[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podyktował to tempo, był młodszy i stale chodził po górach, ale ze zdziwieniem
stwierdził, że  staruszek , za jakiego uważał podpułkownika, arii się nie zasapał, ani
nie miał twarzy zaczerwienionej nadmiernym wysiłkiem. A przy drugim zakręcie
nawet Stanisławowi Motyce zaczynało brakować tchu w piersiach.
ð- Zatrzymamy siÄ™ na chwilÄ™ - zaproponowaÅ‚ - trzeba siÄ™ porozumieć z naszymi
ludzmi. Uprzedzić ich, że się zbliżamy do hali i dowiedzieć się, co tam widać i
słychać.
ðOficer wyjÄ…Å‚ z plecaka krótkofalówkÄ™ i zaczÄ…Å‚ nadawać.
ð- Tu  fala , tu  fala ,  goÅ‚Ä™bie czy mnie sÅ‚yszycie,  goÅ‚Ä™bie czy mnie
słyszycie? Odbiór.
ðZa chwilÄ™ w gÅ‚oÅ›niku odezwaÅ‚o siÄ™.
·ð ð Tu  goÅ‚Ä…b pierwszy, tu  goÅ‚Ä…b pierwszy. SÅ‚yszymy was bardzo dobrze.
Odbiór.
·ð ð Co widzicie, co widzicie? Odbiór.
ð- RozpoznaliÅ›my obiekt. Ten sam. Jest spokojny. Niczego siÄ™ nie spodziewa.
Poza nim nie ma tu nikogo, Odbiór.
ð- PrzyjÄ™te. Za dwadzieÅ›cia minut bÄ™dziemy na miejscu. Przygotować siÄ™.
Odbiór.
·ð ð ZrozumieliÅ›my, zrozumieliÅ›my. JesteÅ›my gotowi.
·ð ð Podejść jak najbliżej. Odbiór.
ð- ZrozumieliÅ›my. GoÅ‚Ä…b cztery jest o trzydzieÅ›ci metrów od obiektu. Odbiór.
ð- ZrozumiaÅ‚em, zrozumiaÅ‚em. Czekać. WyÅ‚Ä…czam siÄ™.
·ð ð Te krótkofalówki to dobra rzecz - stwierdziÅ‚ porucznik pakujÄ…c radio z
powrotem do plecaka. Nie miałbym jednak nic przeciwko temu, żeby były lżejsze.
·ð ð BÄ™dÄ… - zapewniÅ‚ podpuÅ‚kownik - widziaÅ‚em u naszych przyjaciół dwa razy
mniejsze, ważące niecałe pół kilograma i o zasięgu znacznie większym.
ðZnowu szli pod górÄ™. CaÅ‚y czas droga wiodÅ‚a lasem. Wreszcie las zaczÄ…Å‚ siÄ™
przerzedzać i oczom turystów ukazała się mała polanka. Na jej środku przed laty
widocznie stał stary pasterski szałas. Teraz to była mała kupka na wpół spróchniałych
desek. Chociaż to pazdziernik i okres wysypu rydzów minął, rdzawe kapelusiki
grzybów w wielu miejscach wystawały spod poszycia leśnego. Porucznik nie zwracał
uwagi na rydze. Szybko zboczył z drogi i wszedł pomiędzy drzewa. Dał znak ręką,
aby pułkownik poszedł za jego przykładem. W górze, jakieś pięćdziesiąt metrów nad
nimi, za małym laskiem oddzielającym polankę od właściwej hali widać było bujną,
zieloną trawę i na jej środku cztery pasterskie szałasy. Jeden, mieszkalny, miał nawet
mały ganeczek. Na tym ganku siedział człowiek i coś gotował na turystycznej
maszynce.
ð- To Szaflar - szepnÄ…Å‚ porucznik - trzeba teraz iść jak najciszej, to uda siÄ™ nam
go tak zaskoczyć, że ani drgnie.
ðWbrew jednak tym ostrzeżeniom porucznika, Kaczanowski wyszedÅ‚ na Å›rodek
drogi i zawołał:
ð- Panie Szaflar!
ðSiedzÄ…cy przed szaÅ‚asem czÅ‚owiek odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w kierunku idÄ…cych, ale siÄ™
nie podniósł. Kiedy zaś obaj oficerowie zbliżyli się do niego na parę kroków,
Dowiedział:
·ð ð Witajcie, poruczniku. A jednak mnie znalezliÅ›cie. ByÅ‚em pewien, że jeÅ›li
nie dziÅ›, to jutro tu przyjdziecie.
·ð ð Moje nazwisko Kaczanowski, podpuÅ‚kownik z Komendy Głównej MO w
Warszawie. Chciałem z panem porozmawiać - oficer milicji usiadł koło przewodnika.
- Przede wszystkim, dlaczego pan uciekł z domu?
·ð ð Przez gÅ‚upotÄ™. Jak zwykle wyszedÅ‚em rano o siódmej do pracy. Na
Krupówkach spotykam Kazia Dziuba, to też - przewodnik, a on mi powiada:  wiesz,
Andrzej, wczoraj w hotelu «Nosal» zamordowali jakÄ…Å› SzwedkÄ™ i zrabowali jej zÅ‚otÄ…
bransoletkę . A ta bransoletka leży u mnie w domu, w biurku. Mało to ludzi
widywało mnie codziennie, jak tańczyłem z panią Persson? Taki mnie strach obleciał,
że i bałem się wrócić do domu, i dalej iść ulicą. Myślałem, że pierwszy napotkany
milicjant mnie aresztuje pod zarzutem morderstwa. Skręciłem w ulicę 15 Grudnia i
zaraz za  Halamą w lasek. Tak dotarłem do Zcieżki nad Reglami i nią do Hali
Miętusiej. Pózniej cały czas idąc lasem, do drogi na Halę Stoły. Dopiero tutaj sobie
uprzytomniłem, że przecież nigdzie nie znajdę takiego schronienia, w którym nie
moglibyście mnie znalezć.
·ð ð Trzeba byÅ‚o od razu do nas przyjść.
·ð ð Aatwo to powiedzieć. Przecież i teraz wiem, że chociaż jestem niewinny tej
zbrodni, to i tak mi nie uwierzycie. Siedziałem i czekałem w tym szałasie na to, co
prędzej czy pózniej musiało się stać.
ð- Poruczniku - poleciÅ‚ podpuÅ‚kownik - porozumcie siÄ™ z waszymi ludzmi i
odeślijcie ich do Zakopanego. Nie będą nam potrzebni.
ðKiedy StanisÅ‚aw Motyka odszedÅ‚, aby odszukać ukrytych w lesie milicjantów,
Kaczanowski zauważył:
·ð ð WÅ‚aÅ›nie woda siÄ™ zagotowaÅ‚a. Macie herbatÄ™?
·ð ð Mam.
·ð ð To Å›wietnie. LiczÄ™, że i nas poczÄ™stujecie. ChÄ™tnie siÄ™ napijÄ™, bo przy tym
podchodzeniu pod górę trochę mi w gardle zaschło. Motyka pewnie także wam nie
odmówi.
ðMocno zdziwiony Andrzej Szaflar, bo nie tak sobie wyobrażaÅ‚ swoje
aresztowanie, zaczął się krzątać przy parzeniu herbaty.
·ð ð Mam jeden kubek - zafrasowaÅ‚ siÄ™ - idÄ…c do pracy zawsze biorÄ™ ze sobÄ…
plecak. Tam mam maszynkÄ™ turystycznÄ…, kubek, garnek, trochÄ™ lekarstw, trochÄ™
herbaty i kawy a nawet płaskoszczypy oraz kilka gwozdzi. Nawet jak się chodzi
najbardziej uczęszczanymi szlakami, nigdy nie wiadomo, czy któremuś z
wycieczkowiczów coś się nie przydarzy.
·ð ð Porucznik Motyka ma ze sobÄ… plecak. Zapewne z podobnym
wyposażeniem. Tam będzie drugi kubek. Jakoś sobie poradzimy.
ðWÅ‚aÅ›nie porucznik wróciÅ‚ i ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu zastaÅ‚
zwierzchnika i domniemanego przestępcę w wielkiej zgodzie przygotowujących
herbatę. Drugi kubek rzeczywiście znalazł się w plecaku młodszego oficera, który
jednak wymówił się od przyjęcia poczęstunku. Za to Kaczanowski nie tylko popijał
herbatę, ale również sięgnął po leżący chleb i wędlinę. Z dużym apetytem zajadał
grubÄ… pajdÄ™.
·ð ð Dobrze siÄ™ tu pan urzÄ…dziÅ‚ - stwierdziÅ‚ podpuÅ‚kownik.
·ð ð To nie ja. Kiedy tutaj jeszcze wypasano owce, w tym szaÅ‚asie zawsze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl