[ Pobierz całość w formacie PDF ]

można samemu ją wymierzyć.
Pan Treves ciepło stwierdził:
 Niezwykle zgubna doktryna, panie Royde. Takie działanie jest nieuzasadnione!
 Ja mam inne zdanie. Zakładam, że fakty nie budzą wątpliwości, jedynie prawo jest bezsilne!
 Jednak wymierzanie sprawiedliwości przez osoby prywatne jest niedopusz-czalne!
omas lekko się uśmiechnął.
 Nie zgadzam się  rzekł.  Jeżeli takiemu typowi powinno się skręcić kark, nie mam żadnych
oporów, żeby wziąć to na swoje sumienie.
 Ale wtedy z kolei pan sam złamie prawo i będzie podlegał karze!
omas nadal się uśmiechał.
 Musiałbym być ostrożny, oczywiście... Trzeba by wykazać się nie lada przebiegło-
ścią...
Rozległ się jasny głos Audrey:
 Znalezliby ciÄ™ i tak, omas.
 A ja myślę, że nikomu by się to nie udało.
 W jednej sprawie, którą prowadziłem...  zaczął pan Treves i przerwał. Dodał
przepraszająco:  Kryminologia, proszę państwa, to moje hobby.
 Prosimy, niech pan mówi  powiedziała Kay.
 Mam spore doświadczenie w sprawach kryminalnych. Zaledwie kilka z nich było naprawdę
interesujących. Większość morderców to osobnicy żałośnie nieciekawi i nie-58
59
zmiernie krótkowzroczni. Jednak mogę opowiedzieć wam o pewnym interesującym przypadku.
 Tak, proszę  znów odezwała się Kay  lubię słuchać o morderstwach.
Pan Treves mówił powoli i dobierał słów z największą starannością.
 Sprawa ta dotyczyła dziecka. Nie podam państwu oczywiście ani wieku, ani płci rzeczonego
dziecka. Fakty przedstawiały się następująco: dwójka dzieci bawiła się łukiem i strzałami. Jedno z
dzieci strzeliło tak, że grot przeszył ważne organy drugiego, co w rezultacie doprowadziło do zgonu
dziecka. Orzeczono śmierć wskutek nieszczęśliwego wypadku. Dziecko, które było sprawcą
wypadku, znajdowało się w stanie szoku, wszyscy się nad nim litowali i współczuli mu.  Przerwał.
 To wszystko?  spytał Ted Latimer.
 To było wszystko. Nieszczęśliwy wypadek. Ale jest jeszcze inny wątek tej historii.
Otóż pewien farmer jakiś czas przedtem przypadkowo przejeżdżał drogą przez pobliski lasek. Tam
na polance zauważył dziecko, które ćwiczyło się w strzelaniu z łuku.
Przerwał, pozwalając słuchaczom wyciągnąć wnioski.
 Myśli pan  spytała Mary Aldin z niedowierzaniem  że to nie był wypadek? %7łe to było
zrobione naumyślnie?
 Nie wiem i nigdy nie byłem pewny. W trakcie przesłuchania twierdzono, że dzieci nie były
obeznane z łukiem i strzałami i nie umiały się nimi posługiwać.
 A tak nie było?
 W przypadku jednego z dzieci z pewnością nie było to prawdą.
 Co zrobił ten farmer?  szeptem spytała Audrey.
 Nic. Do dziś nie wiem, czy postąpił słusznie. Chodziło przecież o całą przyszłość dziecka.
Wydawało mu się, że wszelkie wątpliwości powinny przemawiać na korzyść dziecka.
Audrey spytała:
 Ale pan nie ma wątpliwości, że to nie był wypadek?
 Osobiście jestem przekonany, że mieliśmy tu do czynienia z autentycznym mor-derstwem
doskonałym, w najdrobniejszych szczegółach zaplanowanym i zrealizowa-nym przez to dziecko 
oświadczył z powagą pan Treves.
 A motyw?  spytał Ted Latimer.
 Owszem, były motywy. Dziecinada: dokuczanie, robienie na złość, przezywanie.
Wystarczyło, żeby rozpalić nienawiść. U dziecka nie trzeba wiele...
 Ale ta premedytacja!  zawołała Mary.
Pan Treves przytaknÄ…Å‚.
 Tak, premedytacja, to było brzydkie. Dziecko, które metodycznie, dzień w dzień ćwiczy z
morderczym zamiarem w sercu, a potem daje popis aktorstwa: niezręczny strzał, udawana rozpacz i
smutek  to wprost niewiarygodne. Do tego stopnia niewia-58
59
rygodne, że wątpię, iżby uwierzył w to sąd.
 Co się stało z tym... z tym dzieckiem?  zaciekawiła się Kay.
 Zdaje się, że zmieniono mu nazwisko. To była głośna sprawa, więc okazało się to konieczne. Dziś
to dziecko jest dorosłym człowiekiem gdzieś w świecie. Jedno tylko mnie zastanawia: czy nadal ma
serce mordercy?
I dodał w zamyśleniu:
 To było wiele lat temu, ale rozpoznałbym mojego małego mordercę wszędzie.
 Na pewno nie  sprzeciwił się Royde.
 Ależ tak. Miał pewien znak szczególny, no, ale nie będę już więcej o tym mówił. To niezbyt miły
temat, Powinienem już iść.
Wstał.
 Może strzemiennego?
Trunki stały na stole w drugiej części pokoju. omas Royde, który był w pobliżu, wyjął korek z
kara i z whisky.
 Whisky z wodÄ… sodowÄ…, panie Treves? A pan, Latimer, czego siÄ™ napije?
Nevile półgłosem zwrócił się do Audrey:
 Wieczór taki piękny. Chodzmy się przejść.
Stała w drzwiach, patrząc na zalany światłem księżyca taras. Minął ją i stanął na ze-wnątrz, czekając
na nią. Cofnęła się do pokoju i przecząco pokręciła głową.
 Nie, jestem zmęczona. Chyba pójdę do łóżka.
Przeszła przez pokój i zniknęła. Kay ziewnęła szeroko.
 Ja też jestem śpiąca. A ty, Mary?
 Tak, ja chyba też. Dobranoc, panie Treves. omas, zaopiekuj się panem Trevesem.
 Dobranoc, panno Aldin. Dobranoc, pani Strange.
 Będziemy w twoim hotelu na lunchu, Ted  powiedziała Kay.  Możemy się wy-kąpać, jeśli
nadal będzie tak ciepło.
 Cudownie. Będę się za tobą rozglądał. Dobranoc, panno Aldin.
Obie kobiety wyszły.
Ted Latimer zwrócił się uprzejmie do pana Trevesa:
 Idę w tę samą stronę, co pan  do promu, więc mijam pański hotel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl