[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pięknej pogody w Kalifornii, kiedy może to spowodować huragany na kanadyj-
78
skich polach uprawnych. Jeśli zaś daliśmy mu aż tyle samodzielności, jaki jest
następny, logiczny krok?
— Instynkt samozachowawczy? — spytała szybko dziewczyna, podczas gdy
„domokrążca” chrząkaniem przygotowywał swą krtań do kolejnego „Aaa”. —
Całkiem słusznie.
— Aaa, powinienem więc sądzić, iż będzie on uważał działania ludzkie, które
przeczą jego wnioskom, za. . . jak by to rzec. . . żwir wrzucony do dobrze pracu-
jącego mechanizmu?
— Czy będzie on posiadał aż tyle wyobraźni? — spytała dziewczyna. Ona
i „Aaa” patrzyli na Minaulta. który siedział odprężony i zerkał na nich zmrużyw-
szy powieki.
— Właściwie, nie miałem na myśli wyobraźni. Aaa, to był przykład.
— I całkiem niezły — powiedział Minault, przerywając dziewczynie, któ-
ra otwierała już usta, by coś wtrącić. — Kompleks-Matka jest czymś w rodzaju
dobrodusznego i pełnego dobrych zamiarów potwora, którego jedynym pragnie-
niem jest udławić nas nadmiarem usług i dóbr. Jest to rodzaj machiny, która nie
ma wytyczonego wyraźnie celu, ale która przejawia instynkt samozachowawczy
i tendencję do coraz szerszego pojmowania dobra ludzkości i dbania o to dobro.
Nas, członków Gildii Orędowników oraz wszystkich tych, którzy manifestują swą
niezależność poprzez zażywanie narkotyków, przyłączanie się do wspólnot kulto-
wych lub żyją w inny, nie zaplanowany przez niego sposób, uważa on za rodzaj
żwiru, ciśniętego do gładko pracującego urządzenia. Żwir ten, któregoś dnia, trze-
ba będzie usunąć.
Spojrzał na tył grupki słuchaczy.
— Tak? — spytał.
Paul obejrzał się i spostrzegł, iż siedzący z tyłu młody, opalony człowiek
opuszcza właśnie rękę.
— Sądzę — stwierdził on — iż to głupota zadawać sobie tyle trudu, by prze-
ciwstawić się kupie urządzeń dostawczych, nieistotne, jak bardzo skomplikowa-
nych.
— Mój młody, drogi przyjacielu — rzekł Minault. — My, z Gildii Orędow-
ników nie przeciwstawiamy się kupie urządzeń dostawczych. Przeciwstawiamy
się idei coraz popularniejszej od paru setek lat, iż szczęście rasy ludzkiej pole-
ga na coraz ciaśniejszym zawijaniu jej w pieluchy cywilizacji technologicznej —
przerwał na chwilę. — Sądzę, że na razie macie dość tematów do przetrawienia.
Proponuję, byście to wszystko gruntownie przemyśleli.
Zszedł z podium i ruszył do wyjścia. Audytorium również wstało z miejsc.
Gdy Paul tuż za Minaultem przeciskał się przez drzwi, spostrzegł, że dziewczyna
szarpie rosłego „domokrążcę” za guzik kurtki.
— Myślę, że mylisz się całkowicie, jeśli sądzisz, iż Kompleks-Matka ma ja-
kąkolwiek wyobraźnię — rzekła poważnym tonem.
Rozdział 13
Czy zdarzało ci się mieć do czynienia z materiałami wybuchowymi? — spy-
tał chudy instruktor o opalonej twarzy. Trzymał on w dłoni paczkę miękkiego,
samoprzylepnego żelu z wetkniętym weń detonatorem z trzyminutowym lontem.
— Zdarzało się — odparł Paul.
Stali na krawędzi doskonale realistycznej imitacji przepaści w górach, głębo-
kiej na jakieś dwieście metrów, ponad którą przerzucono pajęczynę mostu zbudo-
wanego z przęseł magnezowych. Kraniec mostu, przy którym znajdowali się Paul
i instruktor, osadzono w skrzyni z drewnianych bali, wypełnionej odłamkami skał.
Przyczółek wysunięty był na odległość ponad pięciu metrów poza krawędź skały.
— Taką ilość plastyku — rzekł instruktor ważąc materiał w dłoni — moż-
na, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, przenieść w walizeczce czy dyplomatce.
Ładunek ten ma dość mocy, by przeciąć wybuchem dwie lub trzy drewniane bel-
ki albo jedną, czy dwie metalowe sztaby, które tu widzisz. Jak zabrałbyś się do
całkowitego zniszczenia tego tu mostu?
Paul ponownie spojrzał na rozciągającą się przed nim konstrukcję. Podczas
ubiegłych dziewięciu dni przeszedł przez kilka sesji — było to jedyne słowo, opi-
sujące rzecz właściwie. Wyglądało to na zbiór zajęć z dziwnie odległych przed-
miotów, z których niejeden pozornie nie miał żadnego związku z Gildią Orędow-
ników. Najdłużej trwające zajęcia nie przekroczyły dwudziestu minut, informacje
zaś, jakich dostarczały, były mgliste i niejasne. W istocie nie było pewne, czy
sesje miały dostarczyć adeptom informacji, czy też poddawać ich testom. Skład
audytorium był różny za każdym razem. Na swój użytek Paul uznał, że celem było [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl