[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zgadza. Nie mogła jednak odgadnąć. Zagubiła się w ich zieleni.
Były zbyt piękne. Nie potrafiła nawet przypomnieć sobie, czego w
nich szukała.
Z przera\eniem pomyślała, \e jest w niebezpieczeństwie.
Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi i poleciła, starając się
zmusić głos do posłuszeństwa:
- Daj ml znać na dziesięć minut przed dotarciem do tego
miejsca. - Machnęła ręką w stronę zwiniętej mapy. - Chciałabym
przeprowadzić tam badania.
- W porządku, załatwione - mruknął Jess bardziej do siebie ni\
do niej.
Jeszcze jedna sprawa nie dawała jej spokoju. Musiała o tym,
pomówić przed wyjściem. Chrząknęła, nie patrząc na Jessa.
Usłyszała lekkie skrzypnięcie krzesła. Wcią\ stała odwrócona w
stronÄ™ drzwi.
- To... nie jest moje hobby - powiedziała cicho.
Przez chwilę milczał. Albo jej nie słyszał, co było mało
prawdopodobne, albo było mu wszystko jedno. Jeszcze raz chwyciła
za klamkÄ™, blednÄ…c z upokorzenia.
- Wiem o tym - odparł łagodnie. W jego głosie wyczuła
wyrazne rozbawienie.
Kelsey du\o by dała za mo\ność spojrzenia mu w twarz. Bała
się jednak. Szybko otworzyła drzwi i opuściła kabinę.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Jasne, \e nigdy nie było dobrego skafandra ochronnego
przeciwko rekinom - tłumaczył Craig. - Te, które są, albo w ogóle
nie chronią ciała, albo są tak niewygodne, \e nie mo\na się w nich
poruszać.
Przerwał i pociągnął łyk wina z plastikowego kubeczka.
- Poza tym chodzi przecie\ o to, by zapobiegać atakom.
Oczywiście na wszelki wypadek warto się ubezpieczyć, ale przede
wszystkim trzeba się strzec ataków. Mo\na w ten sposób
zaoszczędzić sobie wielu stresów, nie sądzisz?
Jess skinął głową, udając zainteresowanie. W normalnych
warunkach chłonąłby ka\de słowo Craiga, ale teraz, kiedy Kelsey
była obok, nie mógł oderwać od niej oczu.
Znajdowali się około pięciu mil od wybrze\a. Siedzieli na
pokładzie, jedząc kolację. Zachodzące słońce zabarwiło wodę w
zupełnie nieprawdopodobny sposób. Na razie mieli jeszcze owoce,
świe\e pieczywo i wędliny. Pózniej zostaną ju\ tylko puszki i
suchary. Zgodnie z tradycją, pierwszego wieczora wino pochodziło z
zapasów kapitana.
Jess zaserwował wytrawne chablis, które pili z plastikowych
kubeczków. Cały posiłek wydawał mu się niezwykle uroczysty,
zwłaszcza od chwili gdy Kelsey usiadła do stołu.
Czuł się jak zakochany chłopak, który nie potrafi ukryć swych
uczuć. Niemal po\erał Kelsey wzrokiem.
Zresztą trudno było oprzeć się jej urokowi. Miała fascynujący
sposób bycia. Nale\ała do kobiet przyciągających męską uwagę,
niezale\nie od tego, czy jadła, czy opowiadała, czy siedziała cicho.
Zmiała się teraz wraz z Deanem z jakiegoś \artu Craiga.
Usadowiła się bokiem. Ramię miała oparte o krzesło, łokieć drugiej
ręki spoczywał na stole. W dłoni trzymała kubeczek z winem. Nie
mógł od niej oderwać wzroku. Wpatrywał się w jej bluzę, pragnąc
odgadnąć kształt piersi pod materiałem. Kiedy podniósł nieco głowę,
napotkał jej karcące spojrzenie. Niechętnie obrócił się w stronę
Craiga.
- Więc chcesz powiedzieć, \e ten twój wynalazek - starym
morskim zwyczajem po wypłynięciu z portu wszyscy przeszli na ty -
załatwia całą sprawę.
Craig przytaknÄ…Å‚ gorliwie.
- Od dawna było wiadomo, \e rekiny są niezwykle
wra\liwe na pole elektromagnetyczne.
Kelsey machnęła niecierpliwie ręką i wstała. Na jej twarzy widać
było oznaki znudzenia.
- Przepraszam, panowie, ale nieraz ju\ to słyszałam. Dean,
nie zapomnij, \e masz dzisiaj dy\ur. PowinieneÅ› siÄ™ do niego
jeszcze przygotować, nie sądzisz?
Dean zaczął sobie robić następną kanapkę.
- Nie rozumiem, dlaczego kiedy ciÄ…gniemy losy, ty zawsze masz
czystÄ… kartkÄ™?
- To dlatego, \e ja stawiam krzy\yk. Wiesz o tym doskonale -
rzuciła przez ramię.
Jess z determinacją wpatrywał się w stolik. Nie chciał wodzić
za nią wzrokiem. Craig postanowił skorzystać z tego, \e ma w
osobie Jessa nową publiczność i ciągnął swój wywód nie zwa\ając
na nikogo i na nic:
- Tak jak mówiłem, właśnie z powodu pola
elektromagnetycznego rekiny atakujÄ… Å‚odzie lub klatki zamiast
nurków. To ono wywołuje w nich agresję. Chodzi więc o to, by
zniwelować pole elektromagnetyczne nurka.
- Tutaj właśnie nie mogę się z tobą zgodzić - wybełkotał Dean,
starając się przełknąć olbrzymi kęs. - Po pierwsze, nikt nie
udowodnił tego, \e rekiny tak reagują na bodzce elektryczne. Trzeba
by jeszcze przeprowadzić dokładne badania. Po drugie, nie
powinieneś zapominać, \e...
- Widziałeś przecie\ moje wyniki.
- Tak. Zrobiły na mnie du\e wra\enie. Chcę tylko powiedzieć,
\e...
Jess wypił resztę wina i odczekał chwilę, a\ obaj naukowcy
pogrą\ą się w dyskusji. Byli tak zajęci sobą, \e nie zauwa\yli nawet
jego odejścia.
Nie planował szukania Kelsey. Nie miał zamiaru przetrząsać
luków i ładowni. Z drugiej strony nie chciał jej te\ unikać.
Wydawało mu się, \e najlepsza będzie postawa neutralna. Na rufie
znajdowały się wygodne ławki, z których chętnie korzystali turyści.
Przeszedł tam i wcale się nie zdziwił, gdy na jednej z nich dostrzegł
szczupłą sylwetkę. Kelsey siedziała oparta o burtę, obserwując
niebo. Nie zareagowała, kiedy usiadł obok.
- Zdaje siÄ™, \e nie uwa\asz tego wynalazku za najlepszy -
zagadnÄ…Å‚ zdawkowym tonem.  Powiedz mi, co o nim sÄ…dzisz.
Przecie\ to byłaby rewelacja.
Nie mogli cały czas walczyć ze sobą. Jess proponował
kompromis. Spróbowała dostroić się do jego tonu.
- Uwa\am, \e najpierw trzeba go dokładnie sprawdzić. -
Wzruszyła ramionami. - Craig to naprawdę świetny fachowiec, ale
ma te\ pewne wady. Przede wszystkim za bardzo przywiÄ…zuje siÄ™ do
teorii, które nie sprawdzają się w praktyce.
Aawka miała około dwóch metrów długości. Druga osoba mogła
zmieścić się na niej bez problemów, a nawet uło\yć wygodnie
nogi. Ale Jess usiadł tu\ obok Kelsey. Niemal ocierał się bokiem o
jej biodro. Zastanawiała się, czy zrobił to specjalnie, by ją
zawstydzić. Oczywiście nie mogła się cofnąć.
- Popatrz. - Zatoczył krąg dłonią.
Dalszy komentarz me był potrzebny. Oboje znali i kochali
morze. Słońce chowało się powoli za horyzont. Wyglądało to jak
po\ar w głębi wód. Ocean niczym krzywe zwierciadło wyolbrzymiał
i zmieniał świetliste kształty słonecznej kuli płonąc purpurowym
blaskiem. A potem morze i niebo pogrą\yły się w
lawendowoszarym półmroku.
Kelsey nigdy nie czuła się tak wspaniale. Uśmiechnęła się do
Jessa, a on odwzajemnił jej uśmiech. Oboje milczeli. Nie musieli
nic mówić...
Wieczorny wiatr orzezwił ich trochę. Słuchali szumu fal i
krzyków mew. W końcu Jess przerwał milczenie:
- Nie chcę, \ebyś wzięła to do siebie - powiedział jak gdyby
nigdy nic - ale nie miałem szczęścia do kobiet. Dziewczyny, z
którymi spędziłem więcej ni\ tydzień, nie mogły potem na mnie
patrzeć. - Przerwał na chwilę i głośno przełknął ślinę. - Nie wiem,
dlaczego. Tak w ogóle, to myślę, \e jestem cholernie miłym
facetem.
- Tak, ja te\.
- Sądzisz, \e jestem cholernie miłym facetem? Naprawdę? Nie
mówiłaś mi o tym.
- Nie, uwa\am, \e ja te\ jestem miła. I naprawdę nie wiem,
dlaczego facet, z którym ostatnio chodziłam przez parę miesięcy,
rzuca no\em w moje zdjęcie. Przynajmniej tak mówią nasi wspólni
znajomi.
Jess zakrztusił się, próbując stłumić śmiech. Ta anegdota
znakomicie pasowała do Kelsey. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl