[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robić. Pierre miał nocne koszmary i nie mógł go uspokoić. Przy tym przez cały
czas wzywał mnie. Co miałam robić - odmówić i rzucić słuchawkę?
Filip potrząsnął głową.
- Usiądzmy, dobrze? Wybacz, byłem zdenerwowany i może
powiedziałem coś pochopnie. Czy nie byłoby rozsądniej poprosić kogoś, żeby z
- 78 -
S
R
tobą poszedł, na przykład kuzyna albo nawet moją matkę. Ludzie tutaj dużo
plotkują i mogłoby to dojść do Marie-Claire.
- Dobrze. Przykro mi. Ale teraz chcę ci przekazać najważniejsze.
Twarz Filipa wypogodziła się.
- Wiem już. Marcel mi powiedział. Wybrał się z Pierre'em do Caen na
cały dzień i zanim wyjechał, rozmawialiśmy. Bardzo się cieszę, że sprawy przy-
brały korzystny dla ciebie obrót.
Jo zawinęła rękawy u swej czerwonej koszuli. Szkoda, że Marcel
uprzedził ją z wiadomością.
- Jeśli wyniki analizy wykazały, że to były skorupiaki, to ta niemiecka
rodzina musiała je zjeść gdzie indziej.
Napięcie znikło i Jo parsknęła śmiechem.
- Ktoś będzie musiał porozmawiać z pacjentami, jeżeli już dobrze się
czujÄ….
- Chyba dzisiaj będą wypisani. Pózniej zaopiekuje się nimi Luiza.
Wyglądało na to, że wszystko załatwione.
- Czy zostaję przywrócona do obowiązków szefa kuchni, panie de
Beauclaire?
- Tak, mademoiselle - odpowiedział równie uroczyście. - Do roboty, Jo,
wracaj z powrotem do swojej kuchni! Dam ci znać, co Luiza będzie miała nam
do powiedzenia po rozmowie ze Schmidtami.
Poranek by pochmurny, ale ciepły. Ciągle jeszcze nie wykryła, kto ma
dodatkowy klucz do jej mieszkania. Pytanie o to w nocy Marcela albo Filipa nie
byłoby na miejscu. Pomyślała więc, że będzie musiała jeszcze cierpliwie
poczekać. Przeszła przez teren campingu do przyczepy Richarda, chcąc
przekazać mu dobrą wiadomość, ale myślami była wciąż w małym biurze, gdzie
zostawiła właściciela
- 79 -
S
R
Chateau des Fleurs. Miał, co prawda, swoje humory, lecz od razu
ustępował, jeśli nie miał racji. Był mądry, inteligentny, wesoły, przystojny...
Musisz to przyznać, jesteś w nim zakochana!"
ROZDZIAA 7
Gdy wróciła do pracy w restauracji, powitały ją okrzyki radości.
Koleżanki nawet chciały uczcić jej powrót winem, lecz jedyną rzeczą na jaką
miała ochotę, była filiżanka dobrej herbaty. Oszołomiona odkryciem uczuć do
Filipa i zmęczona po dwóch ostatnich prawie bezsennych nocach, nie była w
stanie skupić się na pracy. Postanowiła zatem, że Colette zajmie się kuchnią
według wcześniej przygotowanego planu. Dopiero krótka wizyta Luizy
przywróciła ją do życia.
Niemcy rzeczywiście jedli skorupiaki tego wieczora. Po kolacji w
restauracji wybrali się na lokalny festiwal do miasta, gdzie próbowali różnych
dań ze straganów.
- Jest im przykro, że podejrzewali twoje jedzenie. Zamierzają znowu tu
jadać, kiedy wrócą do zdrowia.
- To dobre wiadomości - powiedziała Jo, zajęta przygotowaniem dania z
kurczaków i grzybów. - Czy ty będziesz dalej się tu stołować?
- Oczywiście! Jedliśmy z Filipem kaczkę w Honfleur, ale gdzie jej do
twojej! Przyjedziemy na weekend, jeśli czas nam pozwoli.
- Czy mówisz o tej restauracji przy końcu alejki? - spytała Jo, starając się,
aby zabrzmiało to obojętnie.
- Tak, o tej! Filip zna jej właściciela i jego żonę, która najlepiej potrafi
przyrządzać ryby! On chciał... - przerwała.
- Niestety, na mnie już czas. Muszę jeszcze się uczyć dziś wieczorem. Do
widzenia, Jo!
- 80 -
S
R
Podejrzenia były więc uzasadnione. Filip wrócił do restauracji. Teraz było
konieczne, aby odwiedziła to miejsce, najlepiej przed powrotem Richarda i jego
rodziny do Anglii.
Zauważyła, że Luiza zmieniła swój sposób ubierania się i zamiast
ponurych strojów zaczęła nosić eleganckie, jasne kostiumy, które podkreślały jej
doskonałą cerę i szczupłą figurę.
W przeddzień wyjazdu Richarda z rodziną pojechali do Honfleur. Był
piękny lipcowy poranek. Rzuciwszy okiem na łodzie w starym basenie porto-
wym, Jane zawiozła dzieci do Trouville, aby pobawiły się w piasku. Richard
odwiedzał bary w poszukiwaniu rybaka o imieniu Gaston.
Jo miała więcej szczęścia. Zauważyła Babtystę rozmawiającego z niskim,
siwowłosym mężczyzną w starej, białej koszulce i niebieskim kombinezonie.
Pozdrowiła ich obu po francusku i przypomniała Babtyście ich
wycieczkÄ™.
- Szukam kogoś, kto nazywa się Gaston - kontynuowała, zauważywszy
jednocześnie Richarda, wychodzącego z baru po przeciwnej stronie basenu
portowego. Trafiła w dziesiątkę.
- Pan jest Gastonem? - zwróciła się do stojącego obok niskiego
mężczyzny. - Czy mogę pana o coś zapytać?
Pokazała fotografię swojej matki i powoli zadawała pytanie za pytaniem:
Czy pamięta tę angielską dziewczynę? Czy znał może Francuza zwanego Jo-Jo?
Zanim Richard dołączył, znała już wszystkie odpowiedzi. Tak samo było
w restauracji. Pan Herbert przywitał ich uprzejmie, podał znakomity lunch,
składający się z morskiego pstrąga i sałaty, ale w niczym nie mógł pomóc. Przez
cały czas jego żona pozostawała w kuchni.
- Nic nie rozumiem, Richardzie. Wygląda na to, że nie chcą mi pomóc -
powiedziała, kiedy czekali na przystani na Jane i chłopców.
- Dlaczego tak postępują?
- 81 -
S
R
- Mam dziwne przeczucie, że Filip maczał w tym palce, tylko nie wiem,
dlaczego chciałby powstrzymać mnie przed odnalezieniem ojca. Chyba nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]