[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w nią. Patrząc na ciemną, zaschniętą krew swojej córki, Kim utwierdził się
w brutalnej prawdzie: Becky nie żyje. On zaś nie był w stanie niczego zrobić,
żeby ją uratować. Zaczął łkać. W geście bezradności oparł głowę na kierownicy.
* * *
Tracy potrząsała głową, nie wierząc w to, co się stało. Przeczesywała ręką
splątane włosy, podczas gdy Marsha głaskała ją po ramieniu. Poza wszystkim
trudno było jej uwierzyć, że pociesza ją ktoś obcy.
Tracy zareagowała zupełnie inaczej niż Kim. Zamiast wypaść z sali w ślepej
furii, czuła całkowite odrętwienie, nie mogła nawet płakać.
Zaraz po nagłym wyjściu Kima Claire i Kathleen odprowadziły Tracy do
poczekalni. Marsha szła za nią, chociaż Tracy nie zdawała sobie wtedy sprawy z
jej obecności. Claire i Kathleen zostały z Tracy przez jakiś czas, żeby złożyć
jej wyrazy współczucia i wytłumaczyć, co się stało. Odpowiadając na pytania,
nie pominęły żadnego szczegółu, włącznie z tym, że toksyna najwyrazniej
zaatakowała mięsień sercowy i osierdzie.
Claire i Kathleen zaproponowały, że pomogą Tracy wrócić do domu, ale
powiedziała, że ma samochód i zdoła pojechać sama. Dopiero wtedy, gdy obie
lekarki oddaliły się, Tracy uświadomiła sobie, że Marsha ciągle jej
towarzyszy; obie kobiety zaczęły długą rozmowę.
- Chcę pani podziękować, że została pani ze mną przez ten cały czas - odezwała
się Tracy. - Była mi pani wielką podporą. Mam nadzieję, że nie zanudziłam pani
tymi wszystkimi opowieściami o Becky.
- Musiała być wspaniałym dzieckiem.
- Najlepszym - powiedziała melancholijnie Tracy. Potem odetchnęła głęboko i
wyprostowała się na krześle. Obie kobiety siedziały w najdalszym kącie
poczekalni, przy oknie, na ustawionych obok siebie krzesłach. Długie cienie
póznego, zimowego popołudnia kładły się na ziemi.
- Wie pani - mówiła Tracy. - Rozmawiamy już chwilę, a nie wspomniałyśmy
jeszcze o moim byłym mężu, który przecież przywiózł tu panią.
Marsha skinęła głową.
- %7łycie jest pełne niespodzianek - westchnęła Tracy. - Oto tracę ukochaną
córkę, która była sensem mojego życia, i z zaskoczeniem stwierdzam, że martwię
się o niego. Mam tylko nadzieję, że odejście Becky nie załamie go do końca.
- Co pani ma na myśli?
- Sama nie wiem - wyznała Tracy. - Jestem przerażona tym, co on może zrobić.
Niedawno aresztowano go za pobicie kierownika restauracji, w której, jak
sądzi, zaraziła się Becky. Mam nadzieję, że nie posunie się do szaleństwa i
nie zrobi krzywdy komuÅ› lub sobie.
- Rzeczywiście, wydaje się zły - zgodziła się Marsha.
- Aagodnie powiedziane. Zawsze był takim perfekcjonistą. Kiedyś swoją złość
kierował przeciwko sobie. Czynił z niej bodziec do ciągłego rozwoju, ale
zmieniło się to przez ostatnie parę lat. Między innymi dlatego się
rozwiedliśmy.
- Przykro mi to słyszeć - rzekła Marsha.
- To dobry człowiek - ciągnęła Tracy. - Skupiony na sobie egoista, ale jednak
bardzo dobry lekarz. Z całą pewnością jeden z najlepszych chirurgów w swojej
specjalności.
- To by się zgadzało. Duże wrażenie zrobiło na mnie to, że w tej sytuacji nie
przestał myśleć o innych dzieciach.
- Czy zamierza mu pani pomóc po tym, co pani dziś zobaczyła? - zapytała Tracy.
- Byłoby wspaniale, gdyby można obrócić jego złość w jakimś pozytywnym
kierunku.
- Bardzo bym chciała pomóc. Ale zdaje się, że niezle mnie przestraszył. Nie
znam go tak dobrze jak pani, trudno mi jakoś ogarnąć jego działania - odrzekła
Marsha.
- Rozumiem. Mam jednak nadzieję, że pani to przemyśli. Dam pani jego adres.
Znam go dobrze i jestem pewna, że zaszyje się gdzieś, aż gniew i poczucie
niesprawiedliwości każą mu wyjść. Liczę na to, że z pani pomocą jego energia
skupi się na działaniu, które zmieni coś na lepsze.
* * *
Marsha wsiadła do samochodu. Nie ruszyła od razu, lecz zamyśliła się nad
wydarzeniami tego dziwnego dnia. Wszystko zaczęło się wtedy, gdy pod wpływem
impulsu postanowiła przepracować parę nadgodzin w Mercer Meats.
Zastanawiała się, w jaki sposób zdobyć informacje potrzebne Kimowi.
Pochodzenie mięsa z różnych partii było zapisane w księgach, ale czytanie
poszczególnych zapisów wykraczało poza sferę jej obowiązków. Jej praca
ograniczała się do sprawdzania, czy księga jest prowadzona na bieżąco. Marsha
wiedziała, że ktoś zawsze ma ją na oku, i zastanawiała się, jak mogłaby to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl