[ Pobierz całość w formacie PDF ]

któreś z nas odczuwa lub nie? Wydarzyło się zbyt wiele złego. Aiden...
- Aiden nie żyje - zmarszczyła brwi Donna. Ann przygryzła wargi,
wzruszajÄ…c ramionami z rezygnacjÄ….
- To nie ma sensu. Poza tym, gdy Drew spełni już swoją misję tutaj,
wyjedzie. Na pewno z utęsknieniem wyczekuje chwili, kiedy wyrwie się stąd i
wróci do miasta. Crossfield musiało go już zupełnie znudzić. A ja nie mam
zamiaru podtrzymywać starego płomienia dla kilku nocy.
- Dallas nie jest tak daleko - upierała się Donna.
- Jeśli zdecydujesz się sprzedać farmę, sama możesz zechcieć przenieść
siÄ™ do miasta.
Ann spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie mam zamiaru sprzedawać farmy. Tam jest mój dom.
- Nie słyszałaś nigdy powiedzenia:  Tam twój dom, gdzie serce twoje."
Obie wiemy, że na farmie trzyma cię złożona ojcu obietnica. Ale on nie żyje,
Ann, podobnie jak Aiden. Teraz musisz pomyśleć o sobie. Ta ziemia jest warta
fortunÄ™.
- Czy Jack rozmawiał z tobą? - spytała podejrzliwie Ann. - Od miesięcy
namawia mnie do sprzedaży, ale ziemia jest moja - oświadczyła z uporem. - Nie
pozwolę Drew tak po prostu wtargnąć tu i zniszczyć wszystko...
- A więc o to chodzi - stwierdziła Donna domyślnie. - Nie chodzi o
projekt rozbudowy, lecz o Drew.
- Byłam przeciwna temu projektowi na długo, zanim dowiedziałam się, że
Drew jest z nim związany - zauważyła ze złością Ann. - A dla twojej
wiadomości, właśnie po to mieliśmy się dzisiaj spotkać, żeby omówić plany
Riverside. Nie sądzę, bym mogła być bardziej bezstronna.
- NaprawdÄ™ nie?
- 55 -
S
R
Ann odwróciła się gwałtownie, słysząc za sobą męski głos. Drew stał w
progu, trzymając w ręku ogromny bukiet herbacianych róż. Ann z przerażeniem
zasłoniła dłonią usta.
- Drew! Jak cudownie, że przyszedłeś! - zawołała Donna. - Czy to dla
mnie? JesteÅ› przeuroczy!
Przez moment Drew wydawał się zaskoczony. Potem uśmiechnął się
szeroko i wręczył bukiet uszczęśliwionej Donnie.
- Oczywiście. Jak się czujesz?
- Dobrze. To był fałszywy alarm. Czy to nie miło ze strony Ann, że
została, by dotrzymać mi towarzystwa?
- Bardzo miło - potwierdził Drew, patrząc na Ann. W jego oczach
widziała delikatne ostrzeżenie, jakby mówił:  Widzisz? Uprzedzałem, że będę
cię szukać".
- Wyglądało to dosyć groznie - odezwała się Ann, odwracając wzrok od
Drew. - Miałaś skurcze.
- Wiem - zgodziła się Donna. W jej oczach znać było teraz troskę. -
Bałam się. To dziecko znaczy tak wiele dla mnie i Wayne'a. Nie wiem, co
zrobilibyśmy, gdyby coś się stało.
- Ann mówiła, że Wayne wyjechał. Dzwoniłaś do niego?
Donna przygryzła wargę, a zmarszczki na jej czole pogłębiły się.
- Nie, nie widziałam potrzeby, by go niepokoić...
- Zadzwoń do niego. - Głos Drew brzmiał stanowczo. - Na pewno
chciałby wiedzieć, co się dzieje.
Spojrzał na Ann i oboje pomyśleli o tym samym. W dniu, kiedy Aiden
straciła dziecko, Drew nie było w mieście. Upłynęło kilka dni, zanim dowiedział
się o poronieniu. Nikt o tym nie wiedział aż do czasu, gdy parę dni pózniej
Aiden w stanie bliskim histerii zadzwoniła do Adama, a ten z kolei zawiadomił
Ann.
- 56 -
S
R
Tak bardzo dokuczały wtedy Ann jej własna zazdrość i poczucie winy, że
nigdy nie pomyślała o tym, jak musiał przeżyć to Drew.
Podniosła oczy, by napotkać spojrzenie mężczyzny. Ann stwierdziła nagle
ze zdumieniem, że współczuje mu. Uświadomienie sobie tego przestraszyło ją.
Jedno życzliwe uczucie otwierało drogę tysiącu innym.
- Może masz rację - powiedziała wolno Donna.
- Nie myślałam o tym w ten sposób, ale pewnie powinnam do niego
zadzwonić. Dzięki, Drew.
- Za co? Za wtykanie nosa w nie swoje sprawy? - uśmiechnął się,
obracając spojrzenie na Ann. - Zastanawiam się, czy nie wyszłabyś ze mną,
Ann? Jest pewna sprawa, o której chciałem z tobą porozmawiać, zanim wyjadę.
Ann posłała Donnie rozpaczliwe spojrzenie, lecz przyjaciółka
zignorowała je zupełnie.
- Tak, idz. I tak chcę już zadzwonić do Wayne'a.
Ann nie mogła dłużej oponować. Unosząc lekko rękę w geście
pożegnania, wyszła z pokoju.
Noc była cicha i bezchmurna. Ann przystanęła przed wejściem, by
zaczekać na Drew. Całkiem bezwiednie mężczyzna ujął Ann pod ramię, kierując
jÄ… w stronÄ™ swego samochodu.
Ciemny kształt jaguara pobłyskiwał w świetle latarni. Ann uważnie
przyglądała się samochodowi, wyraznie nie mając ochoty przenieść wzroku na
Drew.
- Miałabyś chęć na przejażdżkę? Z przyjemnością odwiózłbym cię do
domu - zaproponował Drew z nadzieją w głosie.
- Dziękuję, ale mam własny samochód. Poza tym, chcę zostać z Donną.
Teraz udaje odważną, ale wcześniej naprawdę się bała. W ciągu ostatnich trzech
lat miała dwa poronienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl