[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czemu nie wrzucisz tam pułkownika Campbella w ubraniu? Jestem pewien, że
Deety i Hilda ci pomogą. Może Hazel również.
 Chwileczkę!  sprzeciwiłem się.
 Beksa lala!
 Pułkowniku, nie zrobimy ci tego! Tato żartuje.
 Niech mnie cholera, jeśli żartuję.
 Wrzućcie najpierw tatę, dla wprawy. Jeśli nic mu się nie stanie, poddam się
bez oporu.
 Blert!
 Ty siÄ™ w to nie wtrÄ…caj!
 Janie, dziecko.
 SÅ‚ucham, tato?
 Sprawdz, ile osób zamawia cocktail truskawkowy, hotdogi czy ich nędzne
imitacje. Gdy będziesz to robić, ja zostawię ubranie w szafce i pułkownik zrobi
to samo, jeśli ma rozum. Pułkowniku, to rozbestwiona banda szczególnie w tej
kombinacji: Hilda, Deety, Hazel i Janie. Mieszanka wybuchowa. Kto siÄ™ zajmie
kotkiem?
W godzinę pózniej Dora (błękitne światełko) zaprowadziła nas do naszego po-
koju. Hazel niosła kotka i jeden spodek, ja ubranie, drugi spodek, moją laskę i jej
torebkę. Odczuwałem miłe zmęczenie i z niecierpliwością oczekiwałem chwili,
gdy pójdę do łóżka ze swą żoną. Zbyt już długo nie było jej w moim łóżku. Z mo-
jego punktu widzenia przepuściliśmy tylko dwie noce. . . niedużo dla starego mał-
żeństwa, ale o wiele za dużo jak na miesiąc miodowy. Morał brzmi: nie pozwól,
301
żeby na ciebie napadali podczas miesiąca miodowego.
Z jej punktu widzenia upłynął. . . miesiąc?
 Najlepsza z dziewcząt, ile to już dni? To pole lete całkiem pomieszało mi
poczucie czasu.
Hazel zawahała się.
 Tutaj upłynęło trzydzieści siedem tercjańskich dób. Tobie jednak powinno
się wydawać, że to tylko jedna noc. Raczej dwie, bo kiedy wczoraj przyszłam do
łóżka, chrapałeś już. Przykro mi. Możesz mnie znienawidzić, ale niezbyt mocno.
Oto nasza maleńka izdebka.
( Maleńka izdebka , dobre sobie! Pokój był większy niż mój luksusowy apar-
tament w  Złotej Regule i bardziej bogato urządzony, miał też większe i lepsze
łóżko).
 %7łono, kąpaliśmy się w bawialni Lazarusa przypominającej Tadż Mahal.
Nie muszę już zdejmować korkowej nogi, zajmę się więc wszystkim, czego wy-
maga ten z kolei Tadż Mahal. Jeśli masz coś do roboty, zrób to. Tylko szybko, bo
mam ochotÄ™!
 Nie mam nic. Musimy jednak zająć się Pikselem.
 Ustawimy jego spodki w odświeżaczu, zamkniemy go i wypuścimy potem.
Tak też zrobiliśmy. Poszliśmy do łóżka i było nam cudownie, zaś szczegóły to
nie wasz interes.
W jakiś czas pózniej Hazel powiedziała:
 Nie jesteśmy sami.
 Jesteśmy razem.
 Chciałam powiedzieć, że mamy towarzystwo.
 Zauważyłem. Wdrapał mi się wtedy na łopatki, ale byłem zajęty, a on pra-
wie nic nie waży, nie wspominałem wiec o tym. Czy mogłabyś go złapać, żeby
się nie stoczył i nie uległ zmiażdżeniu, podczas gdy się z tobą rozłączę?
 Dobra, ale nie ma się co spieszyć. Richard, dobry z ciebie chłopak. Piksel
i ja postanowiliśmy, że zatrzymamy ciebie.
 Tylko spróbuj się mnie pozbyć! Nie dasz rady. Kochanie, użyłaś dziwnego
sformułowania. Powiedziałaś, że tutaj upłynęło trzydzieści siedem tercjańskich
dób.
Spojrzała na mnie z powagą.
 Richard, dla mnie trwało to dłużej.
 Tak też myślałem. Jak długo?
 Około dwóch lat. Ziemskich.
 Niech mnie cholera!
 Ale, najdroższy, gdy byłeś chory, codziennie zaglądałam do domu. Trzy-
dzieści siedem razy odwiedzałam cię rankiem w szpitalu, tak jak obiecałam. Za
każdym razem mnie rozpoznawałeś. Uśmiechałeś się i sprawiałeś wrażenie, że
302
mój widok sprawia ci radość. Ale, oczywiście, pole lete sprawiało, że zapomi-
nałeś natychmiast każdą chwilę. Każdego wieczora wyjeżdżałam po raz kolejny
i wracałam pózniej tego samego dnia. Każdorazowo byłam nieobecna przez śred-
nio trzy tygodnie. Ten rozkład nie był trudny dla mnie, ale Gay Deceiver odbywała
każdego popołudnia dwie podróże. Załogę stanowiły albo dwie pary blizniaków,
albo grupa Hildy. Możesz mi pozwolić się podnieść, najdroższy. Trzymam Piksela
bezpiecznie.
Przybraliśmy nowe, wygodne pozycje.
 Co robiłaś, że cię tak długo nie było?
 Praca w terenie dla Korpusu Czasowego. Badania historyczne.
 Chyba wciąż nie rozumiem, czym się zajmuje ten Korpus Czasowy. Czy
nie można było zaczekać miesiąc, żebyśmy zrobili to razem? A może patrzę na to
ze złej strony?
 Tak i nie. Sama prosiłam o to zadanie, Richard. Starałam się prześledzić,
co się stanie po tym, jak wspólnie zabierzemy się do uratowania Adama Selene.
Mike a Komputera.
 I czego się dowiedziałaś?
 Niczego. Za cholerę. Zdołaliśmy znalezć jedynie dwie linie czasu biegnące
od tego wydarzenia, które stanowi punkt rozwidlenia. Ty i ja stworzyliśmy obie
przyszłości. Przeszukałam cztery następujące po tym stulecia: na Lunie, na starej
glebie, w kilku koloniach i osiedlach. Wszyscy twierdzą, że nam się udało albo
że zginęliśmy podczas próby, albo nie wspominają o tym w ogóle. To ostatnie
zdarza się najczęściej. Większość historyków nie wierzy, że Adam Selene był
komputerem.
 Cóż. . . nie jesteśmy w gorszej sytuacji niż przedtem. Prawda?
 Prawda. Musiałam to jednak sprawdzić. I chciałam to zrobić, zanim się
obudzisz. To jest zanim wyjdziesz spod pola lete.
 Czy wiesz, mała osóbko, że mam o tobie jak najlepsze zdanie? Troszczysz
się o swego męża. I o koty. I o innych ludzi. Hmm. . . Nie, to nie mój interes.
 Gadaj, kochanie, albo będę łaskotać.
 Nie groz mi, bo ciÄ™ zabijÄ™.
 Na własne ryzyko. Gryzę. Posłuchaj, Richard, czekałam na to pytanie. To
jest pierwsza chwila, gdy jesteśmy tylko we dwoje. Chcesz się dowiedzieć, jak
stara, niewyżyta Hazel wytrwała w cnotliwej wierności przez dwa bolesne lata.
A raczej nie wierzysz, by wytrwała, lecz jesteś zbyt uprzejmy, by to powiedzieć.
 A niech cię piorun strzeli! Posłuchaj, kochanie. Jestem Lunakiem i wy-
znaję lunackie wartości. Miłością i seksem rządzą nasze panie. My, mężczyzni,
akceptujemy ich decyzje. Tylko taki układ może zapewnić szczęście. Jeśli chcesz
się trochę pochwalić, to proszę bardzo, jeśli nie, zmieńmy temat, ale nie oskarżaj
mnie o ziemniackie przywary.
303
 Richard, najbardziej mnie wkurzasz wtedy, gdy starasz się być najbardziej
rozsÄ…dny.
 Czy chcesz, żebym cię przepytał?
 To byłoby uprzejme.
 Powtórz to trzy razy.
 Powtarzam to trzy razy, a to, co powtarzam trzy razy, jest prawdÄ….
 Zajrzałaś na koniec książki. W porządku, przejdę do sedna. Jesteś człon-
kiem Rodziny Longów, nie?
Złapała oddech.
 Dlaczego tak sÄ…dzisz?
 Nie wiem. Naprawdę nie wiem. To przez mnóstwo drobiazgów, z których
żaden sam z siebie nic nie znaczył i których z reguły nie zatrzymywałem w pa-
mięci. Jednakże w pewnej chwili, dziś wieczorem, gdy rozmawiałem z Jake iem,
zauważyłem, że uważam to za oczywiste. Czy jestem w błędzie? Westchnęła.
 Nie, masz rację. Nie miałam jednak zamiaru obciążać tym ciebie już teraz.
Rozumiesz, wzięłam urlop z Rodziny i w tej chwili nie jestem jej członkiem. I nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl