[ Pobierz całość w formacie PDF ]

komnaty wyroczni, kłaniając się kilkakrotnie w pas, a ogniki pochodni podnosiły się i opadały, gdy wierni
naśladowali swego mistrza. Złote drzwi zamknęły się za nimi, odcinając obraz i dzwięk. Conan przemknął się
przez salę posłuchań do alkowy za tronem, ciszej ni\ wiatr, wiejąc przez komnatę.
Gdy otworzył ukryte drzwi, dostrzegł, \e z otworów w murze wydobywają się cienkie strumyki światła.
Wślizgnął się do niszy i zerknął do środka. Muriela siedziała na postumencie, wyprostowana, z zało\onymi
rękami, głową opartą o ścianę, kilka cali od jego oczu. Delikatny zapach jej włosów dotarł do jego nozdrzy.
Oczywiście, nie mógł widzieć jej twarzy, lecz był pewny, \e wyglądała jak pogrą\one w transie medium, które
widzi odległe otchłanie kosmosu, daleko, ponad ogolonymi głowami klęczących przed nią czarnych
olbrzymów. Conan uśmiechnął się z aprobatą. Z tej małej jest naprawdę wielka aktorka  pomyślał.
Wiedział, \e trzęsła się z przera\enia, ale nie dawała tego po sobie poznać. W niepewnym blasku pochodni
wyglądała zupełnie jak bogini, którą widział le\ącą na tym samym postumencie, o ile mo\na by ją sobie
wyobrazić pełną \ycia i werwy.
Gorulga grzmiącym głosem zaintonował jakiś psalm w nieznanym języku
 prawdopodobnie inwokację w prastarym języku Alkmeenonu, przekazywaną przez arcykapłanów z
pokolenia na pokolenie. Niecierpliwiący się Cymmerianin miał wra\enie, \e śpiew nigdy się nie skończy. Im
dłu\ej to trwało, tym bardziej zdenerwowana musiała być Muriela. Je\eli się załamie& Przesunął do przodu
swój miecz i sztylet. Nie mógłby patrzeć, jak czarni ludzie torturują i zabijają małą nierządnicę.
Strona 42
Howard Robert E - Conan wojownik
W końcu jednak głęboki, nieopisany złowieszczy przyśpiew dobiegł końca, co podkreślił głośny krzyk
aprobaty, jaki wydali ministranci. Unosząc głowę i wznosząc ramiona do cichej postaci na postumencie,
Gorulga zawołał głębokim, dzwięcznym głosem, który stanowił naturalny atrybut kapłana Keshanu:
 O wielka bogini, mieszkająca z wielkimi ciemnościami, pozwól swemu sercu stopnieć, a wargom swym
otworzyć się dla uszu niewolników twoich, le\ących z głowami w pyle u twych stóp! Przemów, o wielka bogini
świętej doliny! Ty znasz ście\ki naszego przeznaczenia; ciemność tajemna dla nas jest, jak światło słońca w
południe dla ciebie. Oświeć światłem twej mądrości ście\ki sług twoich! Powiedz nam, o głosie bogów, jaka
jest ich wola względem Stygijczyka Thutmekriego!
Wysoko upięta, połyskliwa masa włosów drgnęła lekko w przyćmionym miedzianym świetle pochodni.
Czarni westchnęli gwałtownie, ju\ to z podziwu, ju\ to ze strachu. Głos Murieli doleciał wyraznie do uszu
Conana; wydał mu się zimny, obojętny i bezosobowy, z\ymał go wcią\ wyrazny koryncki akcent.
 Wolą bogów jest, by Stygijczyka i jego shemickie psy wypędzono z Keshanu!
 powtarzała dokładnie jego słowa.  To złodzieje i zdrajcy spiskujący, by obrabować bogów. Niechaj
Zęby Gwalhura będą oddane w opiekę generałowi Conanowi. Niech on poprowadzi armie Keshanu. On jest
ulubieńcem bogów.
Głos jej lekko zadr\ał pod koniec i Conan zaczął cię pocić, pewien, \e była bliska załamania. Jednak czarni
nie zwrócili na to uwagi, ani na korycki akcent, którego nie znali. Z cichym klaśnięciem zło\yli dłonie, wydając
okrzyk zdumienia i podziwu. Oczy Gorulgi błyszczały fanatycznie w świetle pochodni.
 Yelaya przemówiła!  zakrzyknął podniosłym głosem  Taka jest wola bogów! Dawno temu, za dni
naszych przodków, klejnoty ogłoszono tabu i ukryto na rozkaz bogów, którzy wyrwali je ze strasznej paszczy
Gwalhura  króla ciemności, w dniu narodzin świata. Na rozkaz bogów Zęby Gwalhura zostały ukryte; na ich
rozkaz zostaną wydobyte ponownie. O niebiańska bogini, pozwól nam udać się do miejsca ukrycia Zębów, by
zabezpieczyć je dla tego, kogo miłują bogowie!
 Zezwalam wam odejść!  odpowiedziała fałszywa bogini z władczym, odprawiającym gestem, który
wywołał uśmiech Conana. Kapłani wycofali się tyłem. Strusie pióra i pochodnie wznosiły się i opadały w
rytmie ich pokłonów. Złote drzwi zamknęły się, a bogini z jękiem opadła na postument.
 Conanie!  wyjęczała słabo  Conanie!
 Tss!  syknął przez otwory, obrócił się, wyślizgnął z niszy i zamknął płytę. Rzut oka przez rzezbione
drzwi ukazał mu kapłanów, wychodzących z wielkiej sali tronowej. Jednocześnie uświadomił sobie, \e blask,
jakim sala była wypełniona, nie pochodził od pochodni. Zaniepokoił się, ale wyjaśnienie przyszło natychmiast.
Właśnie wstał wczesny księ\yc i to jego światło padało przez otwory w kopule, która jakąś przedziwną sztuką
miała dar wzmacniania promieni świetlnych. Zwiecąca kopuła Alkmeenonu nie była więc bajką. Zapewne
pokryto jej wnętrze dziwnym, białawo płonącym kryształem wydobywanym tylko w górach czarnych krain.
Zwiatło wypełniało salę tronową i sączyło się do przylegających komnat. Conan ruszył w kierunku drzwi,
wiodących do sali tronowej, zawrócił jednak na głos, który zdawał się dochodzić z przejścia do alkowy.
Przyczaił się u wejścia mając jeszcze w pamięci dzwięk gongu, który zwabił go w pułapkę. Zwiatło kopuły
sączyło się do nader skąpej części wąskiego korytarza, ukazując mu tylko pustą przestrzeń. Mimo to byłby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl