[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Natasza
(zza okna, pieszczÄ…c swojego synka) BobuÅ›! BobuÅ› urwis! BobuÅ› niegrzeczny!
Andrzej
(oglÄ…da papiery)
Dobrze, przejrzÄ™ to i podpiszÄ™, co trzeba, a ty zaniesiesz z powrotem do zarzÄ…du... (wchodzi
do domu, czytając papiery; Fierapont idzie z wózkiem w głąb ogrodu)
Natasza
(zza okna)
Bobusiu, jak twojej mamie na imiÄ™? Kochany, kochany! A to kto? To ciocia Ola, powiedz
cioci: dzień dobry, Olu!
(wędrowni muzykanci, mężczyzna i młoda dziewczyna, grają na skrzypcach i harfie; z domu
wychodzą Wierszynin, Olga i Anfisa i przez chwilę słuchają w milczeniu; Irina podchodzi do
nich)
Olga
Nasz ogród jak przechodnie podwórko, i chodzą tu, i jeżdżą. Nianiu, daj coś tym
muzykantom.
Anfisa
(wsuwa muzykantom datek)
Idzcie z Bogiem, kochani. (muzykanci kłaniają się i wychodzą) Biedne ludziska. Syty nie
będzie grał. (do Iriny) Irinko, dzień dobry! (całuje ją). Ach, córuchno, teraz to mi dobrze.
Ależ dobrze! Jestem razem z Oleńką, w mieszkaniu rządowym przy gimnazjum  dał mi to
Bóg na stare lata. Nigdym jeszcze, grzeszna dusza, nie miała takiej wygody... Mieszkanie
wielkie, rządowe, i dla mnie osobny pokoiczek i łóżeczko. Wszystko rządowe. Obudzę się
nieraz w nocy i myślę  o Boże, o Matko Zwięta, nie ma chyba szczęśliwszego człowieka ode
mnie!
Wierszynin
(spoglÄ…da na zegarek)
Zaraz wyruszamy, pani Olgo. Muszę iść. (pauza) Wszystkiego najlepszego... Gdzie pani
Masza?
Irina
Masza jest gdzieś w ogrodzie... Pójdę, poszukam.
Wierszynin
Niech pani będzie tak dobra. Spieszy mi się.
Anfisa
Ja też poszukam. (woła) Maszo, hop-hop! (idzie razem z Iriną w głąb ogrodu) Hop-hop!
Wierszynin
Wszystko ma swój koniec. Więc rozstajemy się. (patrzy na zegarek) Miasto wydało na naszą
cześć coś w rodzaju pożegnalnego śniadania, piliśmy szampana, burmistrz wygłosił mowę,
jadłem i słuchałem, ale sercem byłem tu, z wami... (spogląda na ogród) Tak się
przyzwyczaiłem do was wszystkich.
Olga
Czy zobaczymy siÄ™ jeszcze kiedykolwiek?
Wierszynin
Chyba nie. (pauza) Moja żona i obie córeczki zostaną tu jeszcze ze dwa miesiące. Proszę,
gdyby się coś stało albo coś było trzeba...
Olga
Tak, tak, oczywiście. Niech pan będzie spokojny. (pauza) Jutro w mieście nie będzie już ani
jednego oficera, wszystko stanie siÄ™ wspomnieniem i dla nas, naturalnie, zacznie siÄ™ inne
życie... (pauza) Zawsze dzieje się inaczej, niż chcemy. Nie chciałam być przełożoną, a jednak
musiałam nią zostać. Więc do Moskwy już nie wrócimy...
Wierszynin
Cóż... Dzięki za wszystko... Niech mi pani wybaczy, jeżeli było coś nie tak... Mówiłem za
dużo, o wiele za dużo  to proszę też wybaczyć i nie wspominać mnie zle.
Olga
(wyciera oczy) Czemu ta Masza nie idzie?...
Wierszynin
Co by tu jeszcze powiedzieć na pożegnanie? Jeszcze trochę pofilozofować?... (śmieje się)
%7łycie jest ciężkie. Wielu z nas widzi je w ciemnych, beznadziejnych barwach, ale trzeba
przyznać, że jednak staje się coraz znośniejsze, coraz bardziej się rozjaśnia i chyba bliski jest
czas, kiedy rozjaśni się zupełnie. (spogląda na zegarek) Muszę już iść. Dawniej ludzie toczyli
ciągłe wojny, pochłaniały ich bez reszty wyprawy, napady, zwycięstwa, teraz to wszystko się
przeżyło, zostawiając po sobie olbrzymią pustkę, której nie ma czym wypełnić. Ale ludzkość
żarliwie szuka i oczywiście znajdzie. Ach, żeby tylko prędzej! (pauza) Gdyby tak, wie pani,
pracowitość zawsze łączyła się z wykształceniem, a wykształcenie z pracowitością. (spogląda
na zegarek) Ale doprawdy czas na mnie...
Olga
O, idzie już.
(wchodzi Masza)
Wierszynin
Przyszedłem się pożegnać...
(Olga odchodzi nieco na bok, żeby nie przeszkadzać w pożegnaniu)
Masza
(patrzy mu w twarz)
%7łegnaj... (długi pocałunek)
Olga
Dosyć, dosyć...
Masza
(głośno szlocha)
Wierszynin
Pisz... Nie zapominaj! Puść mnie... już czas... Pani Olgo, proszę ją zabrać, muszę... iść...
spózniłem się... (wzruszony całuje ręce Olgi, potem jeszcze raz ściska Maszę i szybko
odchodzi)
Olga
Maszo, dosyć! Przestań, kochana...
(wchodzi Kułygin)
Kułygin
(zmieszany)
Nie szkodzi, niech popłacze, to nic... Moja kochana Masza, moja najlepsza Masza... Tyś moja
żona, jestem szczęśliwy, cokolwiek by było... Nie skarżę się, nie robię ci żadnych wyrzutów...
Niech Olga będzie świadkiem. Zaczniemy znów żyć po staremu, słowa ci nie powiem, ani
napomknÄ™ nawet...
Masza
(powstrzymujÄ…c szloch)
Jest nad zatoką dąb zielony, na dębie złoty łańcuch lśni... na dębie złoty łańcuch lśni... Tracę
rozum... Jest nad zatokÄ…... dÄ…b zielony...
Olga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl