[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pogranicza Mazowsza przed Jadzwingami, Litwinami, Prusami i Krzyżakami, czego
świadectwem sąpołożone za cmentarzem w pobliżu Narwi pozostałości kasztelańskiego
grodziska. Pomocny był wówczas także grodek w Samborach, leżący cztery kilometry w górę
rzeki przy ujściu Biebrzy do Narwi. W XIX wieku znalazła się Wizna na skraju Imperium
Rosyjskiego i wtedy to właśnie rzeka Biebrza - wpływająca do Narwi kilka kilometrów dalej
na północ w Samborach-zaczęła odgrywać ogromną rolę strategiczną, przypieczętowaną
budową twierdzy w leżącym w najwęższym miejscu bagiennej doliny Osowcu.
Ocknąłem się z zamyślenia. Jeden z Przemytników czekał już na mnie po drugiej
stronie placu, oparty o mur okalający rynek. Nie zauważyłem jego nadejścia, nie wiedziałem
zatem, czy przybył tak jak ja pieszo, czy może wysiadł przed chwilą z jakiegoś samochodu.
To był Legion 1, tym razem bez Legiona 2. Szybko przeszedł alejkę i znalazł się obok
mnie przy pomniku.
- Masz? - od razu przeszedł do rzeczy.
- Mam - odpowiedziałem.
I już zamierzałem mu oddać telefon komórkowy, gdy z autobusu, który zatrzymał się
właśnie przy rynku wysiadła grupa kilkunastu młodych ludzi. Od razu rozpoznałem wśród
nich Sławkę z młodymi podopiecznymi. Grupa ruszyła prosto na nas, więc nie namyślając się
dłużej odwróciłem się do nich plecami i dałem nura w boczną alejkę.
- Gdzie idziesz? - zawołał za mną Legion 1.

Wiznę założono w latach 1335-1379, a prawa miejskie otrzymała w 1435 r. od księcia wiskiego
Władysława. Była stolicą ziemi wiskiej, siedzibą starostwa grodowego i sądów oraz miejscem sejmików. W
1870 r. utraciła prawa miejskie i stała się lokalnym ośrodkiem obsługi rolnictwa, a także rzemiosła i handlu. W
1933 r. liczba ludności wzrosła do około 3,8 tys. osób. Obecnie gmina w województwie podlaskim (1,5 tys.
mieszkańców).
A że nie odpowiadałem, to zmusiłem go do pójścia za mną.
Młodzież ze swymi nauczycielami minęła pomnik i ruszyła ku północnej części rynku,
tam gdzie mieszczą się Ośrodek Zdrowia, Straż Pożarna, biblioteka i Urząd Gminy. Zdawało
mi się, ze Piotrek z Kacprem rozpoznali mnie, więc przyspieszyłem kroku i wnet znalazłem
się na wschodniej części rynku, skąd było już blisko do pobliskiej szkoły usytuowanej na
wysokiej skarpie.
Wewnątrz panował spokój i pachniało tak, jak pachną stare muzea, szkoły i urzędy;
było niemal pusto, ale w następnej salce kilka osób chodziło po wypolerowanej podłodze w
specjalnych papuciach na nogach.
- Chcesz zwiedzać muzeum? - zdenerwował się, gdy nakazano nam założyć filcowe
kapcie.
- Nie lubisz ich czy co? - zapytałem poważnym tonem. - Myślałem, że muzea to wasze
Eldorado. Ale to nie muzeum, a Izba Pamięci Narodowej.
Ale Legion 1 nie zrozumiał tej delikatnej aluzji, która jednoznacznie wskazywała na
ich  profesję", to jest na okradanie polskich muzeów.
- O czym ty gadasz? - zdziwił się.
- A czego wy ode mnie chcecie? - zapytałem głośno, aby słyszeli mnie zwiedzający i
pracowniczka szkoły ubrana w szary uniform.
- Ciszej - syknął. - Dawaj komorę i to, co zabrałeś ze stodoły.
- A co zabrałem? - zaryzykowałem pytanie, oddając mu telefon. Popatrzył na mnie
groznie.
- Nie zadzieraj z nami, panie historyk, bo wywieziemy cię na bagna. To miałem ci
przekazać, jeśli nie oddasz nam oprawy.
- Grozicie mi?! - podniosłem głos.
- Cicho - syknął. - Po coś lazł do tej stodoły?
- Zaraz, panie kolego! Przecież policja nic nie znalazła u Ratajczaka. To czego się
boicie?
Legion 1 westchnął jak dziecko i zacisnął mocniej pięści. Dałbym uciąć sobie głowę,
że gdyby nie było na tej sali ludzi, ten osiłek zdzieliłby mnie pięścią bez mrugnięcia powieką.
- Czy oprócz zdjęć - zacząłem z innej beczki - zabrałeś z mojego domku coś jeszcze?
- Nie.
I zaraz zamilkł, gdyż zdał sobie sprawę, że poniekąd przyznał się do kradzieży zdjęć.
- Zginęły mi zdjęcia ofiarowane przez znajomą - wyjaśniłem.
Legion 1 zbliżył swoją kanciastą twarz do mojej.
- Już po tobie.
Powiedział to cicho i bardzo wolno, z autentyczną wiarą w swoje słowa, a mnie
przeszły ciarki.
- Chyba, że oddasz nam naszą własność i wrócisz grzecznie do Warszawy -
zaproponował.
Już miałem zamiar coś powiedzieć, gdy w drzwiach prowadzących na salę ujrzałem
Sławkę w towarzystwie chłopców. Odniosłem wrażenie, że nie było to spotkanie
przypadkowe, prawdopodobnie widzieli mnie na rynku i przyszli tutaj za mnÄ… z czystej
ciekawości.
Schowałem się za Legiona 1 i wręczyłem mu wyjęte zza pazuchy zdjęcie, które
zrobiłem u fotografa: moją  polisę" na życie.
- Co to jest? - zdziwił się.
Ale już po chwili mina mu zrzedła i zaczął drapać się po głowie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl