[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogłosić bankructwo. Niewiele pomogła świadomość, że sam był sobie winien, zaufał bo-
wiem ludziom, z którymi się zaprzyjaznił.
Sądził, że chłód Heleny wynika z niepokoju o pieniądze. On sam był przerażony.
Wiedział, jakie to ryzyko pozwać przed sąd znany zespół rockowy, lecz przecież nie miał
wyjścia. W obliczu trudności Helena go opuściła. Przywykła do łatwego życia, którego
nie mógł jej dłużej zapewnić. Oznajmiła, że potrzebuje przestrzeni, i wyniosła się z do-
mu, by  stanąć na własnych nogach".
W krótkim czasie związała się ze znanym producentem telewizyjnym, który obda-
rzył ją luksusem. Gdy Mark wygrał sprawę w sądzie i odbudował firmę, próbowała do
niego wrócić, ale nie odbierał jej telefonów. Skoro nie potrafiła go wspierać w ciężkich
chwilach, gdy mieszkał w ciasnym mieszkanku, żywiąc się fasolą i grzankami, opusz-
czony przez tak zwanych przyjaciół, to nie zasługiwała na jego uczucie.
Z ponurą satysfakcją stwierdził, że postawiła na bardzo złego konia. W efekcie
rozwodu sąd przyznał jej połowę długów Marka i żadnego innego majątku. Gdyby trochę
poczekała, byłaby bogata.
Zaczęło mżyć, krople na przedniej szybie zbierały się w wąskie strumyczki. Mark
włączył wycieraczki.
Skręcił z głównej szosy na węższą drogę lokalną i starał się skupić na jezdzie.
Aston prowadził się jak marzenie. Zazwyczaj nie miał okazji się tym cieszyć, pędząc jak
R
L
T
najszybciej z punktu A do B, skoncentrowany na celu, nie na samej podróży. Obecność
Ellie sprawiła, że zapragnął smakować nowe doświadczenie.
Wyprawa do supermarketu okazała się dość zabawna. Na neutralnym terytorium
oboje zachowywali się znacznie swobodniej. Ellie wyraznie się rozluzniła. Z przyjemno-
ścią kroczył za nią alejkami, pchając przed sobą wózek, podczas gdy Ellie zdejmowała z
półek pudełka i słoiki.
Mżawka przeszła w deszcz. Trzeba się będzie pospieszyć, jeśli chcą dotrzeć do
domu, zanim się rozpada na dobre. Zadowolony pomruk silnika skłaniał do szybszej
jazdy. Mimo wijącej się drogi auto gładko pokonywało znajome zakręty. Mark zerknął
na Ellie. Siedziała ponuro zapatrzona przed siebie.
Wyszedł z kolejnego zakrętu na długi prosty odcinek i dodał gazu. Silnik ryknął z
ochotą. Aston kochał pęd.
Niebo pociemniało, rosnące wzdłuż drogi krzaki dzikiej róży zdawały się z za-
zdrością wyciągać gałęzie w stronę samochodu. Powietrze we wnętrzu nisko zawieszo-
nego sportowego wozu było naelektryzowane. Zmieniając biegi, niemal spodziewał się
trzasku odzianych w dżinsy ud Ellie, gdyby musnął je wierzchem dłoni. Z zarośli z szu-
mem skrzydeł poderwał się bażant. Ellie wydała zdławiony krzyk i kurczowo chwyciła
fotel. Przyhamował i zwrócił się do niej, chcąc ją uspokoić.
- Mark... - szepnęła.
- Wszystko w porzÄ…dku. Niepotrzebnie...
- Mark, błagam!
Przestraszył się nalegania w jej głosie. Jej twarz zastygła w wyrazie przerażenia.
Spojrzał przed siebie i zobaczył traktor wyjeżdżający z zasłoniętej przez krzaki bramy.
Mocniej wcisnął hamulec i zwolnił na tyle, by go przepuścić, po czym wyminął go i
znów przyspieszył.
- Zatrzymaj samochód - powiedziała cicho.
- Już prawie jesteśmy w domu.
- Powiedziałam: zatrzymaj samochód. Chcę wysiąść.
R
L
T
Mark zrobił zdziwioną minę, gdy zaczęła gmerać przy klamce, i szybko zjechał na
pobocze. Zanim aston zdążył stanąć, odpięła pas i chwiejnie wysiadła, wdychając hau-
stami wilgotne powietrze. Trzęsła się jak osika.
Mark siedział jak sparaliżowany, zbyt zdumiony, by się poruszyć. Po chwili do-
szedł do siebie i pobiegł za Ellie. Wkrótce ją dogonił; szła niezbyt przytomna wiejską
drogą. Chwycił ją za nadgarstek i mocno pociągnął. Sięgała mu głową do brody i przez
chwilę, zanim go nie odepchnęła, stała wtulona w niego.
Powinien był pamiętać, że jak na kobietę tak drobną była zaskakująco silna. Zdołał
ją znowu złapać, nim chwiejnie odbiegła środkiem drogi.
- Poprosiłam, żebyś zatrzymał samochód! - krzyknęła z furią.
Wymachiwała wolnym ramieniem, usiłując mu się wyrwać.
Mark gapił się na nią. Co się z nią dzieje? Dlaczego tyle krzyku o jeden głupi trak-
tor? Nie potrafiąc sobie tego wytłumaczyć, trzymał ją delikatnie, by nie wybiegła na
jezdnię. Udało jej się częściowo wyrwać, choć drugą rękę trzymała na sercu, oddychając
z trudem.
Wtem ciszę rozdarł dzwięk klaksonu i Mark pociągnął Ellie do siebie, usuwając się
z drogi nadjeżdżającego auta. Oparł się plecami o kłujące gałęzie przydrożnych krzaków
i ciężko dyszał. Ellie stała z twarzą wciśniętą w jego tors. Czuł, że spazmatycznie otwiera
i zamyka usta, ale nie wydobywał się z nich żaden dzwięk. Zacisnęła dłonie w pięści i
uderzyła go w klatkę piersiową, raz, potem drugi, coś mamrocząc.
Jak zwykle nie miał pojęcia, co się tu rozgrywa, jedno natomiast było pewne: czy
była tego świadoma, czy nie, na pewno go teraz potrzebowała. Musiała się na kogoś roz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl