli pójdę do knajpki w mieście, będę przedmiotem
plotek, ale z Ashem stałabym się obiektem niesamowitych domysłów i
to bez względu na to, co zrobię.
Wciągnął powietrze i otworzył usta.
- Nieeeeee. - Długa, wyciągnięta sylaba, która zmieniła się po
chwili. - Nienienienienie! Z! Jedz z!
- Na rany Chrystusa... - Położyłam ręce na biodrach i poczułam się
jak tata, doprowadzony do ostateczności szwankującym silnikiem,
zbyt wściekły, żeby kląć, a to już o czymś świadczyło. - Nie pojedziesz
ze mną. Jadę tylko do miasteczka w dolinie, wrócę najpózniej za parę
godzin. Zostaniesz
z Gravesem. - No, w każdym razie miałam nadzieję, że Graves
nadal jest w okolicy. Bo jeśli poszedł do lasu i tam zabłądził... To
byłoby idealne zwieńczenie tego dnia. Tak czy inaczej, zostawiłam mu
lunch pod foliÄ… na stole.
Dotyk ćmił w mojej głowie, jakby w odpowiedzi na frustrację.
Miecze malaika były spore, a ja nie miałam kabury na żadną broń
ani cierpliwości, żeby zmajstrować jakąś uprząż. Poza tym nie
chciałam żadnych podejrzanych wybrzuszeń pod podkoszulkiem.
Tutejsi mieszkańcy na pewno zrozumieliby posiadanie broni, ale ja już
nie byłam jedną z nich.
Jeśli w ogóle kiedykolwiek byłam.
Ash wbił w ziemię bose pięty i rzucił mi twarde spojrzenie; w jego
tęczówkach rozgorzał ogień. Wysunął podbródek i mocniej zacisnął
ręce na klamce.
Naprawdę, gdy miał prawie dwa i pół metra wzrostu i był cały
owłosiony, sprawiał mniej problemów.
Spróbowałam mu wytłumaczyć.
- Zobacz, nawet się nie umyłeś, jesteś cały brudny. Ludzie będą się
gapić. - A jakbyś pytał, to wcale nie jest dobrze.
Jego okaleczony podbródek wysunął się jeszcze bardziej. Teraz, w
jasnym świetle, blizny były wyraznie widoczne, przypominały o tym, o
czym wolałabym nie pamiętać. Nadal miałam w oczach to, jak
próbował przemienić się w ludzką postać, jego szloch, gdy wreszcie
odzyskał ludzką krtań. To mogłoby się śnić po nocach... Gdybym nie
miała wielu innych koszmarów, to byłby numer pokazowy.
Ale teraz śniły mi się inne rzeczy. Takie, które mogą, ale nie muszą
się wydarzyć. Prawdziwe wizje, jak nazywała je babcia, i jak na razie
tak właśnie było.
Gdyby ona była martwa, ibn Alias, ja byłbym również. W tej scenie
było coś, czego nie rozumiałam, a nie miałam ani czasu, ani sił, żeby
spróbować zrozumieć, w czym rzecz. Tak czy inaczej, Christophe
podejrzewał, że żyję, a on nie był głupi. I już mnie kiedyś znalazł.
I teraz pewnie znów mu się uda. Będzie próbował ściągnąć mnie z
powrotem do Zakonu, gdzie było  bezpieczniej". Ale nic z tego.
Zupełnie nie podobał mi się pomysł, że ktoś z Zakonu mógłby
ponownie zdradzić mnie - albo, co nie daj Boże, Gravesa.
A na razie traciłam czas z na wpół złamanym wilkołakiem, który
nawet nie umiał mówić.
- O, do jasnej cholery! - Uniosłam ręce. - Wskakuj do środka. Ale
żadnych kłopotów, bo inaczej... - Nie dokończyłam, zostawiłam
grozbę w zawieszeniu. Co mogłabym mu zrobić? Absolutnie i zupełnie
nic. Cholera, gdy był wielki i kudłaty, nie miałam wyrzutów sumienia,
zamykając go w bezpiecznym miejscu i załatwiając swoje sprawy.
Ash nie tracił czasu, już siedział z tyłu, podskakując tak mocno, aż
jęczały sprężyny.
- Uspokój się - poleciłam. - Ten samochód będzie nam jeszcze
potrzebny.
Otworzyłam drzwi od strony kierowcy, przesunęłam wzrokiem po
łące zalanej słońcem. Ani śladu Gravesa. Zciana chmur na zachodzie
wskazywała na to, że niedługo zacznie lać, może będzie to wiosenna
burza, czyli dużo zabawy i błota. Czuło się to w wietrze, trawie i
drzewach, które jakby przeczuwały nadchodzący deszcz i uwalniały
zapach radości.
Dotyk poruszył się niespokojnie w mojej głowie. Poczułam smak
cytrusów, ale delikatny i na pewno nie gnijących. Nadchodziły
kłopoty, ale zbyt nieokreślone, żebym mogła podjąć jakieś kroki.
Najlepsze, co mogłam zrobić, to załatwić wszystko jak najszybciej,
żebyśmy w razie czego mogli w każdej chwili wyjechać.
Zostawiłam Gravesowi list pod talerzem.  Pojechałam do miasta,
niedługo wrócę. Dopilnuj ognia". Chciałam jeszcze dodać:
 Przepraszam", ale powstrzymałam się. Niby za co miałabym
przepraszać?
Na przykład za to, że przeze mnie został ugryziony i wciągnięty w
ten pieprzony bajzel. Ale przecież powiedział, że mu
to odpowiada. Czyli co, miałam przepraszać za to, że go lubię? Czy
za to, że został porwany i torturowany przez wampiry?
Graves lubił być częścią Prawdziwego Zwiata. Nie byłam pewna,
czy ja to lubiłam, ale wiedziałam, że wolę wiedzieć o jego istnieniu.
Czy byłam głupia?
Nie miałam teraz czasu, żeby się nad tym zastanawiać, poza tym i
tak nie mogłabym z tym nic zrobić. Odpaliłam silnik, Ash pisnął cicho
z radości.
- Siedz spokojnie i zapnij pasy - warknęłam. Posłuchał. Odkręcił
okno i przez całą tę podskakującą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl