[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Sądzi pan?  potraktowała rzecz poważnie, lecz po chwili dodała:  Niech panu się nie zdaje, że
zależy mi na szybkim zamążpójściu. Jestem niezależna i dobrze mi z tym.
Wysiedli na ostatnim przystanku metra przy bulwarze Ornano. Prawie natychmiast po wyjściu ze stacji
znalezli siÄ™ na targowisku przypominajÄ…cym dawne warszawskie ciuchy na Skaryszewskiej, tylko dwudzie-
stokrotnie większym. Przechodzili wolno między straganami pełnymi różnej tandety. Było tu wszystko. Ta-
niutkie sweterki i guma do żucia. Fałszywe antyki i ordery III Republiki. Klucze pasujące do wszystkich
drzwi i breloczki z całego świata. Duże skrzynie z przedmiotami, w których można przebierać przez cały
dzień. Stragany obwieszone były tysiącami kurtek ze skóry i skaju. Dżinsami można by otoczyć równik.
Wszystko było do kupienia o połowę taniej, jeśli tylko starczy energii i czasu na targowanie się. Elżbieta
Szymańska zatrzymywała się co jakiś czas przed straganami pełnymi spódnic, kamizelek i kurtek. Paweł
delikatnie, lecz stanowczo sterował jej łokciem nie dopuszczając do zbyt długich postojów. Przeciskali się
przez tłum, w którym oprócz sprzedających i kupujących kręcili się rozmaici sztukmistrze prezentując poły-
kanie żyletek, taniec z wężami czy grę w trzy karty. Paweł zorientował się, że mogliby w ten sposób chodzić
bez końca, ten gigantyczny plac liczył kilka kilometrów.
 Co pani sądzi o odpoczynku u poczciwego Gastona? To już chyba gdzieś niedaleko?
Szymańska z obłędem w oczach wyszukująca nowe modele sukienek spojrzała na niego ze zdziwie-
niem.
 Jakiego Gastona? Ach, racja. Oczywiście możemy tam iść.
Teraz ona sterowała w tłumie w stronę rue dc Panama. Była to mała uliczka zapchana samochodami,
znajdująca się w bliskim sąsiedztwie słynnej Goutte d'Or, ulicy, na którą nawet Niemcy-w czasie okupacji
odważali się wjeżdżać tylko samochodami. Właśnie z tą dzielnicą miała wieczne kłopoty paryska policja.
Przeszli z pięćdziesiąt metrów, kiedy Paweł dostrzegł żółty szyld z wielkimi niebieskimi literami  Chez Ga-
ston".
Weszli do środka. Właściciel musiał być kiedyś bokserem, gdyż ściany obwieszone były zdjęciami i
dyplomami z walk bokserskich. Gaslon, jeżeli jeszcze żył, nie był młodymi człowiekiem, postacie na zdję-
ciach pozowały w dziwnych strojach bez rękawic, najdziwniejsze było to, że walcząc przed obiektywem,
miały wąsy idealnie równo zakręcone do góry.
Przy barze siedzieli dwaj mężczyzni spoglądając na umieszczony z tyłu telewizor. Na ekranie szamota-
ły się postacie w filmie rysunkowym, faceci śmiali się z tego bezgłośnie, widać było tylko ich trzęsące się
miarowo plecy. Za cynkowym kontuarem stał wycierając szklankę czarniawy barman o wyglądzie wygło-
dzonego szczura. Zajęte były tylko cztery stoliki. Usiedli i natychmiast podszedł kelner. Paweł zamówił bu-
telkÄ™ taniego wina i dwie porcje frytek.
 Posiedzimy tu trochę, może jeszcze przyjdą ci, których wskazała pani na ulicy Rygielska.
Szymańska aż się wzdrygnęła.
 Po co to panu? To nie są chyba ludzie warci tego, by ich poznać. Wolałabym już iść. Nawet nie
mogę tego jeść.
 Pani Elżbieto, bardzo proszę o pomoc  musiała wyczuć w głosie Pawła jakąś nutę, poważniejszą
nutę.  To naprawdę bardzo dla mnie ważne. Pózniej wszystko wyjaśnię. Musimy tu jeszcze trochę pocze-
kać i proszę się niczemu nic dziwić.
Elżbieta nie miała zbyt wyraznej miny, ale spojrzenie Pawła zadecydowało. Może zresztą zaczęła się
czegoś domyślać. Skinęła głową na znak zgody. Milczeli teraz. Ludzie przy barze zmieniali się. Przychodzili
tu przeważnie robotnicy wypijający na stojąco szklankę piwa. Wpadali też handlarze z pchlego targu szybko
przy stolikach załatwiając swoje interesy. Ale w miarę upływu czasu klientela stawała się coraz bardziej
elegancka. Przyszło wielu młodych ludzi zachowujących się pewnie i hałaśliwie, a także kilku facetów o
wyglądzie byłych bokserów, którym tylko nadmierny pociąg do alkoholu nic pozwolił zostać championami.
Na sali oprócz Elżbiety nie widać było innej kobiety. Wszyscy z ciekawością patrzyli na parę siedzącą przy
oknie. Byli tu nowi, a wieczorem to miejsce zajmowali wypróbowani goście. Dawał to do zrozumienia kel-
ner dotychczas nie interesujący sic nimi, a teraz już dwukrotnie wycierający im stolik z miną zbitego psa.
Paweł wziął ręce Elżbiety w swoje dłonie. W pierwszej chwili nie wiedziała, jak zareagować.
 Najlepiej tutaj udawać zakochanych  powiedział cicho.
Elżbieta coraz bardziej zastanawiała się, kim jest ten chłopak. Patrzyli sobie jednak w oczy, trącali kie-
liszkami i uśmiechali niemo.
W telewizorze zaczęto wyświetlać film z Glorią Swanson, kiedy do restauracji weszło trzech męż-
czyzn. Wszystkie rozmowy nagle przycichły. Rozglądali się chwilę i jeden z nich wskazał głową stolik w
pobliżu Pawia. Zajmował go jeden z handlarzy, który zasiedział się dłużej czytając komiks w kolorowych
okładkach. Kiedy tamci bez pytania usiedli przy jego stoliku, spojrzał znad gazety raz i drugi, pośpiesznie
wstał, skłonił się i wyszedł płacąc przy barze. Najdziwniejsze było to, że mężczyzni ci nic wyglądali wcale
groznie. Tylko jeden z nich sprawiał wrażenie silnego. Swoje olbrzymie dłonie, wyglądające z rękawów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl