[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej skrępowana. Wyglądało na to, że Jake nie będzie musiał wracać do domu do
dawnego życia. Los Angeles przyjechało do niego.
- Chyba pójdę poszukać twojej rodziny - powiedziała.
Odeszła, zanim zdążył ją zatrzymać. Dostrzegła w kącie stolik, przy którym sie-
działy samotne kobiety. Najwyraźniej czekały, by ich mężowie wrócili z napojami. Usia-
dła obok Arielle.
- Mogę się przysiąść? - spytała.
- Oczywiście. - Callie O'Banyon uśmiechnęła się ciepło.
- Cudownie wyglądaliście z Jake'em na parkiecie. - Arielle uścisnęła ją serdecznie.
- Moje gratulacje. Cieszę się razem z wami.
- Dziękuję. Zwycięstwo Dancera było dla mnie niesamowitym przeżyciem. - Wie-
działa, że co innego miała na myśli, ale wolała zmienić temat.
Orkiestra znów zaczęła grać i zrobiło się tak głośno, że rozmowa stała się niemoż-
liwa. Heather kilka razy zerkała w stronę Jake'a i za każdym razem jej serce pękało odro-
binę. Wyglądało na to, że bawił się doskonale ze starymi przyjaciółmi i znajomymi. Ru-
dowłosa piękność kilka razy kleiła się do niego na parkiecie. A on wcale się nie bronił.
Wstała.
- Wybaczycie mi, mam nadzieję, ale już na mnie już czas.
- Heather, zaczekaj. - Arielle chwyciła ją za rękę.
- Jestem... naprawdę zmęczona. Zobaczymy się rano.
Musiała wyjść jak najprędzej. Zanim utonie w potokach łez. Zbyt wiele popełniła
już błędów. Zaczęła wierzyć, że Jake mógłby zechcieć zostać z nią i Mandy. Przekonała
się właśnie, że to niemożliwe. Jego wyjazd z Hickory Hills był tylko kwestią czasu. Im
szybciej to się stanie, tym lepiej, pomyślała.
Szybkim krokiem wyszła przed budynek. Na chodniku natknęła się na panią Lar-
son i jej asystenta czekających na limuzynę.
- Co się stało, moja droga? - spytała starsza pani.
Heather zmusiła się do uśmiechu.
- To był bardzo męczący dzień - powiedziała. - Jadę do Hickory Hills, zanim pad-
nę.
- Może pojedziesz z nami? Dla nas też już pora do łóżek. Chcielibyśmy wyspać się
dobrze, bo jutro rano lecimy do Wichita.
- Z przyjemnością. Dziękuję.
Zamierzała wziąć taksówkę, ale musiała zacząć pilniej kontrolować wydatki. Po
tym, czego była świadkiem, na pewno nie będzie mogła pracować dalej dla Jake'a. Na-
stępnego ranka napisze wypowiedzenie i zacznie szukać nowej posady.
- Odsuń się, Lila - powiedział Jake.
Towarzystwo tej kobiety nie interesowało go ani trochę. Przede wszystkim jednak
nie chciał, by Heather nabrała jakichś mylnych podejrzeń.
- Myślałam, że będziesz chciał zabawić się trochę jak za dawnych lat. - W wystu-
diowany sposób wydęła wargi. Znów przyszło mu do głowy pytanie, jak w ogóle mógł
kiedyś pomyśleć, że była atrakcyjna.
- Jestem tu z kimś innym. Poza tym, jak dobrze pamiętasz, to było dawno.
Skrzywiła się.
- Nie wiesz, co tracisz - prychnęła.
- Chyba jednak wiem. - Ruszył do wyjścia. Ale jeszcze zatrzymał się i odwrócił. - I
nie martw się. Jestem pewien, że znajdziesz kogoś, kto pomoże ci zabawić się tej nocy.
Dobrego życia, Lila.
Spojrzał w stronę stołu, przy którym siedziały jego siostry, i odetchnął z ulgą.
Przynajmniej Heather nie była świadkiem bezczelnego zachowania Lili.
- Hej, Jake, może ty wiesz, czy są tu w okolicy jakieś porządne kluby? - Cameron
zatrzymał go w pół drogi do wyjścia. - Tutaj robi się nudno. Szukamy czegoś więcej, niż
możemy znaleźć wśród tych koniarzy.
Jake słuchał go uprzejmie. I zastanawiał się, jak to było możliwe, że kiedykolwiek
uważał go za przyjaciela. Cameron Strombeck szukał w życiu tylko zabawy i przyjemno-
ści. Był płytki i samolubny jak nikt na świecie. I ta pogarda dla ludzi, którzy pasjonowali
się wyścigami, ludzi takich jak Heather, rozdrażniła go.
- Nie. Nie znam tutejszych klubów. Ale chyba powinieneś zainteresować się Lilą
Dixon. Przypadkiem wiem, że gwałtownie szuka odrobiny przygody.
- Naprawdę? To brzmi interesująco. Do zobaczenia w Los Angeles. Zadzwoń do
mnie.
- Nie obiecuj sobie - mruknął Jake pod nosem. Kiedy podszedł do stołu, zdziwił
się. Arielle miała minę, jakby chciała rozedrzeć go na strzępy. - Co się stało?
- Usiądź.
- Gdzie jest Heather?
- Powiedziałam, usiądź!
Nigdy jeszcze nie widział siostry tak wzburzonej.
- Gdzie jest Heather? - powtórzył, rozglądając się niecierpliwie.
Zobaczył na parkiecie braci i ich żony, a przyrodniego brata Zacha przy barze. He-
ather nigdzie nie było.
- Wyszła - rzuciła Arielle. - I wcale się jej nie dziwię. Jak mogłeś jej to zrobić, Ja-
ke? Co ty sobie wyobrażałeś? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl