[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nich nie zjawiÄ™.
Rozdział 10
Godzina 9.50
Nancy Sellers pracowała w domu tak intensywnie, jak mogła. Z komputerem
podłączonym do głównej sieci Serotec Pharmaceuticals i ze znakomitą grupą techników w
swoim laboratorium potrafiła wykonać w domu znacznie więcej pracy niż w biurze.
Podstawowym powodem takiego stanu rzeczy było fizyczne odosobnienie, które chroniło ją
od tysiąca problemów związanych z kierowaniem dużym laboratorium badawczym i
wynikającego z nich bólu głowy. Drugim powodem był spokój wyciszonego domu,
sprzyjający kreatywności.
Przyzwyczajona do całkowitej ciszy natychmiast zwróciła uwagę na trzaśniecie
frontowych drzwi. Była dziewiąta pięćdziesiąt. Pomyślała pesymistycznie, że muszą to być
złe wiadomości, więc zatrzymała program, w którym pracowała, wstała i wyszła z gabinetu.
Zatrzymała się przy balustradzie i spojrzała w dół na główny hol. W polu widzenia
pojawił się Jonathan.
Dlaczego nie jesteś w szkole?! zawołała Nancy z góry. Jednocześnie otaksowała go
wzrokiem, szukając śladów choroby. Krok miał jednak normalny, kolor cery także wydawał
się właściwy.
Jonathan zatrzymał się u podnóża schodów i popatrzył w górę.
Musimy z tobą porozmawiać powiedział.
Co znaczy my ? spytała Nancy. Ale ledwie rzuciła pytanie, zobaczyła za plecami
syna młodą kobietę. Dziewczyna uniosła głowę.
To Candee Taylor, mamo Jonathan przedstawił koleżankę.
Nancy wyschło w ustach. Zobaczyła buzię chochlika i niezle zbudowane młode ciało.
Pierwszą myślą, która przemknęła przez jej umysł, było podejrzenie o ciążę. Bycie matką
nastolatka to jak balansowanie na linie za rogiem cały czas czai się niebezpieczeństwo.
Już schodzę powiedziała. Idzcie do kuchni.
Weszła jeszcze do sypialni, ale raczej żeby uspokoić emocje, a nie poprawić swój
wygląd. Martwiła się, że Jonathan wpadnie w tego rodzaju kłopoty, kiedy jego
zainteresowanie dziewczynami pojawiło się niczym meteor, a on sam stał się zamknięty i
niekomunikatywny.
Gdy uznała, że jest przygotowana, zeszła do kuchni. Czekali na nią. Wzięli sobie po
filiżance kawy. Nancy też sobie nalała i usiadła na stołku przy kuchennym pulpicie dzielącym
pomieszczenie na dwie części. Dzieciaki siedziały przy stole.
Dobra powiedziała Nancy, przygotowana na najgorsze. Strzelajcie.
Zaczął Jonathan. Candee najwyrazniej była zdenerwowana. Opisał, jak zachowują się
rodzice Candee. Powiedział, że był tam zeszłego popołudnia i osobiście widział, co się dzieje.
I to o tym chcieliście mi powiedzieć? zapytała Nancy. O rodzicach Candee?
Tak odparł Jonathan. Widzisz, mama Candee pracuje w księgowości w Serotec
Pharmaceuticals.
To pewnie Joy Taylor domyśliła się Nancy. Starała się, aby ton jej głosu nie zdradził
ulgi, jaką odczuła. Rozmawiałam z nią wiele razy.
O tym właśnie pomyśleliśmy powiedział Jonathan. Mamy nadzieję, że zgodzisz się
z nią porozmawiać, bo Candee jest naprawdę wystraszona.
Cóż takiego dziwnego robi pani Taylor?
Oboje, mama i tata poprawiła ją Candee.
Mogę ci opowiedzieć, jak to wygląda z mojego punktu widzenia zaproponował
Jonathan. Aż do wczoraj nie chcieli widzieć mnie w pobliżu. Za żadne skarby. Nagle
wczoraj okazali się tak przyjacielscy, że nie mogłem uwierzyć. Zaproponowali mi nawet,
żebym został na noc.
Dlaczego uznali, że chciałbyś zostać na noc? zapytała Nancy.
Jonathan i Candee wymienili spojrzenia. Oboje zarumienili siÄ™.
Mówisz, że zasugerowali, abyście spali razem? sprecyzowała.
No tego tak dosłownie nie wyrazili odpowiedział Jonathan. Ale tak to odebraliśmy.
Chętnie coś powiem twoim rodzicom stwierdziła Nancy i tak też myślała. Była
przerażona.
Ale to nie wszystko wtrąciła Candee. Zupełnie jakby byli innymi ludzmi. Kilka dni
temu mieli zero przyjaciół. Teraz nagle wszędzie dookoła nich są ludzie... cały dzień i noc
gadajÄ… o wiecznie zielonych lasach, zanieczyszczeniach atmosfery i tym podobnych
sprawach. Ludzie, których, przysięgam, nigdy wcześniej nie spotkali, kręcą się po domu.
Muszę zamykać drzwi do sypialni na klucz.
Nancy odstawiła filiżankę z kawą. Czuła zakłopotanie w związku z pierwotnym
podejrzeniem. Popatrzyła na Candee i zamiast uwodzicielskiego powabu dostrzegła
przestraszone dziecko. Wyraz jej twarzy poruszył w niej jakąś strunę instynktu
macierzyńskiego.
Chętnie porozmawiam z twoją matką oznajmiła Nancy. A na razie, jeśli chcesz,
możesz zostać u nas, w gościnnym pokoju. Ale będę miała was na oku, żadnych wygłupów.
Wiecie, co mam na myśli.
Co ma być? zapytała Marjorie Stephanopolis. Oboje, Cassy i Pitt, zauważyli jej
promienny uśmiech. Piękny dzień, kto by pomyślał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]