[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skrzyżowanie. Szedł ze spuszczoną głową i nawet z daleka dostrzegła, że jest zamyślony
i smutny.
Pewna, że jej nie widzi, nie odrywała od niego wzroku. Uświadomiła sobie, jaką
ulgą jest nie musieć udawać antypatii czy obojętności. Jednak kiedy znów znajdą się twa-
rzą w twarz, będzie zmuszona odgrywać, a nawet zintensyfikować tę komedię.
Mark zatrzymał taksówkę i odjechał w siną dal, a Tallie usiłowała nie domyślać się
dokąd. Któregoś dnia on także się zakocha, a być może, sądząc po zamyślonym i nie-
obecnym wyrazie twarzy, działo się to właśnie teraz. Jeżeli tak, byłoby jej dużo łatwiej,
gdyby mogła wyjechać i nie myśleć ciągle o swoim niespełnionym uczuciu.
Chciała zyskać niezależność, znalezć swoje miejsce w świecie i przyjaciół nie-
związanych z obecnym okresem jej życia. Zacząć wszystko od nowa. W tym celu musia-
ła jednak dokończyć książkę, żeby Alice Morgan mogła ją sprzedać.
R
L
T
Po co więc pozwalała sobie na beznadziejną tęsknotę, zamiast przyłożyć się do pi-
sania? Wyprostowała ramiona i przeszła przez skrzyżowanie, kierując się do wejścia do
budynku.
Tego wieczoru mogła być całkiem zadowolona z wykonanej pracy, chociaż doko-
nanie wymaganych zmian nie było wcale łatwe. Usunęła bez śladu scenę gwałtu i w kon-
sekwencji sama też poczuła się oczyszczona.
Mark nie ponosił żadnej winy za jej uczucia, więc postponowanie go w taki spo-
sób, żeby tylko poprawić sobie samopoczucie, nie byłoby w porządku. Zresztą i tak nie
zadziałało, a opisując rozterki Mariany, mogła oprzeć się na własnych uczuciach.
Pomimo zmęczenia nie mogła zasnąć. Długo drzemała, aż w końcu poddała się i
leżała rozbudzona, z szeroko otwartymi oczami. Bardzo chciała odpocząć przed czeka-
jącym ją wysiłkiem i pomyślała, że w zaśnięciu mogłaby jej pomóc szklanka ciepłego
mleka.
Wstała, owinęła się szlafrokiem i cicho powędrowała do kuchni. Ku swojemu
zdumieniu zobaczyła zapalone światło. Może zresztą sama zapomniała je zgasić...
Mark, stojący przy blacie z kartonem mleka w ręku, zobaczył ją, zanim zdążyła się
wycofać.
- Tallie. - Na jej widok zmarszczył brwi. - Czy coś się stało?
- Nie... - Z wahaniem wsunęła się do środka. - Nie mogłam zasnąć.
- Ja też. - Wlał mleko do rondelka na kuchence. - Masz ochotę na czekoladę?
Z wdzięcznością przyjęła propozycję i usiadła przy stole.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Wylatuję porannym samolotem - odparł. - Muszę się spakować.
- Och - powiedziała. - Jasne. Długo cię nie będzie?
- Możliwie. W tej chwili trudno to ustalić. - Rozlał mleko do kubków i dodał cze-
koladę. - W razie czego wiesz, jak skontaktować się z prawnikiem.
W głowie Tallie nagle rozdzwoniły się dzwonki alarmowe.
- Chodzi o ten most, prawda? Jednak zdecydowałeś się wrócić do Afryki?
- Nigdy nie mówiłem, że tam nie wrócę. Tym razem nie musisz robić wrażenia na
Weronice - dodał szorstko - więc nie udawaj, że tak się o mnie troszczysz.
R
L
T
- Nawet nie wolno mi spytać, dlaczego tak ryzykujesz?
- To nie twoja sprawa - odparł. - Zresztą mam jeszcze instynkt samozachowawczy,
a ryzyko jest minimalne. Inaczej bym nie jechał.
Wyczytał w jej oczach pytanie i zaczął wyjaśniać.
- Nowa władza w Buleza nie radzi sobie zbyt dobrze i liczy na poparcie z zewnątrz.
Krzywdząc kogokolwiek stamtąd, tylko przysporzy sobie kłopotów. Na pierwszy sygnał
niebezpieczeństwa wyjadę tą samą drogą co poprzednio.
Odstawił kubek i przyniósł z gabinetu mapę, którą rozłożył przed nią na stole.
- Buleza jest przerażająco biedna - powiedział. - A ludzie na północy mają najgo-
rzej, bo są odcięci od zasobniejszej części kraju przez tę niebezpieczną rzekę. - Wskazał
Ubilisi. - Popatrz, praktycznie przecina kraj na pół. Most, który próbowaliśmy zbudować,
to jeszcze nie rozwiązanie problemu, ale przynajmniej pierwszy krok. Chcę sprawdzić,
czy uda się coś uratować z pierwotnego projektu, i ewentualnie go dokończyć, jeżeli do-
staniemy zgodę władz. - Zwinął mapę. - Chyba znam już odpowiedz, ale muszę spróbo-
wać. Rozumiesz teraz? - dodał łagodniej.
- Nie. Ale, jak powiedziałeś, to nie moja sprawa. Lepiej pójdę do siebie i dam ci
spokój.
- Ciekawy dobór słów, ale decyzja rozsądna. - Skrzywił wargi w kiepskiej imitacji
uśmiechu. - Chyba że chciałabyś obdarować mnie na drogę pięknym wspomnieniem. Ale
na to mi nie wyglÄ…da...
- Raczej nie - odpowiedziała pogodnie. - No to dobranoc i powodzenia.
Czekolada była kremowa i słodka, ale u ustach Tallie smakowała jak żółć, więc
upiła tylko kilka łyków. Była w stanie myśleć tylko o Marku i podróży, którą zamierzał
przedsięwziąć.
W jednej z gazet znalazła artykuł o nowym prezydencie Bulezy i przeczytała od
deski do deski. Miał rządzić dożywotnio i bezwzględnie rozprawiał się z każdym, kogo
uznał za wroga, najwyrazniej kierowany strachem. Marka uratowali poprzednio ludzie
postrzegani jako oponenci tyrana.
Usiadła na łóżku, wpatrzona w przestrzeń, schwytana w kleszcze miłości, samotno-
ści i obawy. Wraz z jego odjazdem zniknie niebezpieczeństwo zdradzenia się przed nim
R
L
T
ze swoimi uczuciami, ale to nie stanowiło żadnego pocieszenia. Już nie. Gdyby miało
stać się najgorsze, żałowałaby do końca życia, że nie starczyło jej odwagi, by wyznać mu
miłość, nawet narażając się na drwinę lub obojętność.
Kiedy na dworze zaczęło dnieć, usłyszała jego kroki i w jednej chwili wiedziała, co
musi zrobić. Przebiegła przez pokój, otwierając szeroko drzwi. Odwrócił się, widocznie
zaskoczony, ze skórzaną torbą podróżną zwisającą z ramienia i walizką w drugim ręku.
- Nie chciałem cię obudzić. Przepraszam.
- Nie obudziłeś mnie. Czekałam.
- Dlaczego? - Uniósł pytająco brew. - Myślałem, że już się pożegnaliśmy.
- Nie... Chciałam cię prosić, żebyś na siebie uważał, bo gdybyś miał nie wrócić...
gdybym cię miała już nigdy nie zobaczyć... to ja tego nie przeżyję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl