[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uważam, że nie należy mieszać życia zawodowego z prywatnym.
R
L
T
- Dlaczego? Właśnie to teraz robimy. Ja świetnie się bawię, a ty nie?
- Tak, ale... - Zawahała się, jakby szukała słów. Ona chce powiedzieć, że jeste-
śmy z różnych światów,
pomyślał. To prawda, wychowali się w innych środowiskach, obracają się w
innych kręgach, inaczej żyją, ale czy -to ważne? Nie dla niego. Dla niej chyba
tak. Wiele razy widział na jej twarzy dezaprobatę dla trybu życia, o jaki go po-
dejrzewała. Jest głęboko przekonana, że wszystko ich dzieli. Ale on po raz
pierwszy czuje się tak dobrze w towarzystwie kobiety. I żadnej tak nie pragnął
jak jej teraz.
- Nie możemy się umówić i razem przyjemnie spędzić czasu? Jak przyjaciele?
- dodał pospiesznie, doskonale wiedząc, że wcale nie chce z nią tylko się przy-
jaznić. - Czy to nas do czegoś zobowiązuje? Nikt nikomu niczego nie zamierza
obiecywać. Po prostu dwoje ludzi się spotyka, żeby lepiej się poznać.
- Przelotne miłostki to nie moja specjalność - wykrztusiła. - Wiem, że to staro-
świeckie, ale taka jestem. Nie zmienię się, żeby ci się podobać.
- Wcale tego nie oczekuję. Nie zamierzam wabić cię do łóżka. - Uśmiechnął
się na myśl, że mógłby trzymać w ramionach nagą Rose. - Obiecuję, że będę się
zachowywał jak przystało na dżentelmena. Coś mi podpowiada, że przydałaby ci
siÄ™ bratnia dusza.
- Mam wiele bratnich dusz. - Omiotła gestem całą salę.
- Przyjaciół nigdy za wiele - stwierdził. - No, nie mów nie. Jeśli nie potrzebu-
jesz przyjaciół, to przynajmniej na jakiś czas zapomnisz o pracy. - Zniżył głos. - I
o tym, co dzieje siÄ™ w domu.
Gdyby chodziło tylko o to... Ale przecież obiecała sobie cieszyć się z życia. Na
przykład, jak tego wieczoru. Mimo że Jack już dawniej namawiał ją, by zaśpie-
wała dla publiczności, zawsze odmawiała, przerażona taką perspektywą. Ale dzi-
siaj przypomniała sobie o swojej obietnicy, więc przemogła strach.
Zamknęła oczy, by sobie wyobrazić, że siedzi sama w swoim pokoju, a kiedy
zaczęła śpiewać, zapomniała o lęku. W tęskną pieśń włożyła całe serce, przelała
cały smutek z powodu utraconej przyszłości. Odczuła wtedy wielką ulgę. Entu-
zjazm słuchaczy był dla niej wielkim zaskoczeniem, bo prawie zapomniała, że
śpiewa dla pełnej sali.
R
L
T
Gdy uniosła powieki, napotkała jego wzrok. Wpatrywał się w nią... z uwielbie-
niem? Zaskoczeniem? Zrobiło się jej dziwnie, i to nie z powodu choroby. Nie
wiadomo dlaczego w jego obecności czuła, że może wszystko. Na moment za-
brakło jej tchu. Ale to nie może się wydarzyć. Nie ma tego w jej planach. Nie jest
jej dana przyszłość z Jonathanem, ale też i on jej tego nie proponuje.
Podała mu dłoń, a on rzucił jej zdziwione spojrzenie, po czym delikatnie zaci-
snął palce na jej ręce. Przeszył ją dreszcz. Niczego tak bardzo nie pragnęła, jak
znalezć się w jego ramionach. Poczuć smak jego warg. Zatracić się w nim, choć-
by na krótko.
- Poddaję się. Pójdę z tobą na to jutrzejsze przyjęcie. - Pokiwała mu palcem
przed nosem. - Ale tylko dlatego, że nigdy nie byłam na imprezie na jachcie.
Uśmiechnął się.
- Jeśli to jest twój główny argument, to będę cię kusił jeszcze mnóstwem róż-
nych innych imprez.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Rano lało jak z cebra. Na myśl, co ją czeka tego dnia, poczuła skurcz żołądka.
Gdyby nie to, że przyrzekła sobie trzymać się wytyczonego planu, znalazłaby ja-
kiś pretekst, żeby się wykręcić. Po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, czy się
nie oszukuje.
To nie nakaz, by póki może, czerpać z życia, ile się da, lecz fakt, że centrum
tego życia, dla niej kusząco niedostępnego, jest Jonathan. Kto wie, jak długo bę-
dzie istniał w jej życiu? A ona chce spędzić z nim każdą minutę, żeby zbierać
wspomnienia, które będą jej musiały wystarczyć do końca życia.
Krytycznie przeglądała swoją garderobę. W czym się przychodzi na party na
jachcie? Ostatecznie zdecydowała się na niezawodną małą czarną. Wkładała ją
zawsze, gdy nie wypadało wystąpić w dżinsach lub spódnicy. Zaletą tej kreacji
był krój, który sprawiał, że jej przesadnie szczupła sylwetka nabierała kobiecych
kształtów.
Nim się umyła i ubrała, wyszło słońce. Być może ten dzień nie okaże się kom-
pletnym fiaskiem.
Przyjechał po nią Jonathan. Prezentował się bosko. Na jej widok aż zagwizdał,
a ona nagle poczuła się skrępowana, nawet się zaczerwieniła.
Pierwszą niespodzianką był fakt, że jacht nie jest zacumowany na Tamizie.
Widząc jej zaskoczenie, Jonathan wybuchnął śmiechem.
- Mało kto trzyma łodzie na Tamizie. Nasz jacht czeka na nas u wybrzeży wy-
spy Wight. Przyślą po nas śmigłowiec.
Tylko tak się podróżuje w tych kręgach? Dlaczego nie samochodem? Jasne,
trudno samochodem dojechać na wyspę. Rozbolała ją głowa. Po kiego licha
przyjęła to zaproszenie? Na pewno nie będzie się tam dobrze czuła.
ZerknÄ…Å‚ w jej stronÄ™.
R
L
T
- Chyba się nie rozmyślisz? - zapytał poważnym tonem.
Już miała na końcu języka, że tak, że prosi, by wysadził ją przy najbliższej sta-
cji metra, ale się powstrzymała. Przecież przyrzekła sobie, że postara się żyć bar-
dziej ryzykownie, więc nie może się wycofać ze strachu, że będzie odstawać od
reszty towarzystwa. Co złego może ją tam spotkać? Jeśli ją kompletnie zignoru-
ją... %7łabką popłynie z powrotem do Londynu?
- Obiecuję, że będę się tobą opiekował - odezwał się. - Oni są całkiem mili.
Jest wśród nich paru oszołomów, ale niegroznych.
Westchnęła zrezygnowana. Przecież mając Jonathana, nie będzie skazana na
samÄ… siebie.
Takiego jachtu jeszcze nie widziała. Przede wszystkim był ogromny, niewiele
krótszy od boiska piłkarskiego. W promieniach słońca połyskiwał bielą lin i sre-
brzystÄ… stalÄ….
Na pokładzie było już sporo gości, część w bikini i kąpielówkach, część w
dżinsach lub szortach i kolorowych koszulkach. Poczuła się przesadnie wystrojo-
na, ale też pomyślała, że nigdy w życiu nie włożyłaby kostiumu kąpielowego na
przyjęcie, zwłaszcza o tej porze roku.
Gdy wkroczyli na pokład, podano im drinki. Upiła łyczek, skrzywiła się,
upewniła, że nikt na nią nie patrzy, po czym wylała go za burtę. Za wcześnie na
szampana.
Chwilę pózniej, ku jej niezadowoleniu, Jonathan zniknął jej z oczu. Tyle warte
są jego obietnice. Prawdę mówiąc, skąd miał wiedzieć, jak bardzo jest onieśmie-
lona i skrępowana? Oparła się o reling, by się zastanowić, kiedy wypada poże-
gnać takie grono. Czuła, że powinna się przedstawić innym gościom, ale jej palce
odmawiały puszczenia poręczy.
- Cześć. - Z zadumy wyrwał ją męski głos. - Kto ty jesteś?
Odwróciła się gwałtownie. Stał przed nią wysoki blondyn i przyglądał się jej
lekko mętnym wzrokiem. Wyraznie przesadził z szampanem.
R
L
T
- Rose Taylor, pielęgniarka Jonathana - odpowiedziała, uprzejmie, podając mu
dłoń.
- Miło mi cię poznać, Rose Taylor, pielęgniarko Jonathana. Jestem Henry, a to
jest bankiet mojej siostry.
Rozejrzała się, sprawdzając wzrokiem, która z eleganckich kobiet wygląda na
jego siostrę. Dostrzegła głowę Jonathana ponad wianuszkiem zasłuchanych ko-
biet. Jakby wyczuwając jej spojrzenie, popatrzył na nią, pytająco unosząc brwi.
Nieznacznie pokręciła głową. Teraz, gdy ktoś z nią rozmawiał, nie czuła się sa-
motna jak palec.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plytydrogowe.keep.pl
Anne Cain Pawprints 1 Pawprints
Anne McCaffrey Ship 07 The Ship Avenged
Rice Anne Spiaca Krolewna 2. Kara Dla Spiacej Krolewny
Anne Hampson Love Hath an Island [HR 1522, MBS 135, MB 494] (pdf)
Anne Perry [Pitt 22] Southampton Row (pdf)
Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyło
Boge Anne Lise Grzech pierworodny 03 Wyznanie
155._Herries_Anne_ _Ukochany_nicpoń
Long Julie Anne Nieuchwytny książe
Anne Rice 2. Kara dla Śpiącej Królewny