[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogromna ochote rzucic bombe prosto w piers Fabrizia i zobaczyc, jak ten pada skoszony. Wyluzuj,
powiedzial sobie, to po prostu dzieciak, ktory sie bawi.
Potem Sam zwymyslal Fabrizia za niechlujne bieganie sciezek i chlopak nadasal sie jak dziecko. Jeszcze
kilka dluzszych podan, po czym Sam zebral obrone, zeby omowic podstawowe akcje. Nino kucnal nad
pilka, a Rick, aby uniknac powybijania palcow, zaproponowal, zeby przecwiczyli wolno kilka snapow 44.
Nino przyznal ze to doskonaly pomysl, ale kiedy dlonie Ricka dotknely jego tylka, drgnal. Nie byl to
zdecydowany ruch, nic, co daloby sedziemu powod do rzucenia flagi 45 za falstart 46 lub spalony 47, ale
wyrazny skurcz posladkow, jak u ucznia, ktory za chwile ma otrzymac solidnego klapsa gruba drewniana
linia. Byc moze to nerwowa reakcja na nowego quarterbacka, pomyslal Rick. Przy nastepnym snapie
Nino ustawil sie nad pilka. Rick pochylil sie nieco do przodu, wsunal rece tuz pod jego siedzenie,
dokladnie tak, jak robil to od gimnazjum, i znow przy dotknieciu posladki Nina odruchowo sie zacisnely.
Snapy byly wolne, delikatne i Rick od razu sie zorientowal, ze potrzeba wiele czasu, zeby poprawic
technike Nina. Tak powolne wprowadzenie pilki do gry zmarnowaloby chwile, gdy running backowie
rzucaja sie w swoje dziury 48, a skrzydlowi ruszaja w glab pola.
Przy trzecim snapie palce Ricka dotknely czulego miejsca Nina niezwykle delikatnie i najwyrazniej ten
subtelny kontakt byl o wiele gorszy niz uderzenie otwartymi dlonmi. Oba posladki wyprezyly sie
bolesnie. Rick zerknal na Sama i powiedzial szybko:
-Mozesz mu kazac rozluznic dupe?
Sam odwrocil sie, by ukryc usmiech.
-Jakis problem? - spytal Nino.
-Mniejsza z tym - powiedzial Rick.
Sam dmuchnal w gwizdek, wywolal zagrywke najpierw po angielsku, potem po wlosku. To byl prosty
bieg w prawo przy skrajnym liniowym. Sly odebral handoff 49 a Franco przebijal sie przez dziure jak
buldozer.
-Kadencja? - zapytal Rick, kiedy liniowi ustawili sie na miejscach.
-Down, set, hut 50 - odparl Sam. - Po angielsku.
Nino, ktory najwyrazniej nieoficjalnie zajmowal stanowisko trenera linii ataku, sprawdzil pozostalych
zawodnikow linii, a potem przykucnal nad pilka i przygotowal posladki. Rick dotknal ich, i wrzasnal:
-Down! - Drgnely i Rick pospiesznie dodal: - Set, hut.
Franco zawarczal jak niedzwiedz, rzucil sie do przodu z pozycji trzypunktowej 51, a nastepnie
gwaltownie skrecil w prawo. Linia ruszyla do przodu, ciala wyprostowaly sie gwaltownie, rozlegl sie
grozny pomruk, jakby na boisku znajdowaly sie znienawidzone Lwy z Bergamo. Rick czekal cala
wiecznosc, az dostanie pilke od swojego centra. Byl juz pol kroku z tylu, kiedy w koncu ja zlapal,
odwrocil sie i rzucil do Slya, ktory biegl tuz za plecami Franca.
Sam gwizdnal, krzyknal cos po wlosku, a potem po angielsku:
-Zrobcie to jeszcze raz! - A potem jeszcze raz i znowu.
Po dziesieciu snapach wlaczyl sie Alberto, by pokierowac linia ataku, a Rick napil sie wody. Usiadl na
kasku i wkrotce powedrowal myslami do innych druzyn, na inne boiska. Treningowa harowka wszedzie
jest taka sama, przyznal. Od Iowa przez Kanade do Parmy, na wszystkich przystankach, w kazdym
jezyku, najgorsza czescia gry byla otepiajaca praca nad kondycja fizyczna i powtarzanie kolejnych
zagrywek.
Bylo pozno, kiedy Alex znowu przejal wladze, i przy akompaniamencie krotkich ostrych gwizdkow znow
rozpoczely sie czterdziestojardowe biegi. Zarty i przycinki sie skonczyly. Nikt sie nie smial ani nie
krzyczal. Biegali wolniej po kazdym gwizdku, ale nie na tyle wolno,
by wkurzyc Aleksa. Po kazdym sprincie wracali do linii pola punktowego, odpoczywali i startowali
znowu.
Rick obiecal sobie przeprowadzic nastepnego dnia powazna rozmowe z trenerem. Prawdziwi
quarterbackowie nie biegaja, powtarzal sobie zdegustowany.
Pantery mialy cudowny potreningowy rytual - kolacje z pizza i piwem w Polipo, malej restauracji przy
Via La Spezia na skraju miasta. O dwudziestej trzeciej trzydziesci wiekszosc zawodnikow juz sie zjawila,
swiezo spod prysznicow. Niecierpliwie oczekiwali rozpoczecia sezonu. Gianni, wlasciciel, posadzil ich w
kacie z tylu sali, zeby zbytnio nie przeszkadzali. Zebrali sie przy dwoch dlugich stolach i mowili wszyscy
naraz. Kilka minut po zajeciu miejsc dwoch kelnerow przynioslo dzbany z piwem i kufle, zaraz potem
pojawili sie kolejni, niosac najwieksze pizze, jakie Rick widzial. Siedzial u konca stolu, miedzy Samem a
Slyem. Nino wstal, zeby wzniesc toast. Najpierw mowil szybko po wlosku i wszyscy patrzyli na Ricka, a
potem nieco wolniej po angielsku.
-Witamy w naszym malym miescie, panie Reek, mamy nadzieje, ze znajdzie pan tu dom i zdobedzie dla
nas Super Bowl. - Rozlegla sie salwa okrzykow, oproznili kufle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl